Niedziela (1 III)
Ostatnie kilka dni to zanikająca pokrywa śniegu. Niby ciągle jest jeszcze zimno, w nocy nawet po kilka stopni mrozu, jednak w ciągu dnia operujące słońce oraz temperatura minimalnie dodatnia powodują, że śniegu coraz mniej. Powoli na łąkach osiedlowych robi się plucha. Po każdym spacerze trzeba dokładnie kąpać psa.
Po nocy zmrożona spora kałuża. Ruter testuje wytrzymałoś pokrywy lodowej.
Sunny już zupełnie przestała wprowadzać Rutera w obłęd.Niedziela (8 III)
Cały tydzień stosunkowo pogodny a nawet słoneczny. Z nadzieją więc oczekiwałem weekendu. Niestety, w piątek wieczorem pogoda gwałtownie się załamała i całą sobotę oraz niedzielę było bardzo pochmurnie, deszczowo i nieprzyjemnie. W tej sytuacji nie mogliśmy wybrać się na żadną wycieczkę ani zrobić zdjęcia.
Wtorek (10 III)
Fatalny Luty i nie najlepszy początek marca zupełnie wytrącił mnie z rytmu. Po raz pierwszy zdarzyło się więc, że minął cały tydzień bez choćby jednej fotografii Rutera. Nie miałem także w ogóle czasu ani nastroju na notowanie przeciekawych wydarzeń z Rutera udziałem, a właśnie w tym okresie trochę ich się nazbierało. Tymczasem jednak postaram się nadrobić zaległości fotograficzne.
Na porannym spacerze.Ostatnie kilka lat przyzwyczaiły nas do ciepłego marca. W zeszłym roku już w lutym chodziłem na spacery za miasto z Ruterm w samej koszuli (można sprawdzić na zdjęciach). W tym roku luty okazał się mroźny i śnieżny. Oczekiwałem więc że marzec będzie cieplejszy, ale jak na razie chłody, a nawet mrozy utrzymują się dalej. Jak to bywa przy takiej pogodzie raz pada śnieg, kiedy indziej spadnie trochę deszczu. Generalnie jednak temperatura utrzymuje się w nocy ujemna, a w dzień lekko powyżej zera. Nie trzeba więc zbyt często kąpać Rutera.
Środa (11 III)
W oczekiwaniu na poranny spacer.Czwartek (12 III)
W oczekiwaniu na wieczorny spacer.
W oczekiwaniu na wieczorny spacer, cd.Piątek (13 III)
Po kilku dniach lekko deszczowych śnieg zniknął. Ale temperatura znowu spadła i zaczęło prószyć. Dziś, na porannym spacerze, znowu zaczęło się robić biało.
Jakoś zimno, prawda ?
Powolutku się rozruszamy pomimo chłodu.
Nawet padający śnieg nie powstrzyma od zabaw.
Aportowanie patyka
Skok wzwyż, jak widać na wysokość czteropiętrowego domu :)
Sobota (14 III)
Tym razem tydzień nie należał do zbyt pogodnych, jednak zapowiedzi na weekend były bardzo optymistyczne. I rzeczywiście, od samego rana w sobotę zaświeciło słońce. Poranny spacer podnosił nastrajał więc bardzo miło do całego dnia, bo zawsze to przyjemniej robi się na duszy, gdy spaceruje się w słońcu i jest szansa, że słońce utrzyma się przez cały dzień.
Na porannym spacerze, chłodno, ale ze słoneczkiem.
Nie ma śladu po wczorajszym porannym śniegu.Uwielbienie Rutera dla pluszowej wiewiórki trwało od zawsze. Sporadycznie udaje mu się cichaczem ją porwać. Zaciąga ją wtedy do swego legowiska, lub na wersalkę, kładzie się koło niej i najczęściej wtulony w nią zasypia. Nigdy przy tym jej nie niszczy, nie gryzie, nie uszkadza w żaden sposób. Zupełnie inaczej postępuje z innymi zabawkami, także pluszowymi. Czasem wystarczy moment, by Ruter rozprawił się z jakąś zabawką. W przypadku wiewiórki postępuje niezwykle delikatnie. Zupełnie tak, jakby chodziło mu tylko o o jej obecność. Zapewne dywagacje na temat podłoża psychicznego takiego zachowania Rutera w stosunku do tej pluszowej maskotki byłyby bardzo ciekawe.
Przepiękna pogoda dzisiejszego dnia, po tak długim oczekiwaniu na nią, jest tak kusząca, że zabrałem Rutera na Solvay pomimo chwilowego braku samochodu. Tak więc dzisiejsze wczesne popołudnie Ruter spędził na radosnym hasaniu. Pomimo to nie nabrał apetytu na tyle, by zjeść po powrocie porcję pokarmu bez dodatku smakołyków.
Niedziela (15 III)
Już drugi dzień z rzędu poranny spacer odbywa się w promieniach słońca. najwyższy czas, bo do kalendarzowej wiosny już bardzo blisko, a tu ciągle chłodno i chłodno.
