Mordki sierpniowe
Wakacje w Gorcach (28 VII - 15 VIII)
Wyprawa na Jaworzynkę
Z wyprawy na Jaworzynkę. Hala Podstoły.Wyprawa na Gorc
Nowa Polana.
Gorc. Na szczycie.
Powrót z Gorca. Średniak.Wyprawa na Turbacz
Szaleństwa Rutera.
Ruter zagląda do Zbójnickiej Jamy
Zbliżamy się do Turbacza.
Krótki odpoczynek koło schroniska.
Czoło Turbacza.
Na przełęczy Borek.
Schodzimy doliną Potoku Kamienickiego.
W potoku Kamienickim.Wyprawa do Szczawy
Nowa Polana
W poszukiwaniu kropli wilgoci.
Odpoczynek w drodze powrotnej na Nowej Polanie
Krótki odpoczynek koło Przysłopu.
Gaszenie pragnienia w Potoku Kamienickim.
Kąpiel dla ochłody.Druga wyprawa na Jaworzynkę
W połowie drogi na Halę Podstoły.
Hala Podstoły.
Na Jaworzynce.
Na północnym stoku Jaworzynki.Wyprawa na Kudłoń
Początek drogi na przełęcz Borek.
Ruter po szaleństwach w błocie.
Jesteśmy już prawie na przełęczy.
Na szczycie Kudłonia.
Już blisko wylotu doliny Potoku Kamienickiego.
Ruter podziwia życie w stawie.W następny dzień po przyjeździe zabrałem Rutera na krótka wycieczkę na Jaworzynkę. Trasa ta miała niecałe sześć kilometrów a różnica wysokości sięga około 300 metrów, jednak na samym początku jest dość ostre i długie podejście. Potraktowałem wycieczkę jako spacerek więc nie zabierałem ze sobą żadnego zapasu picia dla psa tym bardziej, że według mapy wracać powinniśmy na sporym odcinku wzdłuż potoku, więc będzie mógł się w nim napić. Niestety, potok okazał się dość odległy od ścieżki, a podejście znacznie bardziej męczące niż przypuszczałem. Ruter po tych kilku kilometrach okazał się dość zmęczony.
Następnej wycieczki na razie więc nie planowałem, jednak niespodziewanie zdecydowałem się na nią już następnego dnia. Po południu wziąłem Rutera na tą samą trasę, jednak w przeciwnym kierunku, to jest zaczynając od łagodnego podejścia. Nie chciałem forsować Rutera ponieważ tuz przed wyjściem dostał pełna porcje obiadową więc poszliśmy dość wolno swobodnym spacerowym krokiem. Pierwszy odcinek trasy, na Halę Podstoły, pokonaliśmy jednak wyjątkowo szybko i bez wysiłku, więc zdecydowałem się nagle na rozszerzenie trasy i zaatakowanie Kudłonia. Tutaj jednak znalazło się kilka dość forsownych podejść choć nie zbyt długich. Ponieważ przed wyjściem nie przewidywałem takiej trasy, więc nie zabrałem ze sobą żadnego picia dla Rutera, trochę się więc o niego obawiałem Pomimo to Ruter poradził sobie dość łatwo. Do obozowiska wracaliśmy przez Jaowrzynkę, a więc już od Kudłonia praktycznie przez cały czas w dół. Pierwszy potok napotkaliśmy dopiero tuż przed samym obozowiskiem a więc po kilku godzinach wycieczki. Ruter był już bardzo spragniony, jednak po kilku pierwszych łykach zwymiotował. Praktycznie całym nie strawionym pokarmem z obiadu. W sumie wycieczka miała prawie 12 km (dla Rutera znacznie więcej) przy ponad 600 metrach różnicy wysokości.
