Ruter

Lipiec 2009

poniedziałek wtorek środa czwartek piątek sobota niedziela
    1 2  
3 - 29 VII, czyli Wielkie Wakacje !!!
  30 31    
 

 

Środa (1 VII)


Na porannym spacerze Ruter wypatruje towarzystwa do zabaw.


W zastępstwie może być zabawa kijem.


Jednak najlepiej bawimy się z Sunny, nieprawdaż ?

 

Wakacje, czyli wyprawa Rutera w Alpy (3 - 29 VII)

 03 lipca (piątek) Carnuntum.
 04 lipca (sobota) Bodensee.
 05 lipca (niedziela) Val da Rin.
 06 lipca (poniedziałek) Cortina d’Ampezzo, Dolina Ombretta.
 07 lipca (wtorek) San Pellegrino.
 08 lipca (środa) Passo dello Stelvio, Berninapass,  St. Moritz.
 09 lipca (czwartek) Abazia di Piona, Santa Caterina del Sasso.
 10 lipca (piątek) Via Francigena, Parco nazionale del Gran Paradiso
 11 lipca (sobota) Mont Blanc
 12 lipca (niedziela) Chamonix, Przełęcz Św. Bernarda, Aosta.
 13 lipca (poniedziałek) Mont Cervioio, czyli Matterhorn po Włosku.
 14 lipca (wtorek) Twierdza Bard, Baveno.
 15 lipca (środa) Ganter Bridge - dzień odpoczynku
 16 lipca (czwartek) Matterhorn
 17 lipca (piątek) Passo della Novena
 18 lipca (sobota) St. Gallen
 19 lipca (niedziela) Zurych, Lucerna.
 20 lipca (poniedziałek) Grindelwald, Kleine Scheidegg, Jungfrau, Eiger
 21 lipca (wtorek) Lauterbrunnen, Trummelbachfalle
 22 lipca (środa) Sustenpass, Aareschlucht, Furkapass
 23 lipca (czwartek) San Gottardo, Rheinschlucht, Landwasserviadukt
 24 lipca (piątek) Davos
 25 lipca (sobota) Innsbruck, Krimml Waterfalls
 26 lipca (niedziela) Großglockner
 27 lipca (poniedziałek) Salzburg, Stillenachtkapelle w Oberndorf
 28 lipca (wtorek) Hallstatt
 29 lipca (środa) Bad Goisern, Hallstätter See

 

Piątek (3 VII)

Ruter zaskakująco dobrze znosi podróż samochodem. Częściowo śpi na tylnym siedzeniu,  częściowo śledzi drogę przez okno. Na razie nie wykazuje żadnych symptomów choroby lokomocyjnej.


Pełny relaks w samo południe podczas przerwy na obiad gdzieś na Słowacji.

Dłuższy odpoczynek niedaleko Wiednia, w Carnuntum. Ruter wykorzystuje rozległy teren do gonitw i zabaw, ale najpierw wspólnie studiujemy resztki zabytków.


Ruter podziwia Heidentor - częściowo odrestaurowany łuk tryumfalny cesarza Konstatyna II.

 

Sobota (4 VII)


Tuż po świcie, a Ruter dalej dosypia w Carnuntum.


Ruter dalej dosypia (niemal na stojąco), tym razem w samo południe i w samochodzie na autostradzie.
Skutek upału i długotrwałego oglądania okolic przez okna pędzącego samochodu.


Odpoczynek w podróży i obiad nad Packer Stausee.
Ruter szuka każdego skrawka terenu osłoniętego od słońca.

Pod wieczór wreszcie docieramy w Alpy. Przyjemny chłód i fantastyczne powietrze powodują, że Ruter odzyskuje wigor. Natychmiast zaczynają się szaleństwa, gonitwy i zabawy.

Bodensee. Przeciąganie gałęzi przez mostek nad potokiem sprawia Ruterowi wielką frajdę.


