Ruter

Maj 2009

poniedziałek wtorek środa czwartek piątek sobota niedziela
        1 2 3
4 5 6 7 8 9 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30 31
 

Piątek (1 V)

Na porannym spacerze szaleństwom z Sunny nie było końca.

Na popołudniowym spacerze natomiast Ruter preferuje spokojne obgryzanie patyków.

 

Sobota (2 V)

Poranny spacer był ponury, bo pogoda nie dopisała. Ciężkie chmury i chłód nakłoniły mnie do rezygnacji z wycieczki. Niestety żałowałem później tej decyzji, bo koło południa pogoda zrobiła się piękna. Na popołudniowym spacerze był już upał.


Ruter szuka cienia.

Niedziela (3 V)


Poranny spacer po łące osiedlowej w pełnym słońcu i z piłką w pysku.

Piękny poranek upewnił mnie w przekonaniu, że dzisiaj warto będzie wybrać się z Ruterem na wycieczkę. Od kilku dni czekałem na taka okazję, więc trasę miałem przygotowaną. Tak się jednak złożyło, że wypadło mi ją zrealizować dokładnie w rok po jej pierwszym przejściu. Otóż dokładnie rok temu, 3 maja 2008, wybrałem się z Ruterem na pierwszą wycieczkę poza Kraków, a mianowicie w Pasmo Bukowca. Punktem wyjścia, tak jak i rok temu, jest parking w Bęczarce przed kościołem.


Rozpoczynamy wycieczkę.


Trasa nieco zmodyfikowana. Tym razem bez szukania trafiamy na ścieżkę grzbietową.

Trasa miała być w zasadzie taka sama jak rok temu, ale z kilkoma modyfikacjami. Po pierwsze chciałem już na samym początku odnaleźć dojście na ścieżkę grzbietową by nie przedzierać się wzdłuż potoku jak rok temu. Po drugie na szczycie chciałem odnaleźć ścieżkę na grzbiet wyprowadzający przez las na trzecią polanę, by nie przedzierać się na przełaj przez las jak poprzednio. Dalej chciałem zejść do wsi nieco wcześniej, by wyjść od razu na potok po drugiej stronie, no i na koniec chciałem przejść przez las po północnej stronie wsi zamiast iść szosą.


Tą ścieżką wędruje się znacznie łatwiej niż na przełaj przez las, jak rok temu.

Pierwszy zamiar udał się znakomicie. Spacer, dzięki temu okazał się tak prosty, że aż banalny. Bez wysiłku spacerkiem podążaliśmy więc szeroką i wygodną ścieżką przez las po grzbiecie Pasma Bukowca. Gdy i ścieżka na grzbiet północny okazała się właściwa postanowiłem zrobić krótki odpoczynek - tuż w pobliżu ostrego wąwozu.

Po chwili odpoczynku Ruter pierwszy coś zauważył, bo cały sprężony z uwagą wpatrywał się w głąb lasu. Po chwili i ja zauważyłem ruch. Coś szybko przemykało pomiędzy drzewami. Uniosłem aparat by zrobić zdjęcie, lecz wtedy zdałem sobie sprawę, że to nie jest sarna. Raczej lis, a może nawet wilk. Ta myśl zmroziła mnie. Chwyciłem Rutera za obrożę by przytrzymać go w miejscu - nie wiedziałem jak zareaguje. Po chwili na ścieżkę wybiegły dwa psy i ruszyły w moją stronę.


Spotkanie z nieznajomymi. Na szczęście okazali się bardzo przyjacielscy.

Były już całkiem blisko, gdy nasza obecność powstrzymała je. Przypatrywały się nam przez chwile i najwyraźniej nie wiedziały co zrobić. Wycofały się kilkanaście metrów by po chwili ponownie sie zbliżyć. Jednak w odległości około 10 metrów znowu zastopowały. Najwyraźniej chciały przejść ścieżką a ja byłem dla nich przeszkodą. W tym miejscu akurat nie mogły obejść mnie lasem, bo z jednej strony był dość stromy stok góry a z drugiej głęboki wąwóz.