Z obawy o Rutera na razie następnej wycieczki nie planowałem. Leniuchowaliśmy przez kilka dni w obozowisku chodząc jedynie na krótkie spacery nie wymagające żadnego wysiłku. 3-go sierpnia zabrałem Rutera na jeden z takich spacerów tuz po śniadaniu, to znaczy moim śniadaniu bo Ruter swoje zjadł już ze dwie godziny wcześniej. Po dojściu do Przysłopu okazało się jednak że nie ma spodziewanej ścieżki na przełęcz. Z mapy, z którą się prawie nigdy nie rozstawałem, wynikało że można pość w przeciwnym kierunku, to jest na Gorc, a po drodze, pomiędzy Nową Polaną a Gorcem powinno dać się zejść do obozowiska wzdłuż granicy GPN. Ścieżki jednak nie znalazłem, a ponieważ Ruter nie wyglądał na zmęczonego więc poszliśmy dalej. Jak poprzednio tak i tym razem nie zabrałem ze sobą nic do picia dla Rutera ponieważ nie planowałem tej wycieczki. Przed Gorcem natknąłem się na chatę przy której znalazło się picie dla Rutera. Po krótkim odpoczynku dotarliśmy na Gorc. Do obozowiska wróciliśmy jednak bardzo okrężną trasą bo przez Jaworzyne Kamienicką. W sumie dało to wycieczkę 24 km. Pod koniec zejścia Ruter wykazywał już bardzo duże zmęczenie.
W obozie Ruter zwalił się ciężko na ziemię i natychmiast zasnął. Spał do wieczora a przez następny dzień był bardzo mało aktywny. Nieco polepszyło mu się dopiero w kolejnym dniu. W pełni siły odzyskał dopiero po trzech dniach.
Następną wycieczkę postanowiłem dobrze zaplanować i przygotować tak, aby Rutera nie przemęczyć. Po całodniowym leżeniu w namiocie w oczekiwaniu na przejście deszczów wyruszyliśmy 8-go sierpnia na Turbacz. Trasa nie wydawała się męcząca, choć dość długa. Poszliśmy ścieżką rowerową łagodnie wspinającą się na całej swojej długości. Do Turbacza dotarliśmy więc prawie nie pokonując ostrych podejść. Wracaliśmy przez przełęcz Borek więc zejście też na całej swojej długości dość łagodne. Okazało się jednak, że trasa jest zbyt długa i Ruter znów w obozie okazał ogromne wyczerpanie. Tym razem jednak doszedł do siebie już po dwóch dniach odpoczynku.
Na trzeci dzień wybraliśmy się na wycieczkę do Szczawy, poprzez Nową Polanę i powrót tą samą trasą. Wycieczka znacznie krótsza od poprzedniej. Ruter nauczony doświadczeniem oszczędzał siły od samego początku wycieczki, to znaczy nie było już takich wariackich szaleństw jak na poprzednich wycieczkach. Doszło nawet do tego, że każdą przerwę w marszu Ruter wykorzystywał kładąc się na ziemi. Po powrocie Ruter nie wykazywał takiego zmęczenia jak poprzednio, pomimo to postanowiłem dać mu jeden dzień odpoczynku.
Niespodziewanie na następny dzień zdecydowaliśmy się pójść jednak na krótką wycieczkę, czyli na Jaworzynkę. Tym razem Ruter pokonał ja bez większego wysiłku tym bardziej że tempo było spacerowe, gdyż dyktowane przez Łukasza jeszcze z nie całkiem wyleczoną nogą.
Na następny dzień zdecydowałem się więc na dłuższą wycieczkę. Pozostała do zwiedzenia trasa na Kudłoń od strony zachodniej. Poszliśmy więc szlakiem niebieskim na przełęcz Borek i stamtąd na Kudłoń. Wracaliśmy zielonym szlakiem. Trasa okazał się łatwa a Ruter, już przyzwyczajony do dużego wysiłku pokonał ją bez wysiłku i to pomimo tego, że na początku trasy nie obeszło się bez jego szaleństw w każdym napotkanym błocie.
W przedostatnim dniu pobytu zdecydowałem się pokonać ostatnią niezdobyta jeszcze trasę w pobliżu obozowiska, czyli tras.ę rowerowa od Przysłopu do Papieżówki. Na miejscu okazało się jednak, że trasa jest fatalnie oznakowana i pomimo posiadania GPS nie byłem w stanie znaleźć właściwej ścieżki. Po dłuższym przedzieraniu się przez las na granicy GPN i szukaniu właściwej ścieżki zdecydowałem się wrócić na przełaj do obozowiska - wzdłuż granicy GPN. W obozie okazało się że jestem znacznie bardziej wyczerpany od Rutera.