Pobliskie jezioro niestety ma zbyt grząskie dno byśmy mogli Ruterowi pozwolić na kąpiel,
a najwyraźniej ma na nią wielką ochotę.

Niedziela (5 VII)


Leśne śniadanie nad potokiem.
Ja planuję już trasę na kolejny dzień, a Ruter dopiero kończy swoją porcję.


Za chwilę ruszamy w drogę. Ruter spokojnie czeka aż skończymy przygotowania.


Ruter podziwia widoki okolic Cortiny d'Ampezzo,
a dokładniej doliny Val da Rin.

Poniedziałek (6 VII)


Chwila odpoczynku, orientujemy się na planie Cortiny d’Ampezzo.


Północno-zachodnia część Corsa Italia.


Wschodnia, handlowa część Corsa Italia.


Spoufalanie się Rutera z włoską armią na przełęczy Falzarego.

Wczesnym popołudniem docieramy do Malga Ciapella, gdzie planujemy dłuższy pobyt. Niewielka osada leży w samym sercu Dolomitów. Na resztę dnia wybieramy się więc z Ruiterem na wycieczkę. Po trzech dniach jeżdżenia chcę wreszcie dać Ruterowi szansę na porządne rozruszanie kości no i zobaczenia z bliska słynnej Marmolady. Wybieramy się z Malga Ciapella do Rifugio Falier w dolinie Ombretta. Ot, taki trochę większy, bo cztero godzinny spacerek z przewyższeniem około 600 metrów.


Już niemal od początku ścieżka ostro wspina się w górę.


Od czasu do czasu otwiera się widok w dół.


Czasami widoki mogą zawrócić w głowie.


Na Rutera jednak najbardziej działają płaty śniegu.

Dolina Ombretta okazał a się olbrzymim skupiskiem świstaków. Co kilkanaście metrów śmigały w pobliżu brązowe futerka i rozlegały się co chwila gwizdy. Ruter początkowo obserwował to wszystko ze zdumieniem. Po dobrej chwili ochłonął z wrażenia i rozpoczął gonitwę za kryjącymi się w norach zwierzakami. Musiałem użyć całej siły by go powstrzymać. Miejscami musiałem więc przeprowadzać Rutera na smyczy. Później Ruter przyzwyczaił się do tych świstających zwierzaków i przestał na nie reagować.


W schronisku Falier Rutera przywitał taki cudak.


Chwila odpoczynku. Przynajmniej wiadomo, że to już koniec wspinaczki.


Wracamy. To jest końcówka doliny Ombretta. Ruter cały czas radosny, bo wreszcie idziemy w dół.


W dole Malga Ciapella.

Wtorek (7 VII)


Wystarczy chwila, by Ruter zastąpił mnie za kierownicą.


Nieznajomy z przełęczy San Pellegrino.


Ciąg dalszy podróży i ciąg dalszy spania.

Środa (8 VII)


Najwyższa przełęcz na naszej trasie zdobyta, niestety nie bez problemów.

Podczas spaceru po przełęczy Ruter dostał torsji. Zwrócił cały poranny posiłek prosto na śnieg. Mocno się tym zaniepokoiliśmy. Nie było wiadomo czy wracają problemy Rutera z jazdą samochodem, czy tez jest to efekt wysokości - w ciągu jednej godziny wznieśliśmy się o niemal dokładnie 2 kilometry (z 900m..w Prato do 2758m.). Na szczęście był to pierwszy i ostatni przypadek kłopotów żołądkowych Rutera podczas całej wyprawy. Przyjmuję więc, że był to skutek zbyt gwałtownej zmiany wysokości. Trzeba będzie na przyszłość uważać.


Już za przełęczą Bernina Ruter odzyskał apetyt.


Późnym wieczorem zwiedzamy w spokoju St. Moritz.

Czwartek (9 VII)


Odpoczynek w cieniu na parkingu na przełęczy Maloja.


