Ruter

Grudzień 2008

poniedziałek wtorek środa czwartek piątek sobota niedziela
1 2 3 4 5 6 7
8 9 10 11 12 13 14
15 16 17 18 19 20 21
22 23 24 25 26 27 28
29 30 31        
 
Mordki Grudniowe

 

Wtorek (2 XII)

Po wczorajszym wieczornym spacerze Ruter musiał być cały dokładnie wypłukany. Harce z innymi psiakami trwały na boisku ponad godzinę. Okazało się, że poza totalnym wybrudzeniem się w błocie Ruter także coś spałaszował, ponieważ w nocy robił nam pobudkę dwukrotnie. Najpierw musiałem go wyprowadzić tuż po 3-ciej, a później Artur wyprowadził go przed 7-mą. W obu przypadkach Ruter miał gwałtowną potrzebę. Z tego powodu śniadanie Ruterowi dałem dopiero po 11-tej i to w tylko w połowie. Po 12-tej, biorąc pod uwagę wspaniale słoneczną i ciepłą pogodę, postanowiłem przegonić go po Solvayu.


W dzień powszedni o tej porze na Solvayu są pustki.


Ruter usiłował znaleźć sobie zabawę samodzielnie.


Było tylko trochę bieganiny z Bacą.


Zdjęcie w pełnym słońcu na koniec spaceru.

 

Czwartek (4 XII)


Smętne wyczekiwanie na rozłożenie wersalki.

Sobota (6 XII)

Dziś na porannym spacerze Ruter wreszcie okazał się posłuszny od samego początku do końca. Pomimo iż natychmiast po wyjściu zobaczył na boisku Sani jednak usłuchał mnie i przy nodze grzecznie, acz w wielkiej rozterce, potruchtał za mną na łąkę. Dopiero po kilku minutach ruszyliśmy w dół schodów w kierunku boiska i Ruter cały czas grzecznie szedł koło nogi pomimo iż wydać było jak bardzo go wyrywa w kierunku Sani. Na końcu schodów posłusznie siadł i dopiero wtedy pozwoliłem mu ruszyć na boisku. Pognał galopem jak rakieta.


Poza Sani na boisku był też mały szczeniaczek.


Zapoznanie było spokojne.

Zabawa z Sani się rozkręciła na całego.

Świetna poranna zabawa wciągnęła też białego szczeniaczka.

W południe, wykorzystując wspaniałą pogodę, zabrałem Rutera na spacer na Solvay. Tym razem towarzyszył nam Łukasz. Wbrew oczekiwaniom na Solvayu pustki. Dopiero na koniec pierwszego okrążenia spotkaliśmy Sunny. Więcej piesków nie było, ale szaleństwa z Sunny wystarczyły za wszystkie inne.


Początek spaceru bez szaleństw.


Ruter nie rozpoznaje Sunny.


Ale po chwili szaleństwa na całego.

 

Sobota (13 XII)

Sobota okazała się znowu słoneczna, więc nie można było nie przegonic Rutera. Jak zwykle poszliśmy na Solvay. Nie trzeba było długo czekać, by spotkać inne pieski, więc Ruter miał z kim się gonić.


Uwaga, ktoś się zbliża.


W pobliżu pojawia się Saba

 

Niedziela (14 XII)

Poranny spacer około 8-mej godziny miał być w promieniach słońca, ale okazało się, że o tej porze roku i o tej godzinie słońce ogrzewa tylko jedno miejsce. Na boisku wciąż jeszcze panuje cień.


Ruter spogląda wprost w słońce.


Na boisku Ruter przypomniał sobie o piłeczce Sary.

Słońce utrzymało się przez cały dzień, więc w samo południe zabrałem Rutera na kolejny spacer na Solvay. Dopiero pod koniec spaceru spotkaliśmy Daisy. Wspólnie więc zrobiliśmy jedno okrążenie. Ruter świetnie się bawił.


Dwa okrążenia samotnie. Może być nudnie !


Jak dobrać się do tej wody ?


Nareszcie jakaś zabawa. Na razie trzeba odebrać patyk Daisy.


Udało się !


Ale nie na długo.


Udało się odzyskać przynajmniej kawałek


Piłeczka też może być świetna do zabawy.

Czwartek (18 XII)


Przedziwna pozycja Rutera w oczekiwaniu na moje wygrzebanie się z łóżka.

Niedziela (21 XII)

Astronomiczną zimę powitaliśmy z Ruterem na Solvayu. Kilka minut po 13-tej rozpoczęlismy spacer i skończyliśmy go kilka minut po 15.tej. Można więc powiedzieć, że pierwsze dwie godziny zimy spędziliśmy w całości na spacerze. Pogoda była pochmurna ale nie deszczowa. Momentami zdarzały się podmuchy chłodnego wiatru. Ale ogólnie było na tyle ciepło, że nawet pod koniec spaceru nieco się zgrzałem. Pełne dwa okrążenia odbyliśmy samotnie. Dopiero na sam koniec napotkaliśmy Sarę, więc razem z nią zrobiliśmy jeszcze jedno kółeczko. Niestety, z powodu chmur zdjęcia mogłem zrobić tylko statyczne, ale Ruter z Sarą momentami sporo sobie biegały.

 

Środa (24 XII)

W poniedziałek spadł śnieg. Jednak bardzo niewiele, starczyło go zaledwie na lekkie przykrycie niskiej trawy w parku. We wtorek ze śniegu pozostało już niewiele, prawie nic. W środę wydawało się więc, że święta jednak nie będą na biało. Dopiero tuż przed samą wieczerzą wigilijną powiało optymizmem - pierwsze pojedyncze płatki śniegu zawirowały w powietrzu.


Samodzielne rozpakowywanie prezentów. Z tym Ruter poradził sobie doskonale.


Prezent najlepiej smakuje pod stołem


Można go smakować bardzo długo...

Czwartek (25 XII)


Podczas śniadania Ruter dalej kontynuował wczorajszy prezent.


Rano okazało się, że przez noc trochę znowu naprószyło śniegu.


Na popołudniowym spacerze byliśmy sami.


Ruter nie miał więc z kim sobie pobiegać.


Nawet popołudniowa drzemka nie może odbyć się w samotności.

Piątek (26 XII)


Poranny spacer w ponurym pochmurnym nastroju, chociaż śnieg wciąż się utrzymuje.


I znów popołudniowa drzemka na wersalce.

Sobota (27 XII)


Kolejny spacer poranny w atmosferze ciężkich niskich chmur.


Poranek tym bardziej ponury, że zupełnie nie było z kim pohasać.

Niedziela (28 XII)


W tak pochmurny i zimny dzień Ruterowi pozostaje tylko spoglądanie przez okno.

Środa (31 XII)

Ostatni dzień tego roku wstał nieco jaśniejszy choć późno. Na wschodzie widać było rozjaśnione niebo. Jest nadzieja na piękny dzień, choć mroźny. Temperatura sięga -10ºC.


Początek spaceru mało ciekawy, totalny brak towarzystwa.


Uwaga, coś się porusza na horyzoncie !


No i jest coś ciekawego !


Pobawić się można także patykiem.


Można tez podrzucać byle co.


Można tez próbować złapać.

 

 


(c) Aleksander Piwkowski

Kraków, 2008