Ruter

Czerwiec 2008

poniedziałek wtorek środa czwartek piątek sobota niedziela
            1
2 3 4 5 6 7 8
9 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30            
 
Mordki czerwcowe

 

Niedziela (1 VI)

Dziś Ruter usiłował wymusić na mnie spacer już przed 5-tą. Wsparł się przednimi łapami na wersalce i oparł ciało o moje nogi. Udałem jednak że śpię. Po kilkunastu minutach drzemki zorientowałem się że Ruter dalej opiera się o moje nogi. Zaintrygowany uniosłem głowę i zobaczyłem Rutera zwiniętego w kłębek na wersalce u moich stóp. Pod presją mojego głosu i wzroku zszedł posłusznie z wersalki i po chwili ulokował się na parapecie. Dało mi to jeszcze dodatkową godzinkę snu. Jednak po 6-tej obudziło mnie skomlenie. Tym razem nie było wyjścia, trzeba było wstawać. Pomimo przepięknej pogody nie spotkaliśmy jednak innych piesków, stąd poranny spacer zakończył sie po pół godzinie.

O 11-tej zabrałem Rutera ponownie na króciutki spacer po osiedlu. Celem było dokładne zważenie Rutera. Bez problemów Ruter dał się ulokować na wadze i nawet bardzo ładnie siedział na niej przez dłuższy czas nieruchomo. Pomimo tego waga nie chciała się ustabilizować jednak odczyty oscylowały około 29,5kg. Tak więc zgodnie z przewidywaniami z połowy maja Ruter osiąga na koniec początku czerwca prawie 30kg.


Powrót z ważenia poprzez łąki pomiędzy blokami.

 

Poniedziałek (2 VI)

Na dzisiejszy spacer wieczorny znowu wybrałem się z aparatem w ręku mając nadzieję na upolowanie Hektora. Tym razem udało się w ostatniej chwili. Słońce już skryło się za budynkami i zapadł wieczorny lekki mrok, ale z pomocą lampy błyskowej udało się zrobić kilka ujęć. Efekt można zobaczyć na stronie znajomych Rutera. Poniżej kilka innych zdjęć zrobionych przez Artura na tym samym spacerze.


Ruter i Tina


Portret Rutera.

Wtorek (3 VI)


Popołudniowy spacer

Już kilkanaście dni temu Artur opowiadał mi, że zauważył na spacerze u Rutera próbę podnoszenia tylnej łapy podczas siusiania. Od kilku dni ja też zauważyłem u Rutera taką skłonność. Trudno jednak było udokumentować te przypadki, ponieważ Ruter wykonywał to bardzo szybko: podbiegał do kępy traw, podnosił nogę i po sekundzie biegł już dalej. Dziś jednak udało mi się uwiecznić taki moment na poniższym zdjęciu. Wygląda więc na to, że Ruter powoli osiąga dojrzałość, przynajmniej psychiczną.


Ruter z podniesioną tylną łapą

Czwartek (5 VI)

Na porannym spacerze o 6:15.


Szukanie obiektu do zabawy


Podchody do gołębia.

Jednak na próżno, gołąb uciekł :)

 

Piątek (6 VI)

Na porannym spacerze zabawy z Frodo.

 

Sobota (7 VI)

Popołudniowy spacer po osiedlu zaowocował spotkaniem z kilkoma pieskami, w tym także z Sani. Sani spotkaliśmy po raz pierwszy od dłuższego czasu i to akurat w sytuacji gdy na spacer z Ruterem wyszedłem razem z Artkiem, który tak jak i ja zabrał ze sobą aparat fotograficzny. Wreszcie galeria znajomych Rutera będzie uzupełniona o dobre zdjęcia Sani.


Ruter przybiega na zawołanie.


Powyżej dwa zdjęcia Rutera z Sani w wykonaniu Artura.

