Niedziela (1 II)
Poranny spacer wypadł bardzo udanie. Nie tylko dlatego, że spotkaliśmy sporą grupkę znajomych Rutera więc Ruter miał ochotę do brykania, ale także dlatego że pojawiło się słoneczko. I to już z samego rana.
Niestety, pomimo przepięknego dnia nie mogliśmy udać się na jakiś dłuższy spacer. Spędziliśmy go w domu, a Ruter wykorzystał ten czas na drzemkę na parapecie.
Po porannym hasaniu Ruter odpoczywał na parapecie.
Wtorek (3 II)
Po południu Ruter gościł na łóżku Artura. Wspólna drzemka.Czwartek (5 II)
Aby ułatwić Ruterowi przejście na nową karmę (od połowy stycznia dostaje RC dla dorosłych owczarków) dodaje mu trochę smakowitej mokrej karmy z puszki. Jest to zwykle jakaś wołowinka lub pasztecik za którymi Ruter wręcz szaleje. Polega to na tym, że do miski z pełną porcją suchej karmy dodaję trzy lub cztery malutkie kawałki karmy z puszki, kroję je jeszcze na drobniejsze kawałeczki, dodaję łyżeczkę sosu i całość mieszam tak, aby każdy kawałek suchej karmy miał na sobie ślad mokrej. Tak przyrządzoną porcję Ruter pożera w kilka chwil.
Nie chcę go jednak za bardzo przyzwyczajać do tych smakołyków, więc od tygodnia postanowiłem, że w ten sposób dostaje jedzenie tylko rano. Po południu jest tylko sama sucha karma. Efekt jest taki, że ranna porcja znika w 3 minuty, natomiast popołudniowa czeka nietknięta do wieczora. Nie przejmuję się tym, ponieważ po godzinnym hasaniu z innymi pieskami na wieczornym spacerze Ruter wymiata z miski każdą ilość karmy, bez proszenia i smakołyków. Swoje więc dziennie i tak zjada.
Grymaszenie Rutera nad popołudniowa miską.
Kiedy w kuchni napełniam miskę porcją suchej karmy Ruter zwykle waruje czekając na nią tuż koło mnie. Po napełnieniu miski wychodzę z nią na korytarz i tam stawiam koło szafy. Przez cały poprzedni rok rytuał ten wyglądał przy każdej porcji niema zawsze tak samo. Jak tylko napełnię miskę Ruter wychodzi za mną (czasami już przede mną), siada koło szafy, ja stawiam miskę na podłodze i dopiero wtedy Ruter rusza do jedzenia.
Niestety, od stycznia Ruter nie ruszy się z kuchni dopóki nie upewni się, że dodałem smakołyki z puszki. I nie da się go oszukać. On doskonale już wie, że aby dodać smakołyki muszę otworzyć lodówkę (szelest otwieranych drzwiczek lodówki potrafi wywabić go z najdalszego zakątka mieszkania), wyjąc puszkę, otworzyć ją (charakterystyczny dźwięk otarć blachy o blachę), wyjąć z szuflady łyżeczkę, no i na koniec wymieszać wszystko (bardzo charakterystyczny dźwięk mieszania karmy w blaszanej misce). No i oczywiście jeszcze ten zapach. Zapach to z pewnością jest dla Rutera najważniejszy dowód, że w misce znajduje się to co powinno.
Gdy przyrządzam popołudniową porcję muszę się bardzo namęczyć by Rutera przekonać, że tym razem smakołyków nie będzie. Po dłuższym tłumaczeniu Ruter niechętnie wychodzi z kuchni zerkając po drodze na swój kosz z karmą oraz lodówkę i człapiąc powoli podchodzi do miski. Z obrzydzeniem wącha zawartość i zdegustowany siada lub kładzie się obok wymownie spoglądając na mnie. Gdy te zabiegi nie przynoszą rezultatu odchodzi od miski o obrażony kładzie się gdzieś dając wyraz swojemu niezadowoleniu. Na szczęście zły humor szybko mu przechodzi, zapomina o jedzeniu i dopomina się zabawy. Do miski wraca dopiero po wieczornym spacerze. Czasami tylko Ance uda się perswazją nakłonić Rutera do zjedzenia popołudniowej porcji od razu i to bez omasty.