Poniedziałek (16 III)
Ruter wie komu się przypodobać, żeby dostać kolejny smakołyk.
Piątek (20 III)
Spacer w ostatni poranek zimy 2008/2009 niespodziewanie w śnieżnej zawierusze.
Po wieczornym spacerze standardowe mycie. Tym razem w wykonaniu Artura, więc mam okazję pstryknąć kilka fotek.
Najpierw trudne wejście. Zwykle wymaga pomocy.
Najpierw mycie prawej strony.
Następnie mycie lewej strony.
Wyjście z wanny już samodzielne.
No i na koniec wycieranie.
Sobota (21 III)
Pierwszy poranek wiosny też nie lepszy, śnieg prószy co chwila.
Niedoczekawszy się towarzystwa do zabaw Ruter zajął się obgryzaniem gałęzi.
Prognozy pogody na dziś nie były zbyt dobre a i poranek pochmurny i zimny. Nie miałem w planie więc żadnej wycieczki, postanowiłem bowiem zaczekać z nimi na prawdziwą wiosnę. Popołudniowy spacer wypadł dzisiaj około 15-tej. Okazało się jednak, że znacznie się ociepliło, a śnieg całkowicie gdzieś znikł, co doskonale widać na zdjęciach poniżej.
Niedziela (22 III)
Niedzielny poranek okazał się słoneczny i bez śniegu, choć dość chłodny. Niestety, bardzo szybko słońce skryło się za chmurami.
Incydent z wiewiórką. Tuz przed południem, gdy spokojnie wylegiwałem się na wersalce, zwrócił moją uwagę szelest dziwnie człapiącego przez pokój Rutera. Podążał w kierunku okna, ale jakoś tak dziwnym nierównym krokiem. Rzuciłem więc okiem i zobaczyłem Rutera ciągnącego za sobą wiewiórkę, jedną z dwóch ulubionych maskotek Anki. Zanim chwyciłem za aparat Ruter zdążył wspiąć się na parapet i położyć delikatnie wiewiórkę na parapecie.
Zwykle nie pozwalamy Ruterowi ruszać naszych rzeczy, ale wiemy też wszyscy, że Ruter ma wyjątkową słabość do tych dwóch wiewiórek. Przy tym nigdy nie robi im krzywdy, nie obgryza ich ani nie niszczy. Zachowuje się wobec nich, jakby potrzebował jedynie ich obecności. Jakby były dla niego obrazem jakichś dalekich wspomnień, do których wciąż odczuwa tęsknotę. Przyczajony więc za monitorem komputera nie ingerowałem w poczynania Rutera a jedynie obserwowałem go z aparatem w ręku ciekaw, co tym razem Ruter uczyni z tą wiewiórką.
Jak widać na zdjęciach powyżej, Ruter rozglądał się przez okno przez kilka chwil, po czym usadowił się na parapecie na wprost wiewiórki. Przez kilka dobrych minut obwąchiwał wiewiórkę z różnych stron po czym przyciągnął ją do siebie i wtulił w nią swój pyszczek. Leżał tak nieruchomo przez kilka minut. Myślałem, że to już koniec akcji Rutera w kwestii wiewiórki, więc podniosłem się, że by zrobić z góry zdjęcie Rutera wtulonego w wiewiórkę. Niestety, Ruter usłyszał szelest, bo podniósł pyszczek, spojrzał na mnie przeciągle, i położył pyszczek na parapecie, obok wiewiórki, ale już nie tyle wtulony w nią, ile wyglądający przez okno. Tak więc ostatecznie zrobiłem jedynie zdjęcie Rutera z pyszczkiem obok wiewiórki.
Ruter zerkający przez okno z pyszczkiem obok przytarganej z pokoju Anki wiewiórki.Wieczorem natomiast Ruter sprawił mi niespodziankę, wczołgując się pod wersalkę aż do samego kącika, tak jak to robił w młodości, gdy miał tylko kilka miesięcy. Od tego czasu sporo urósł i dlatego dawno go w tym kącie nie widziałem. Dziś jednak Rutera najwyraźniej męczyły jakieś wspomnienia młodości, bo poza wtulaniem się w wiewiórkę postanowił też wtulić się w "stary dobry kąt" znamy mu z dzieciństwa.
Ruter wtulony w kąt pod wersalką obok komputera.Wtorek (24 III)
Chociaż temperatura dalej utrzymuje się w granicach zera, raz ciut powyżej, zaraz potem znowu poniżej (w nocy raczej zawsze poniżej) to jednak dziś poranek wstał słoneczny i bezśnieżny. Resztki śniegu wywiało, zmyło deszczem i roztopiło. Tak więc ponownie z utęsknieniem wyglądamy prawdziwej wiosny.
Ruter "sprząta" po sobie ?
Chwila zadumy na skarpie osiedlowej już w pełnym słońcu.
Środa (25 III)
Kolejny poranek zrujnował moją nadzieje na szybką i ciepłą wiosnę. Niespodziewanie duży śnieg i niska temperatura zaskoczyła nas wszystkich nieprzyjemnie, ale Ruter czuł się pomimo to znakomicie.