Posiłek w cieniu ogrodu klasztoru w Abazia di Piona.


Odpoczynek w promieniach zachodzącego słońca
pod zamkniętymi dzwiami klasztoru Santa Caterina del Sasso.

Piątek (10 VII)


To już dolina Aosty i Pont-Saint-Martin. Ruter kroczy w kierunku Rzymu
po resztkach oryginalnej Via Francigena pamiętających czasy rzymskie.


Przykład klasycznej pozycji Rutera w samochodzie podczas pokonywania serpentyn.
Dzięki niej zachowuje stabilną pozycje oraz dobry widok na wszystkie strony.


Kolacja w Valnontey w Parco nazionale del Gran Paradiso
z widokiem na koronę najwyższych szczytów.

Sobota (11 VII)


Wstajemy wcześnie bo dziś mamy umówione bliskie spotkanie
z Dachem Europy, czyli Mont Blanc.


Początki są ciężkie - wspinamy się z La Visaille z Val Veny do Maison Vieille.


Pod Maison Vieille z widokiem na Monte Bianco.


Niemal zagłaskany przez tubylców pod Maison Vieille.


Kąpiel Rutera w Lago Checrouit. To była jedyna woda w Alpach,
w której Ruter odważył się pływać. We wszystkich innych miejscach jedynie brykał.


Wierzchołek Mont Blanc wreszcie się nieco odsłonił.
Anka szybko robi nam fotkę pamiątkową.


Idziemy dalej w kierunku Mont Fortin. Ruter coraz bardziej zafascynowany widokami.


Ruter zachowuje się jakby naprawdę był wstanie doznawać wrażenia estetyczne.


Ruter przeżywa radość, jest zafascynowany widokami. Każdy by był...


Duży płaty śniegu szybko zamienia fascynacje widokami w szaleństwa hasania.
W tym miejscu mamy już wysokość 2500m n.p.m., a Ruter zachowuje się jak nowo narodzony.


Kąpiel w wodzie a w tle Mont Blanc. Bajka.


Na tej wysokości nie jest na tyle gorąco by wytłumaczyć te szaleństwa.


Ruter nieustaje w okazywaniu radości.


Na każdym płacie śniegu Ruter musi zostawić odciski każdej swojej części ciała.


Najwyższe wzniesienie naszej wyprawy. Ruter wreszcie opada z sił.
Wiedział jednak kiedy przestać, za nim wspaniale odsłonił się Mont Blanc.


Schodzimy już w dół, do Lago di Combal. Krótki odpoczynek pod ruinami L'Arp Vieille.


Jeszcze rzut oka na marne resztki Ghiacciaio del Miage.


W ostatnich promieniach słońca schodzimy do samochodu w Val Veny.


Ruter znacznie nas wyprzedza i czeka przy naszym samochodzie. Co prawda nie ma już innych,
choć rano były ich setki, ale i tak nie mogę wyjść z podziwu, że Ruter wiedział dokąd zmierzamy.


Szykujemy się do noclegu pod Mont Blanc. Ruter nie opuszcza mnie nawet przy komputerze,
chociaż być może chodziło mu tylko o jedzenie.

Niedziela (12 VII)


Ruter podniósł bunt, nie zamierza wstawać. Najwyraźniej wczorajsza wycieczka porządnie go wymęczyła.


Siedzenie złożone i gotowe do jazdy,
więc Ruter natychmiast ostentacyjnie je zajmuje.


Dopiero słońce zaglądające w dolinę Val Veny poprawiło humor Ruterowi.


To już Chamonix. Ruter poi się w Fontaine de Cilaos.


Obiad w pobliżu Bevernier. Ruter tak chowa się przed słońcem że nawet zapomniał o jedzeniu.


Jedziemy na Dużą Przełęcz Św. Bernarda. Ruter dalej odpoczywa wczorajszą wycieczkę..


Fotka dzięki uprzejmości jakiegoś lokalnego typka. Ale zrobił ją nieżle.