Poniżej kilka innych ujęć zabawy Rutera z Sani

Po zabawie z Sani jeszcze chwila odpoczynku przed obiadem. Ruter na pewno nie ma nic przeciwko temu.

Artur szukał dobrego ujęcia z pełnym poświęceniem.


A oto jeden z fotograficznych efektów wysiłków Artura.

 

Wieczorny sześciogodzinny pobyt na błoniach dla asysty podczas pracy sędziowskiej Hanki w 24-ro godzinnym biegu wokół błoń. Bez przekonania wziąłem ze sobą Rutera ponieważ nie byłem pewien czy będą warunki żeby z nim gdzieś pospacerować. Na szczęście okazało się, że na samych błoniach ludzi jest mało i było dość wolnego miejsca dla mnie i dla Rutera.

Najpierw jednak zaczęliśmy od krótkiego spaceru po środku tej olbrzymiej łąki. Dwie następne godziny spędziliśmy przy stoliku sędziowskim obserwując zawody i fotografując zawodników i sędziów. Ruter nie chciał odpoczywać w samochodzie, więc wziąłem go ze sobą ale przywiązałem do drzewa kilka metrów od stolika sędziowskiego. Sam kręciłem się z aparatem w pobliżu w odległości nie większej niż kilkanaście metrów.


Ruter przywiązany do drzewa zerka w stronę Hanki.

Po 19-tej zacząłem się nudzić więc postanowiłem spróbować swoich sił w biegu przynajmniej na jedno okrążenie. Rutera postanowiłem pozostawić w tym czasie w pobliżu Hanki ale dalej przywiązanego do drzewa. Miał tam swój kocyk i zachowywał się bardzo spokojnie, poza tym jedno okrążenie zawodnicy pokonywali w tempie około 20 minut, więc postanowiłem zaryzykować.


Ruter obserwuje mnie pilnie przez cały czas.

W biegu podczepiłem się pod jednego z zawodników, którego dogoniłem wkrótce po wystartowaniu. Dostosowałem się do jego tempa i dalej całe okrążenie pokonałem biegnąc tuż za nim. Do stolika sędziowskiego powróciłem po niecałych 20 minutach i na miejscu zastałem już Artura, który w między czasie dołączył do nas wracając z miasta. Siadłem pod drzewem koło Rutera, który dalej leżał grzecznie na kocyku, i przez chwilę odpoczywałem. Ruter wykorzystał to by bardzo intensywnie przytulić się do mnie i wylizać po policzku i uszach skomląc z zadowolenia. Robił to tak intensywnie że odniosłem wrażenie iż skarży mi się na coś. Byłem jednak zbyt zmęczony biegiem by sprawdzić o co chodzi.


Powstrzymuję Rutera przed zbyt intensywnym lizaniem mnie po twarzy.

Gdy tylko ochłonąłem po biegu postanowiłem wynagrodzić Ruterowi oczekiwanie i zabrać go na spacer. Rozpocząłem od zdjęcia smyczy i odczepienia Rutera od drzewa i wtedy właśnie okazało się, że szelki Rutera są w kawałkach. Okazało się, że Ruter wcale nie tak spokojnie spędził te 20 minut rozłąki ze mną. Pomimo tego, że przecież Hanka była przez cały czas od niego o kilka metrów, to jednak Ruter musiał walczyć o uwolnienie i prawie tego dokonał, ponieważ całkowicie przegryzł jeden z rzemyków uprzęży. Teraz też stało się jasne, na co Ruter skarżył mi się po moim powrocie. 

Przegryziony rzemyk spiąłem nieco inaczej, wyregulowałem pozostałe i poszliśmy z Arturem i Ruterem na spacer. Wzięliśmy ze soba aparaty fotograficzne na wszelki wypadek, ale bez nadziei na dobre zdjęcia bo robiło się już mrocznie. Niespodziewanie jednak trafiła się dobra okazja do zdjęć ponieważ spotkaliśmy na środku łąki bardzo skora do zabawy suczkę mniej więcej wielkości Rutera i od razu miedzy nimi wywiązała się świetna zabawa. Tym razem jednak zdjęcia robił tylko Artur.