Ciekawy reakcji Rutera postanowiłem raz nie dać mu mokrego dodatku do karmy także rano. Nasypałem suchej karmy, wyszedłem z kuchni i postawiłem miskę na zwykłym miejscu w korytarzu - Ruter został siedzący na środku kuchni. Zajrzałem do niego i zobaczyłem zdumione i zaniepokojone, wpatrzone we mnie ślepia. Nie drgnął nawet. Po chwili dopiero udało mi się go przywołać na korytarz. Siadł przed miską ale nawet się nad nią nie pochylił. Nawet do niej nie zerknął. Cały czas wpatrywał się jedynie wyczekująco we mnie. Spojrzenie i reakcja psa były tak wymowne, że nie miałem sumienia oszukiwać go nie dając mu tego dodatku. Czułem, że Ruter doskonale pojmuje całą sytuację i gdybym go chciał przymusić do zjedzenia samej suchej karmy on doskonale by wiedział, że go oszukałem.
W tej sytuacji postanowiłem więc nie droczyć się z nim dalej a jedynie wydobyć od niego jakąś reakcję, przy pomocy której powiedział by mi czego ode mnie oczekuje. Siadłem więc obok i najszczerszej jak tylko potrafiłem zacząłem go wypytywać czego chce: Ruter, no czego chcesz ? Coś by zjadł ? No powiedz ! Pokaż, co chcesz ?
Ruter wpatrywał się we mnie przez kilka sekund, potem zaczął się rozglądać na około. Zerknął na miskę, Na Ankę, na kuchnię, potem znowu na mnie. ja jednak nie rezygnowałem: No co jest Ruter, czego chcesz ? No powiedz !
Długo nie musiałem czekać. Ruter zerwał się z podłogi pobiegł truchtem do kuchni, stanął przed koszem w którym jest worek z jego karmą i zaczął trącać nosem w wiklinowy koszyk, który stoi na wieku jego kosza. Spojrzeliśmy zdumieni z Anką po sobie. Niemożliwe, czyżby rzeczywiście zrozumiał? Podszedłem do kosza i zdjąłem z wierzchu koszyk. Ruter tylko na to czekał, zaczął nosem podnosić wieko od jego kosz z karmą. Trochę odchylił i odsunął się, spojrzał na mnie i widząc mój wyczekujący wzrok znowu podważył nosem wieko. Ten gest był już dla nas wystarczający.
Teraz już wiem, że Ruter pojmuje znacznie więcej niż mi się kiedyś wydawało. Ponadto, potrafi także doskonale nam przekazać swoją wolę. Często zdarzało się, że będą z Ruterem zagadywałem do niego. Obserwowałem go, jego mimikę pyska, ruchy ciała, gesty. Starałem się je interpretować i reagować na nie. Nie opuszczała mnie jednak zawsze myśl, że dogadywanie się z psem to tylko gra mojej wyobraźni i nad interpretacja: no bo cóż tu można pogadać z takim bydlęciem ? A jednak okazuje się, że można ! Niewiarygodne, jak obcując na co dzień z psem przekonuję się, jak bogate życie uczuciowe ma także pies ! Teraz wiem także, że można się z nim dogadać, i to niemal dosłownie.
Sobota (7 II)
Sobota od samego rana zapowiadała się bardzo słonecznie i bardzo ciepło. Śnieg już niemal wszędzie stopniał i zrobiło się błoto, pomimo to postanowiłem jednak przegonić gdzieś Rutera, bo cały tydzień siedzi przecież w domu tylko. Już szykując się rano do wyjścia wiedziałem jednak, że nie będzie lekko bo całym sobą czułem nadciągającą chorobę. Z tego tez powodu spacer, pomimo że po lesie, okazał się nieco krótki. Zaraz po powrocie położyłem się do łóżka na cały dzień. Wstałem dopiero na wieczorny spacer.
Za cel spaceru obrał Las Krzyszkowicki, ponieważ dawno w nim nie byłem. Dotrzeć można do niego niemal tak samo łatwo jak do Lasu Rajsko, a jest dwukrotnie od niego większy.