W sumie w ramach wycieczek pokonaliśmy (wg GPS) około 120km, jednak Ruter z pewnością zrobił znacznie więcej, ciągle przecież biegał wokół mnie w przód i w tył i na boki. Jedynie pod koniec tych najdłuższych tras wlókł się za mną moim śladem.
Życie obozowe
Odpoczynek po rozbiciu obozowiska.
Artur naprawia naszyjnik po rozerwaniu go przez Rutera.
Pierwsze zapoznanie z potokiem Kamienickim.
Ruter początkowo ciężko znosi upały.
Odpoczynek w cieniu
Słodka drzemka.
Leniwe zmagania z patykiem.
Odpoczynek w strategicznym miejscu.
Sen jest dobry także w cieniu własnego pana.
Dla ochłody wylizywanie kubka po lodach.
Kuchnia to najbardziej właściwe miejsce na odpoczynek przed obiadem.
Wspólny posiłek.
Przy ognisku też jesteśmy razem.
Sen w namiocie.
Zabawa w potoku.
Zabawa na polanie.
Najbardziej typowa pozycja Rutera nad ranem.
Dosypianie nad ranem.
Jedna z ulubionych pozycji.
Pozycja najczęściej przyjmowana przez Rutera przed zaśnięciem..
Ruter wtulony we mnie śpi najspokojniej.
Ruter ma swoje miejsce do odpoczynku.
Ale i tak w końcu znajduje sobie miejsce koło mnie.
Codzienne standardowe pożywienie uzupełniane jest witaminkami, tutaj marchewką.
Ruter wyczuł przygotowania do kolejnej wycieczki.
Ruter podziwia nas kąpiących się w górskim potoku, ale sam woli siedzieć na brzegu.Każdy dzień, jeśli nie było wycieczki, Ruter spędzał na spaniu, polowaniu na kreta lub myszkowaniu po campingu za jedzeniem. To ostatnie było o tyle męczące, że w tym celu odwiedzał wszystkich sąsiadów i trzeba było go stale pilnować. Kilka razy doszło nawet do tego, że trzeba go było na jakiś czas uwiązać.
Polowanie na kreta było jednym z najbardziej ulubionych zajęć Rutera. Niemal co dzień rano w pobliżu namiotu pojawiały się nowe kopce. Ruter musiał wyczuć jego zapach, ponieważ po rozkopaniu kopca rozkopywał też ziemię wzdłuż linii pomiędzy kopcami, gdzie jak się okazywało znajdowały się krecie tunele. Po kilku dniach teren przed namiotem był mocno rozkopany i trzeba było Rutera powstrzymywać przed dalszym polowaniem.
Podczas upałów często chodziliśmy kąpać się do potoku. Ruter bardzo chętnie chodził zawsze z nami, nawet wtedy gdy był bardzo zmęczony po jakiejś wycieczce. Unikał jednak wchodzenia do wody, która mogła by być na tyle głęboka że musiałby pływać. Z początku gdy sami wchodziliśmy w głębsze miejsca namawiając też do tego Rutera, ten uciekał do obozu.
Spanie w namiocie to zupełnie osobny temat. Przed wyjazdem ustaliliśmy, że Ruter będzie miał swoje posłanie w przedsionku namiotu a nie w komorach w których my śpimy. Chodziło o to, aby nie przyzwyczajać psa do spania z nami aby nie było kłopotu z tym po powrocie do Krakowa. Jednak na miejscu okazało się, że jeśli będzie spał w przedsionku to nie jesteśmy w stanie zabezpieczyć psa przed wychodzeniem w nocy z namiotu. Zdecydowaliśmy się więc złamać zasadę i pozwolić mu spać z nami. Poszło to o tyle łatwo, że Ruter jakby właśnie tylko tego oczekiwał. Natychmiast znalazł sobie miejsce na środku materaca - pomiędzy nami - i tam zawsze układał się co wieczór do spania. Wbrew obawom po powrocie do domu Ruter powrócił do swojego legowiska bez jakichkolwiek kłopotów i nie wykazywał żądnych tendencji to spania w naszych łóżkach.