Świetna zabawa Rutera na błoniach o zmroku.

 

Poniedziałek (9 VI)

Na porannym spacerze z Arturem:

Tuż przed północą Ruter usiłował wdrapać się na swój ulubiony parapet. Niestety, z powodu upałów otworzyłem okno na oścież więc krzesło po którym zawsze wchodził na parapet było odsunięte.


Ruter usiłuje wyglądać przez okno pomimo, że nie może wejść na parapet.

Środa (11 VI)


Wieczorne wyczekiwanie na spacer...


... na spacer

 

Czwartek (12 VI)


Warowanie pod drzwiami w oczekiwaniu na mnie.

Na wieczornym spacerze Ruter spotkał się z niemal wszystkimi koleżkami na raz ponieważ ze względu na mecz z Austrią wszyscy wyprowadzili swe pociechy o jednej porze. Przez cały więc czas zabawa była intensywna. Dziś w psiej fotografii ćwiczył się Artur.


Wyścig z Bafi


W walce o piłkę

 

Sobota (14 VI)

Dzisiejszą wycieczkę do Lasku Tynieckiego rozpoczęliśmy od zważenia Rutera. Wynik: 30,7kg. Tym razem na wycieczkę zabrał się z nami Artur. Zrobiliśmy spacerkiem rundkę wokół Lasku czyli naszą standardowa trasę. Dzisiaj słońce często kryło się za chmury więc nie było zbyt dobrych warunków do robienia zdjęć w lesie. Pomimo tego udało się wybrać kilka momentów godnych utrwalenia.


Czekamy na Artura


Podczas odpoczynku na "wzniesieniu nad wąwozem".


Ruter buszujący w lesie.


Wspólna zabawa patykiem.


Ruter prowadzi mnie przy pomocy patyka.


Ruter waruje przy patyku.


Ruter demonstruje swoje zmęczenie.


Na leśnej ścieżce.


Na "Ostrej Górze".


Ruter tez odpoczywa na "Ostrej Górze".

Niedziela (15 VI)

Dzisiejszy poranny spacer odbył się dość późno, bo już po siódmej godzinie. Dopiero o tej porze Ruter zaczął prosić się o spacer. Trochę się nawet ucieszyłem, bo o tej porze jest nieco lepsze oświetlenie a miałem nadzieję zrobić kilka dobrych zdjęć. Niemal od razu spotkaliśmy na spacerze Werę. Niestety, akurat wtedy słońce skryło się za chmurami, ale i tak udało mi się uwiecznić Werę i wprowadzić jej portret do galerii znajomych Rutera.

Zabawa zaczęła się od tańca Wery wokół Rutera.

 

Później Ruter tańcował wokół Wery.

 


Na koniec wspólnie poszli na spacer.

 

Wtorek (17 VI)

Ponieważ dwa tygodnie temu Ruter pogryzł szelki a obroża jest już za mała dla niego więc rozglądałem się za porządną obrożą. Dziś wreszcie trafiłem na skórzaną i dostatecznie dużą dla Rutera. Przy okazji kupiłem tez piłeczkę - jeża i to w dodatku piszczącą.

Popołudniowy spacer.- Ruter zapoznaje się z nowa zabawką.

 

Ruter prezentuje nową obrożę.

 


Po spacerze i obiedzie należna sjesta na parapecie.

 

Piątek (20 VI)


Spotkanie z Loko na wieczornym spacerze.

 

Sobota (21 VI)

Dziś miała być dwu dniowa wyprawa z namiotem w góry, ale w ostatniej chwili rozmyśliłem się. Zamiast tego postanowiłem przegonić Rutera po Paśmie Barnasiówki. Co prawda byliśmy już w tych górach (zobacz wycieczka z 10 maja) ale wychodziliśmy wtedy z Sułkowic i doszliśmy tylko do Jasienicy. Dziś postanowiłem wyjść ze wsi Łapatówka na wprost Diablego Kamienia i poprzez ten skalny monument dojść na grzbiet a dalej grzbietem na Dalin i spowrotem. Cała trasa to około 15.5km, dla Rutera zapewne ze 20km.