Ostatnie promienie słońca w Aoście na Ponte Romano.

Poniedziałek (13 VII)


Wstaliśmy wcześnie, bo dziś mamy spotkanie z Mont Cervinio, czyli Matterhorn od strony Włoskiej.
Ruter odpoczął już po wycieczce pod Mont Blanc i jest gotów na następną.


Wycieczka rozpoczęta, wchodzimy coraz wyżej ponad Breuil-Cervinia.

Ruter dorwał się do śniegu. Ciekawe, czy chciał się oczyścić czy ochłodzić ?


Koło Lago Goillet zrobiliśmy sobie odpoczynek.
Tu postanowiliśmy poczekać, aż Cervinio namyśli się nam ukazać w całej okazałości.


Ruter też czegoś wypatruje...


Czas mija, zbieramy się do powrotu, a Mont Cervinio wciąż się ukrywa.


Ostatnie chwile nad Lago Goillet Ruter wykorzystuje na kąpiel.


Powoli się wycofujemy, tylko Ruter odzyskał energię.


Długo szykował się do tego skoku, wreszcie podjął decyzję.


i lądowanie...


Idziemy w kierunku zapory. Mont Cervinio chyba się wreszcie namyślił pokazać nam wierzchołek.


Ostatni rzut oka na Lago Goillet.


W drodze powrotnej mamy niespodziankę - za chwilę Mont Cervinio ukaże się w całej okazałości.

Wtorek (14 VII)


O poranku w dolinie Valtournenche.


Nieznajomy spotkany podczas zwiedzania Valtournenche.


Dolina Aosty widziana z murów twierdzy Bard.


Gaszenie pragnienia w małej fontannie w miasteczku Bard.


Odpoczynek po drodze (w Donnas, zaraz za Bard).


Zwiedzamy Baveno San Gervasio & Protasio Church w Baveno, a Ruter ma dość.

Środa (15 VII)


Poranek z widokiem na Ganter Bridge (w pobliżu Simplonpass). Ruter zapatrzony w dolinę.


Wreszcie zrozumiał, że dzisiaj jest dzień odpoczynku. Totalne byczenie się.

Czwartek (16 VII)


Pełna kontrola, jak zwykle przy śniadaniu.
Spieszymy się, bo dziś mamy zamówioną pogodę na spotkanie z gwiazdą naszej wyprawy, czyli Matterhornem.


Peron w Tasch, oczekujemy na pociąg do Zermatt.


Wsiadamy, podróż rozpoczęta. Ruter jazdę pociągiem znosi bardzo spokojnie.


Riffelberg, w drodze na Gornergrat. Ruter trzyma się z daleka od każdej krowy.
W tle powoli odsłania się Matterhorn.


Wspinamy się coraz wyżej, tu jesteśmy już na wysokości ponad 2600m. n.p.m.
W dole widać dolinę Mattertal.


Wysokość 2800m. n.p.m. Ruterowi nie przeszkadza w brykaniu.


Wszyscy czekamy aż Matterhorn raczy nam się ukazać w pełnej okazałości.


Przygodne głazy dają osłonę przed palącymi promieniami słońca.


Niestety, dłużej już czekać nie możemy. Przed wyruszeniem w dół jeszcze kilka pamiątkowych fotek.


Ruter sobie odpoczął, więc ma energię na podchody ze świstakami.


Już po wycieczce w dolinie Veny pod Mont Blanc było wiadomo,
że Ruter zdolny jest do odczuwania przyjemności z oglądania widoków górskich.


Tuż poniżej Riffelberg. Ruter chyba oswoił się z krową.
Wciąż mamy nadzieję na pełne odsłonięcie się Matterhornu.


Do Zermatt wciąż daleko.


W połowie drogi do Riffelalp. Ruter się chłodzi.