Zrozumiałem, że raczej nie są agresywne a chcą tylko przejść ścieżką. Zagwizdałem więc na nie zachęcająco, i ku mojemu zdumieniu od razu zareagowały wesoło. Podbiegły najwyraźniej ośmielone i choć z pewną rezerwą to jednak zbliżyły się do mnie merdając ogonami. Uznałem, że nie są fałszywe i machanie ogonem jest szczere. Prawdopodobnie onieśmielał je Ruter, był od nich większy. jednak Ruter siedział spokojnie koło mnie i tylko bacznie je obserwował. Wreszcie podeszły do Rutera i obwąchały go, co Ruter zniósł ze stoickim spokojem. Następnie zbliżyły się i do mnie przyjmując nawet po jednym ciastku. Gzy zorientowały się, że z naszej strony nić im nie zagraża, pobiegły sobie wesoło ścieżką w swoją stronę.


Idziemy dalej. Ruter wypatruje czegoś w lesie.


Odpoczynek na znajomej trzeciej polance.


Schodzimy do Bęczarki.

Do wsi zeszliśmy 300 metrów od miejsca w które chciałem trafić. Od razu więc po drugiej stronie szosy skręciliśmy znowu w las. Niestety, tutaj ścieżka szybko się skończyła, a do wyznaczonego punktu po drugiej stronie potoku nie ryzykowałem przedzierania się. Postanowiłem więc iść równolegle do wąwozu na przełaj przez las.


Po drugiej stronie wsi szukamy ścieżki przez las.

Stok w tym miejscu okazał się bardzo stromy. Na szczęście las nie był gęsty i wreszcie zmęczeni wyszliśmy z lasu na łąki dobre kilkaset metrów od miejsca gdzie planowałem.


Ruter dostał ataku śmiechu, gdy wytłumaczyłem mu którędy mieliśmy iść przez ten las.

Dalej łąkami i polami wzdłuż stoku zeszliśmy łagodnie do wsi. Przed pierwszymi zabudowaniami zaczynaliśmy się na odpoczynek.


Znów zbliżamy się doi wsi. Tutaj Ruter urządził sobie polowanie na kury.

Dalej ścieżka prowadziła  wzdłuż gospodarstwa. A w gospodarstwie, jak to na wsi, biegały sobie kury. Na ich widok Rutera ogarnął szał. Rzucił się do gonitwy. Niestety nie zważając na żadne przeszkody urządził sobie polowanie po podwórzu. Przestał reagować na jakiekolwiek wołanie. Jego gonitwom po zagrodzie towarzyszył wrzask gospodarzy którzy na widok tego potwora goniącego ich drób rozpoczęli pogoń za Ruterm. Powstrzymała Rutera dopiero gospodyni, która bohatersko zagrodziła mu drogę własną osobą. Na szczęście dopadłem Rutera zanim namyśliła się zrobić to sama, dzięki temu być może Ruter uniknął miotły lub grabi.

Czwartek (7 V)


Na porannym spacerze.

Piątek (8 V)


Na porannym spacerze.


Tuż po powrocie ze spaceru - chyba było mało...

W związku z wakacyjnymi planami pojechałem dzisiaj z Ruterem do Arki w celu założenia chipa. Wszystko poszło szybko i bezboleśnie. Od dzisiaj Ruter jest już ochipowany. Ma także swój osobisty paszport. W związku z tym do obroży przybył nowy wisiorek informujący o identyfikacji psa w ogólnopolskiej i europejskiej bazie danych. Tym samym Ruter stał się psem europejskim :)


Na popołudniowym spacerze, już po ochipowaniu.

Sobota (9 V)


Tuż po północy, gdy tylko na chwilę wyszedłem z pokoju, Ruter natychmiast skorzystał z okazji.

Niedziela (10 V)

Na popołudniowym grilu w skałkach.


Z początku było nudno, nikt mnie nie częstował...


Niektórzy chyba z głodu powariowali i wieszali się na skałkach. Warto było popatrzeć.


Wreszcie dali coś do picia.


Potem kapło też coś lepszego...


Tylko spać nie mogłem, żeby czegoś nie przegapić.