Na początek bardzo strome podejście pod "Diabli Kamień".


"Diabli Kamień" zdobyty !


Ruter pod "Diablim Kamieniem" z niepokojem obserwuje moje oddalanie się.


Jesteśmy już na grzbiecie Pasma Barnasiówka.


Kwadrans odpoczynku na polance (tej samej co miesiąc temu).


Ruter wylał pojemnik z piciem i natychmiast wytarzał się w mokrej ziemi.


Idziemy na Barnasiówkę.

Gdzieś po drodze Ruter wytarzał się w czymś śmierdzącym. Cały łeb, kark, grzbiet i boki miał pokryte jakąś srebrną lub siwa cuchnąca mazią. Od tego momentu kazałem Ruterowi iść za mną a nie przedemną. Po dojściu do najbliższej większej kałuży pozwoliłem , a nawet zachęciłem go, Ruterowi wytarzać się w tej wodzie.

Ruter szuka ochłody a przy okazji usiłuje zmyć z siebie cuchnącą maż.


Chwila przymusowej radości


Dalin zdobyty.


Chwila odpoczynku w pobliżu Dalina. Ruter w "skarpetkach" z błota.


Już w drodze powrotnej.


Barnasiówka też zdobyta.


Na koniec pół godziny odpoczynku przed sklepem.

Przy okazji tego wyjazdu postanowiłem poeksperymentować z użyciem aviomarinu. Prawie każda dotychczasowa podróż samochodem dłuższa niż pół godziny (a czasem nawet znacznie krótsza) kończyła się dla Rutera wymiotami. Tym razem dałem mu jedną pastylkę pół godziny przed wyjazdem a następnie pół godziny przed powrotem. Tym razem Ruter przetrzymał całą drogę tam i z powrotem bez problemów.

Poniedziałek (23 VI)


Na popołudniowym spacerze.

Wtorek (24 VI)

Od pewnego czasu, gdy zaczęły się upały, pozostawiam na noc okno szeroko otwarte. Ponieważ jednak Ruter ma zwyczaj wylegiwania się na parapecie więc aby uniemożliwić mu wejście na parapet przy otwartym oknie (trzecie piętro) odsuwam od okna krzesło po którym nauczył się wchodzić. W ten sposób zabezpieczony spokojniej sypiam. Jednak dziś rano Ruter wskoczył na parapet wprost z podłogi. Okno było otwarte na oścież. Anka natychmiast go pochwyciła i siłą ściągnęła z parapetu. Przez chwilę wyglądało to dość groźnie. Od dzisiaj jednak będziemy musieli stosować dodatkowe zabezpieczenie przed Ruterem.

Poniżej kilka zdjęć z krótkiego popołudniowego spaceru po osiedlu.

Środa (25 VI)


Sjesta poobiednia na balkonie


i obserwacja życia osiedlowego.

 

Czwartek (26 VI)


Idziemy na popołudniowy spacer.

Chwila zabawy z nowym kolegą (Honzo ?)

 


Powrót ze spaceru.

Piątek (27 VI)


Na popołudniowym spacerze.


Na wieczornym spacerze, zabawa z Funfelem.

Sobota (28 VI)

Zapowiadana dobra pogoda na weekend to znakomity bodziec do wyjazdu na wycieczkę. Tym razem postanowiłem pojechać gdzieś dalej. Chciałem przegonić Rutera po nieco większych wysokościach niż dotychczas. Wybór padł na Masyw Mogielicy także dlatego, że można tam wytyczyć po szlakach trasę okrężną. Na punkt wyjścia wybrałem Półrzeczki. Stamtąd na Cyrlę, Mogielicę, Krzystonów i spowrotem do Półrzeczki.