To już Zermatt. Ruter każdy postój wykorzystywał na odpoczynek,
ale tutaj padł na jezdnię tak bezwładnie, że wszyscy przechodnie myśleli, że się wykończył.


Wreszcie Matterhorn odsłonił się cały, ale my byliśmy już na przedmieściach Zermatt.


Kilka minut odpoczynku w pociągu powrotnym do Tasch.


I znów na peronie w Tasch. To już koniec wycieczki. Spotkanie z Matterhorn zakończone.

Piątek (17 VII)


Rastplatz niedaleko Simplonpass.Jemy śniadanie, wszyscy - Ruter domagał się swojego miejsca przy stole.
Trzeba było widzieć minę Austryjaków, którzy wygrzebali się z namiotu właśnie dokładnie na tę scenę.


Passo della Novena. Po wspaniałej wczorajszej pogodzie nadeszło gwałtowne załamanie.
Tutaj Ruter wykorzystuje chwilę przerwy w wichurze i deszczu by zamoczyć się w jeziorku na samej przełęczy Novena.


Jeszcze kilka susów po zaspach śniegu i wracamy do samochodu.
Nie da się wytrzymać przy siekającym deszczu z gradem i temperaturze bliskiej 0ºC


Mgła powraca. To już ostatnie zdjęcie Rutera w tym dniu pomimo, że przecież jeszcze zaliczyliśmy także przełęcz Gottharda.
Jednak załamanie pogody, deszcz, niska temperatura i opady śniegu zgoniły nas na nocleg do dolinki pod Göscheneralpsee.

Sobota (18 VII)


Göschenen. Wstajemy na ściernisku lekko moknąc.
Ruter zadowolony ze śniadania obgryza resztki ulubionej kości.


St. Gallen. Wobec załamania pogody w Alpach i zablokowania okolicznych przełęczy śniegiem
decydujemy się na wypad do północnej Szwajcarii.
Na zdjęciu Ruter po raz pierwszy w życiu korzysta z ruchomych schodów
(wyjeżdżamy z podziemnego parkingu w St. Gallen).


Dwie godziny później jesteśmy już w drodze do Zurychu. Ruter zajmuje swoją ulubioną pozycję
kładąc głowę pomiędzy przednie fotele i opierając ją na ciepłej ładowarce.


Pod Zurychem do snu układamy się już po zmroku.

Niedziela (19 VII)


Śniadanie jemy zgodnie na przedmieściach Zurychu.


Zwiedzamy Zurych. Ruter pozuje na moście Münsterbrücke.
Za nim wieża kościoła Fraumünster.


Odpoczywamy pod Grossmünster.


Ruter gasi pragnienie w fontannie pod Sankt Peterkirche.


Czyż można było sobie odmówić przyjemności uwiecznienia na fotce
Rutera w Zurychu pod palmą ?


Rozpoczynamy zwiedzanie Luzerny. Ruter pozuje do zdjęcia z Anką na tle Kapellbrücke.


Spacer wzdłuż Reuss. W tle Spreuebrücke.


Chwila odpoczynku z widokiem na Kapellbrücke.


Dłuższy odpoczynek pod Jesuitenkirche. Ruter obserwuje łabędzie.


Pod wieczór obiad jemy nad Jeziorem Czterech Kantonów.


W czasie deseru podziwiam widoki.
Ruter jednak jest już zbyt zmęczony by zachwycać się widokami dłużej niż kwadrans.

Poniedziałek (20 VII)


Nocleg w Grindelwald pod Oberer Gletscher i wczesna pobudka.
Dziś udajemy się na spotkanie z Jungfrau i Eigerem.
Na zdjęciu na porannym spacerze. W tle widać szczyt Eigeru.


Ruter w świetnej formie od samego rana. To dobrze,
bo dziś przed nami zdecydowanie najdłuższa wycieczka w tej wyprawie.


W autobusie do Holenstein.


Holenstein. Rozpoczynamy wspinaczkę do Mannlichen.
Ruter pozuje na tle słynnej północnej ściany Eigeru.