Piątek (15 V)

Na porannym spacerze, jak zwykle, mało czasu. Jednak Ruter od czasu ażurowej piłeczki, potrafi dopraszać się o zabawę. Teraz do standardu weszło obchodzenie łąki osiedlowej, to czas na swoje potrzeby i obwąchiwanie okolicy, ale po wejściu na polankę natychmiast przypomina o piłeczce trącają nosem po nogach i zaglądając do kieszeni. Biada mi, jeśli zapomniałem jej wsiąść ze sobą. Wtedy Ruter spogląda na mnie z wyrzutem: "jak mogłeś zapomnieć piłeczki !", by po chwili poszukać sobie innego zajęcia. Tym razem kopania dołków:


Ruter jeszcze mi nie dowierza, że nie wziąłem piłeczki.


Nie to nie. W takim razie pobawię się sam...

 

Sobota (16 V)

Dziś Ruter spałaszował swoje śniadanie (200g karmy RC) bez zachęty.  Jednak gdy chwilę później usłyszał przygotowania w moim pokoju do śniadania, natychmiast zajął swój punk strategiczny i zamarł w oczekiwaniu.


Ruter w napięciu śledzi każdy ruch przy stole.

Niedziela (17 V)

Na porannym spacerze. Ruter powoli traci tak intensywne zainteresowanie zabawą piłeczką. Coraz częściej zabawa ta zaczyna przypominać stan z przed roku. To znaczy Ruter bardzo żywo rzuca się za rzuconą piłeczką, ale po schwytaniu jej w pyszczek zazwyczaj traci zainteresowanie, wypuszcza ją i zajmuje się czymś innym. Zdarza się nawet, że już mu się nie chce za nią biec. Czasami jednak zabawa trwa w najlepsze.

 

Poniedziałek (18 V)

Wieczorem Ruter dba o towarzystwo. Wiewiórka jest w łąsce od samego początku, to jest już od ponad roku. Czasem znosi do legowiska nawet obie. Kładzie się przy nich i wygląda na to, że to mu wystarcza. Anka zaczyna poważne rozważania na nabyciem drugie psa, dla towarzystwa.

 

Czwartek (21 V)

Na porannym spacerze. Zabawa piłeczką czasem jeszcze Rutera zajmuje.

 

 

Sobota (23 V)

Popołudniowy spacer z Sunny i Sarą.

Wszystkie zdjęcia z tego dnia są autorstwa właścicielki Sary i dzięki jej uprzejmości mogły tu się znaleźć.

 

Niedziela (24 V)

Popołudniowy spacer po Solvayu, z Sunny. Spotkaliśmy się na samym początku spaceru, więc Ruter był wniebowzięty.

 

Czwartek (28 V)

Rano, tuż przed moim wyjściem, Ruter skorzystał z okazji i przemknął się do pokoju Hanki, przytargał ukochaną wiewiórkę na wersalkę i położył sie koło niej przytulony. Miałem spory kłopot by namówić go do opuszczenia pokoju.

Spoglądał na mnie swoim niewinnym wzrokiem i udawał, że nie rozumie o co mi chodzi. Dopiero po dłuższej chwili i po zmianie tonu na bardziej stanowczy, zwlókł się powoli i w morzu rozpaczy poczłapał na korytarz do swojego legowiska. Serce mi się kroiło. Potrafi, bydle, wzbudzić litość :))

 

Sobota (30 V)

Już w środku nocy, gdzieś tak przed drugą godziną, Ruter zaskoczył mnie dopraszając się czegoś. Siadł na łóżku tuż koło mojej głowy i nachylony nade mną oczekiwał na coś spokojnie. W miarę upływu czasu i braku mojej reakcji zaczął się niecierpliwić. Rozglądał się na wszystkie strony spoglądając co chwila na mnie. Robił przy tym spore wrażenie, gdyż nachylony był nade mną tuż nad moją głową.

Wreszcie domyśliłem się, że chodzi mu o moją pluszową maskotkę pieska, która stała na monitorze. Postanowiłem mu ją dać. Okazało się, że właśnie tego mu było potrzeba. Pokręcił się trochę po łóżku szukając wygodnego miejsca, aż wreszcie położył się na mnie, położył pieska na moim brzuchu i tu zaczął się nim zajmować, jakby był małym szczeniaczkiem.

 

 


(c) Aleksander Piwkowski

Kraków, 2008