Ruter już wie, że szykuje się wycieczka.
Nieodstępuje mnie na krok, abym przypadkiem nie zapomniał go zabrać.


Rozpoczynamy wspinaczkę na Cyrlę.


Na grzbiecie Cyrli. Ruter daje mi tu do zrozumienia, że należy iść inną drogą.
Niestety, nie zrozumiałem go, przez co kilkaset metrów dalej musieliśmy ostro iść w górę na skróty.


Podczas odpoczynku na Cyrli Ruter buszuje po hali.


Ruszamy dalej.


Odpoczynek przez szturmem na Mogielicę.


Na razie podejście jest znośne.


Zabójcze podejście przed samym szczytem Mogielicy. Ruter znowu obserwuje mnie z politowaniem.


Na szczycie Mogielicy.


Na Hali Mogielicy. Szukamy miejsca na odpoczynek


Leniuchujemy na Hali podziwiając widoki.


Ruter na tle wierzchołka Mogielicy.

Na Hali odpoczywaliśmy jakieś pół godziny. Było bardzo przyjemnie, ale w końcu trzeba było ruszyć dalej. Niestety okazało się wtedy, że nie mam już smyczy. Przez cały czas miałem ją w kieszeni jak zwykle tak umocowaną, że lekko wystawała. Zapewne gdzieś w pobliżu mi wypadła, ale pomimo poszukiwań nie odnalazła się. Wprowadziło to trochę niepokoju w mój nastrój ponieważ wiedziałem, że ostatnie kilkaset metrów wycieczki będziemy musieli pokonać idąc szosą przez wieś.


Pięć minut odpoczynku przed podejściem na Skalną.


Na szczycie Skalnej


Na Polanie Wały odpoczywaliśmy prawie godzinę.


Ruter zdążył się na Polanie Wały nawet przespać.


A także zjeść pełny obiad. Na deser zżarł mi wszystkie ciastka.


W drodze powrotnej stać go było nawet na zabawy.


Nie ma to jak zabawa w czystej chłodnej wodzie.


Igraszki w strumyku.


Zbliżamy się do końca wycieczki

Wbrew obawom Ruter bardzo posłusznie szedł szosą tuż koło mojej nogi. Mieliśmy do pokonania szosa około 600 metrów. Tylko w jednym momencie miałem kłopot z zapanowaniem nad Ruterm. A stało się to wtedy, gdy mijaliśmy pasące się koło drogi krowy. Ruter stał się nagle bardzo bojowy, ale to chyba ze strachu, bo musieliśmy ominąć krowy szerokim łukiem aby w ogóle Ruter dał się przeprowadzić obok nich.


W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na 5 minut zaraz za Kasiną Wielką.

W sumie wycieczka trwała około 10 godzin, z czego 3,5 godziny zeszło na przejazdy. Na taki długi czas przejazdu wpłynął fakt, że Ruter pomimo aviomarinu zwymiotował i musiałem po drodze jeszcze czyścić samochód. W drodze powrotnej dałem Ruterowi dwie pastylki aviomarinu, jedną jeszcze na Polanie Wały (jakąś godzinę przed powrotem do samochodu a później jeszcze przy samochodzie drugą). Być może dlatego w drodze powrotnej obeszło się bez sensacji.

Wędrówkę rozpoczęliśmy około 11:00 a do samochodu wróciliśmy o 17:20. Po drodze jednak kilka razy odpoczywaliśmy, w tym dwa razy po kilkadziesiąt minut (Hala Mogilicy oraz Polana Wały). Zaraz po powrocie do domu Ruter legł jak nieżywy by odespać cały dzień włóczęgi. Jednak wieczorem nie zapomniał wyciągnąć mnie jeszcze na standardowy spacer po osiedlu.

 


Start Slide Show PicLens


(c) Aleksander Piwkowski

Kraków, 2008