Ruter nie przejmował się moją apatią i szalał po lesie od samego początku.
W tym miejscu na jesieni spotkaliśmy stado sarenek.
Zachęta do zabawy przez płot.
W kilka chwil później znalazł się nieoczekiwany towarzysz zabaw,
jednak nieco byt ostry więc zabawa była krótka. Ale co się nagonił, to jego.
Strach przed bałwanem ? Musiał tutaj iść przodem.
Ruter w galopie w ponownym ataku galopowania na przełaj.Na koniec. już po wyjściu z lasu, Ruter postanowił się ochłodzić i wskoczył cały do małej przepływającej wzdłuż lasu rzeczki. Woda niestety nie była zbyt czyta, więc pierwszą czynnością po powrocie do domu była solidna kąpiel w wannie, z szamponem. Po raz pierwszy chyba od jesieni.
Wtorek (10 II)
Po ponad dwóch miesiącach wreszcie zawitało słonko na łąkę za kościołem przed godziną 8-mą. Ostatnie zdjęcie z tej łąki w pełnym, świetle słońca na porannym spacerze mamy z drugiego listopada. Teraz już wiemy, że wiosna jest blisko :)
Ziemia po nocy jeszcze mocno zmrożona, ale słońce już jest !Sobota (14 II)
Mycie w wannie po wieczornym spacerze.
Warto porównać rozmiary Rutera na podobnym zdjęciu z przed roku.Niedziela (15 II)
Pod koniec tygodnia znowu spadł śnieg i oziębiło się. Ruter czuł się w tych warunkach doskonale. Poniżej kilka zdjęć z popołudniowego spaceru po łące osiedlowej.
Wtorek (17 II)
Rosną wymagania Rutera odnośnie karmy - w każdej porcji musi się znaleźć coraz więcej kawałków wołowiny lub wątróbki. Regularnie jada dwa posiłki dziennie.
Środa (18 II)
Zew natury Rutera: Ruter bardzo gwałtownie reaguje na okres cieczki Sunny. Na spacerach staje się nieprzewidywalny. Dziś, na porannym spacerze wywąchał Sunny z odległości ponad 300 metrów i ruszył w pogoń za nią bez opamiętania. Z trudem dał się odprowadzić do domu.
Piątek (20 II)
Ze względu na Sunny od środy wyprowadzam Rutera już tylko na smyczy. To była już trzecia albo nawet czwarta noc z rzędu, którą Ruter niemal całą przeskomlał. Rosnące problemy z jedzeniem. Nie pomaga już nawet wołowinka, wątróbka ani pasztecik.
Tęsknota za Sunny już po porannym spacerze.
Smutny poranek.Sobota (21 II)
Tuż po północy Ruter wykorzystał chwilkę mojej nieuwagi by też położyć głowę na poduszce.
Ostatecznie doszliśmy do porozumienia i Ruter pozostawił poduszkę tylko mnie.
W południe drzemka na wersalce w drugim pokoju.Niedziela (22 II)
Śnieg utrzymuje się nadal. Dzień wstaje słoneczny i dość mroźny. Poniżej zdjęcia z porannego spaceru po osiedlu.
Sobota (28 II)
Wczoraj na porannym spacerze Ruter skaleczył się w prawą przednią łapkę. Skaleczenie nie jest głębokie ale mocno krwawi, bowiem na sporej części zdarł sobie skórę z poduszki na pięcie. Wymyłem mu łapkę w letniej wodzie a Anka założyła opatrunek. Krwawienie ustąpiło od razu. Niestety, pomimo ostrożności, Ruter na każdym kolejnym spacerze odnawiał sobie te ranę. Na szczęście szaleństwo za Sunny zaczęło już ustępować i Ruter nie ugania się po łące jak szalony. Pomimo to po dzisiejszym porannym spacerze krwawienie było tak duże, że musiałem go wnosić na trzecie piętro na rękach.
Idziemy na spacerek.
Wyczekiwanie na towarzystwo.
(c) Aleksander Piwkowski |
Kraków, 2008 |