Już na samym początku Ruter oddaje się swojej ulubionej czynności. Jak to określa Anka,
jest to przesiąkanie "zapachem alpejskiej łąki".


No i jak na jednym zdjęciu uchwycić takie widoki i jednocześnie psa podziwiającego je?


Ruter musiał wszędzie wejść, nawet do budki obserwacyjnej po szczebelkach.
Przy zejściu musiałem mu jednak trochę pomóc.


W dole Grindelwald, ale Ruter spogląda w kierunku Eigeru.


Na wierzchołku Männlichen podziwiamy panoramę na Jungfrau, Mnicha i Eiger.
Ruter jednak jest zbyt zmęczony by brać w tym udział.


Nie robi na nim wrażenia nawet ponad kilometrowa przepaść o pół metra od niego.


Chwila odpoczynku jednak wystarczy, by Ruter odzyskał zainteresowanie widokami.


Idziemy w kierunku Kleine Scheidegg. Przed nami cały czas panorama na masyw Jungfrau i Eigeru.


Śnieg wyzwala w Ruterze dodatkową energię.


I jak tu nie kochać takiego psiaka ? Ruter cały czas się nas pilnuje.


I znowu coś ciekawego w dole ?


Przez całą drogę widoki zapierają dech w piersiach, także psich.


Zapachy alpejskich kwiatów.


Na stacji w Kleine Scheidegg.


Przesiąkanie zapachami łąki alpejskiej ciąg dalszy.


Schodzimy do Alpiglen.


Brandegg. Ruter korzysta z każdej okazji do zaspokojenia pragnienia.


Brandegg. Ruter zafascynowany widokiem, tak jak i my.


Kawałek za Brandegg. W tle północna ściana Eigeru.


Szykujemy się do noclegu na campingu Aspen pod Eigerem.
Ruter pierwszy zajął swoje miejsce i nie czekając na nas zasnął.

Wtorek (21 VII)


Ciężko się wstaje po całodniowej wycieczce na wysokości 2000m n.p.m.


My pakujemy samochód, a Ruter szuka ochłody pod nim.


W dolinie Lauterbrunnen główne atrakcje, poza widokami, to wodospady.
Do najbardziej widowiskowych należą Trummelbachfalle.


Ruter dzielnie znosił potworny huk i łomot spadającej wody zwielokrotnione odbiciami od ścian jaskiń.


Posłusznie kroczy koło nogi. Nie przerażają go ani hałas wody ani turystów.


Czasami nawet z zainteresowaniem oglądał potoki huczącej wody.


Obiad jemy na stokach Isenfluh. Ruter wykorzystuje czas na dojście do siebie.

Środa (22 VII)


Ranne wstawanie przychodzi coraz trudniej. Ale po co wstawać, skoro pan jeszcze leniuchuje ?


Dziś na początek zaliczamy legendarną przełęcz Susten.
Ruter nie czuje się najlepiej, może  z powodu lekkiej mżawki.


W oczekiwaniu na słońce zapoznajemy się z lokalnymi atrakcjami.
Ruter cierpliwie oczekuje na nas w restauracji.


Pod czołem lodowca Steingletscher.


Krystalicznie czysty kawałek lodu, czyżby miał jakiś smak ?


Aareschlucht. Ruter zadziwiony okolicą.


Aareschlucht. Ruter spokojnie znosi nasze zafascynowanie.


Zwiedzanie tej przełęczy ograniczyliśmy do minimum. Silny i zimny wiatr skutecznie nas przepędził.


Na przełęczy Furka Ruterowi minął strach przed krowami, przynajmniej tymi sztucznymi.


Tutaj pogoda nam dopisała, ale było zbyt późno by oglądać Rhonegletscher.

Czwartek (23 VII)


Ruter znowu podnosi bunt. Zbyt wczesna pobudka, siedzenia złożone, a Ruter dalej chce spać !