Nie ma porannego spaceru bez obwąchiwania wszystkiego.
Smutno, bo jakoś nie widać nikogo do zabawy.Czwartek (26 III)
Kolejny poranek znowu nas zaskoczył. Tym razem dzień wstał słoneczny i stosunkowo ciepły. Resztki śniegu z dnia poprzedniego zaczynaja powoli znikać. Może jednak będzie wiosna ?
Sobota (28 III)
Na sobotę, licząc na długo zapowiadane ocieplenie, wybraliśmy się na wycieczkę do Tarnowa. Wyjazd był częściowo służbowy, więc miejsce nie było wybrane całkiem dobrowolnie. Jednak tak czy owak wypadało zabrać ze sobą Rutera, aby i on choć trochę skorzystał z pobytu na świeżym powietrzu. Liczyłem na to, że uda się w między czasie znaleźć jakiś teren, gdzie Ruter będzie mógł sobie swobodnie pobiegać.
Początkowa trudność polegała jednak na tym, że Ruter bardzo źle znosi podróż samochodem. Zawsze radośnie wskakuje do auta i chętnie daje się wszędzie wozić, w samochodzie tez jest zawsze spokojny i z zaciekawieniem ogląda okolicę, jednak za każdym razem kończy się taka podróż wymiotami. W poprzednim roku, aby przewieść Rutera na odległość większą niż kilkanaście kilometrów, zawsze musiałem faszerować go lekarstwami. Niestety, kilka razy zdarzyło się nawet, że już po kilkudziesięciu metrach (!) jazdy wymiotował. Tym bardziej obawiałem się jazdy do Tarnowa, bo musiała ona potrwać co najmniej półtorej godziny. Ruter nigdy dotąd nie jechał samochodem na taką odległość, nawet z lekarstwami. No cóż, nie było wyjścia. Zaopatrzeni w szmaty i papierowe ręczniki wyruszyliśmy w podróż.
Dojechaliśmy na miejsce niemal dokładnie w półtorej godziny. Starałem się jechać równomiernie i jak najbardziej spokojnie. Być może dzięki temu, być może dzięki niezłej nawierzchni na tym ponad 80-cio kilometrowym odcinku, a być może dlatego że Ruter już wydoroślał, w każdym razie zniósł tę podróż bardzo dobrze. Ani razu nie wymiotował. Właściwie nawet ani razu nie sygnalizował by miał z tym jakiś problem. Jest to dla nas wielka pociecha, bo pozwala mieć nadzieję że Ruter jednak będzie mógł z nami jeździć samochodem na dłuższe wyprawy.
Na początek jednak musieliśmy przez jakiś czas znaleźć sobie miejsce na stadionie Tarnowskiej Unii.
Na początek krótki spacerek wokół terenów Unii.
Ruter podziwia halę Unii.
Ruter dorwał się do jedynej, na wpół wyschniętej kałuży, tuż obok bocznego boiska. Właściwie był to już tylko dołek z błotem.
Jednak Ruter nagle jakby oszalał. Niestety, zdjęcia tutaj zamieszczone nie oddają prawdziwego szaleństwa jakie ogarnęło Rutera.
Jego skoki, wślizgi, nawroty, galop trwały dobrych kilka minut.
Czyż nie jest piękny ? Nawet gdy jest całkiem zabłocony !
Abym mógł w pełni docenić jego piękno Ruter postanowił na koniec doprawić się błotem także na grzbiecie.
Na koniec pobytu w Tarnowie krótki spacer po pobliskim parku.
Ruter nawet się nieco rozruszał, szczególnie po spotkaniu się prawdziwą wiewiórką.Na resztę dnia pojechaliśmy kilkanaście kilometrów w kierunku południowym, by pospacerować sobie trochę po lesie. Naszym celem był Cmentarz wojenny nr 171 z I wojny światowej w Łowczówce (zobacz trasę).
Już na samym początku spaceru Ruter zrozumiał, że tutaj może swobodnie pochasać.
Duża woda robi na Ruterze wrażenie.
Powoli i ostrożnie sprawdza podłoże.
Harce rozpoczęte. I to tak bardzo, że nawet nie nadążam z obiektywem.
Galop przez wodne przeszkody wielokrotnie we wszystkich kierunkach.
Duża przestrzeń, jest gdzie pogalopować.
Poza lasem spory wiatr aż Ruter mruży oczy.
Podziwianie okolicy.
W drodze powrotnej także dał się skusić na galop po wodzie. na zdjęciu już po wyskoczeniu z wody.
Wracamy w kierunku słońca.
Pomimo zmęczenia Ruter dał się sprowokować do zabawy.
Widać, że zabawa się podoba.Do domu dotarliśmy po 19-tej. Ruter był tak zmęczony, że nie tylko spał przez całą drogę - znowu nie wymiotował w czasie jazdy :) - ale także w domu. Spał tak mocno, że nie można go było nawet zaprosić na wieczorny spacer.
(c) Aleksander Piwkowski |
Kraków, 2008 |