Śniadanie nad Andermatt.


I znów na przełęczy San Gottardo, ale Rutera chyba interesuje coś innego.


Jedziemy dalej, a Ruter musi być jak najbliżej nas.


Obiad, odpoczynek i krótki spacer po lesie w rejonie Rheinschlucht.


No cóż, tak to jest jak się zje dobry obiad.


W drodze do Landwasserviadukt.


Na punkcie widokowym na Landwasserviadukt.

Piątek (24 VII)


Beztroska zabawa o poranku pod Albulapass.


Nad jeziorem w Davos podczas obiadu.


Jedziemy dalej na południe. Ruter coraz bardziej znudzony.


Pass dal Fuorn, to już ostatnia przełęcz w Szwajcarii.


Na przełęczy Pass dal Fuorn żegnamy się ze Szwajcarią.

Sobota (25 VII)


Śniadanie przy autostradzie niedaleko Innsbrucku.


Innsbruck. Przy fontannie na Dom Platz.


Innsbruck, wspólne zwiedzanie starówki.


Obiad na stokach Wiedersbergerhorn.


Przy wejściu do Krimml Waterfall.


Przy Krimml Waterfall.


Przy wyjściu z Krimml Waterfall. Ruter musi sprawdzić wszystko.

Niedziela (26 VII)


Na parkingu przy Pasterzengletscher pod Großglockner.


Idziemy Gamsgrubenweg. Ruter wykorzystuje śnieg dla ochłody.


Podziwiamy widoki z Wasserfallwinkel. Ten szczyt nad Rutera głową to Großglockner.


Pamiątkowe zdjęcie na tle Großglockner.


Wracamy, Ruter dopinguje nas do szybszego marszu.


Odpoczynek w pobliżu Franz-Joseph-Höhe.


W sklepie z pamiątkami Ruter legł.


Jemy obiad na rastplatzu przy Hochalpenstraße , a Ruter podziwia widoki.


Na punkcie widokowym przy Hochalpenstraße.

Poniedziałek (27 VII)


Śniadanie za Rauris w Parku Narodowym Wysikoe Taury.


Salzburg . Residenzplatz. Niesamowity sklep z psimi haftami.


Salzburg. Na tej ścianie sklepu z psimi haftami same poduszki.


Salzburg. Na Mozartplatz.pod sklepem z pamiątkami.


Oberndorf. Odpoczynek pod Stillenachtkapelle.


W drodze do Hallstatt. Odpoczynek i obiad nad jeziorem Mondsee.
Ruter w zabawie z niezwykle energiczną i głodną koleżanką.

Wtorek (28 VII)


Poranek na jeziorem pod Hallstatt. Lekkie zachmurzenie i mżawka szybko przechodzą w słońce.

Ruter niezwykle ożywiony i skory do zabaw. Może z powodu lekkiego chłodu ?


Za głęboka woda...


Hallstatt. Zwiedzamy stare wąskie uliczki.


Ponad dachami Hallstatt.


Hallstätter See. Po drugiej stronie zabudowania Hallstatt.


W samo południe. Ruter dalej rozbawiony.
Niestety, z powodu awarii to ostatnie zdjęcie tego dnia.

Środa (29 VII)


Bad Goisern. Gasthof "Zur Post" w Au. Pobudka dla Rutera na hotelowej podłodze.
Ruter z pewnością nie jest zadowolony z powodu tej degradacji z poziomu łóżka do poziomu podłogi.


Odpoczynek po śniadaniu na balkonie.


Godzinę później toniemy w pełnym słońcu.


Czas spędzamy nad Hallstätter See. Ruter jednak woli cień.


Każdy cień jest dobry.


Ostatnie chwile wakacji. Za godzinę wyruszamy w drogę powrotną.

 

Zobacz roboczą mapka wycieczek Rutra w Alpach (i nie tylko)

 


(c) Aleksander Piwkowski

Kraków, 2008