Wtorek (19 VIII)
Ruter ciężko wdraża się w stary rytm dnia. Przez ostatnie trzy tygodnie całe dnie i noce miał stały ze mną kontakt. Wielokilometrowe wycieczki po górach przyzwyczaiły go do sporego wysiłku. Tymczasem teraz znowu co dzień rano widzi mnie wychodzącego z domu bez niego. Dziś najwyraźniej postanowił jakoś temu zaradzić ponieważ przez cały poranek śledził mnie w mieszkaniu nie oddalając się odemnie na krok, a w ostatniej chwili, gdy zorientował się że zbieram się już do wyjścia pobiegł szybko do pokoju i przyniósł w zębach mapę Gorc dokładnie tę samą, którą zawsze zabierałem ze sobą na każdą wycieczkę niosąc ją zawsze w ręce. Niestety musiał przeżyć spore rozczarowanie, ponieważ mapa wróciła na swoje miejsce w pokoju, a ja schodząc po schodach jeszcze przez kilka chwil słyszałem jego smutne popiskiwanie.
Piątek (22 VII)
Ruter ze swoją zakazaną zdobyczą.
Sobota (23 VIII)
Przez ostatnie dwa tygodnie coś niedobrego działo się z apetytem Rutera. Po tygodniu pobytu na wakacjach Ruter po raz pierwszy zaczął się ociągać z podejściem do miski i ze zjedzeniem swojej normalnej porcji. Później zdarzyło się nawet kilka razy że nie pozostawiał resztki w misce. Dotychczas nie zdarzyło się, aby Ruter coś w misce pozostawił - zawsze podczas napełniania miski towarzyszył mi w kuchni po czym szedł za mną na korytarz i tam od razu dosiadał się do miski i opróżniał ją natychmiast.
Trochę się zaniepokoiliśmy tym, ale powodów takiego zachowania Rutera mogło być kilka. Po pierwsze mogło to być spowodowane tym, że kupiliśmy my dwie puszki mięsa - jako atrakcję. Najpierw daliśmy mu jedną, a po kilku dniach następną, niezależnie od normalnych porcji karmy. Może więc Ruter teraz oczekuje że znowu dostanie ten przysmak i swoją zwykłą karmę je już tylko w ostateczności ?
Może to być też spowodowane tym, że aby zrekompensować mu wydatki energii podczas całodniowych nieraz wycieczek zwiększyłem mu nieco dzienne porcje. Zamiast 500g dawałem mu 600g a raz nawet 700g. Chodziło tez o to, aby Ruter przestał węszyć za smakołykami u sąsiadów na campingu. Na szwędanie się po sąsiadach niewiele to pomogło, ale Ruter przynajmniej szybko regenerował swoje siły i był zawsze pełen energii.
Mniejszy apetyt mógł tez być spowodowany dojrzewaniem Rutera - no w końcu ma już 10 miesięcy, więc przyrost wagowy Rutera jest już coraz mniejszy. Od początku lipca przybyło mu już tylko 2kg.
Jednak w środę Anka zaskoczyła mnie wiadomością, że coś się nie zgadza z porcjami Rutera. Według tabelki na opakowaniu powinniśmy dawać mu nie więcej niż 450g tymczasem ja byłem pewien, że gdy ostatnio sprawdzałem miało być ponad 500g. Szybko porównałem opakowania karmy i okazało się, że pomimo iż kupiliśmy identyczną karmę (te same oznakowania, identyczne opakowania, ten sam producent, itp.), to jednak tabelka żywieniowa zupełnie inna. Szybko zmniejszyłem mu porcję dzienną do 450g (czyli zgodnie z nową tabelką) i apetyt psa wrócił do normy. Obecnie zachowuje się podczas karmienia już zupełnie tak samo jak przed wakacjami.
Zabawa Rutera z Dzafą na popołudniowym spacerze.
Niedziela (24 VIII)
Sobota zapowiadana była w prognozach jako deszczowa, więc nie planowałem wycieczki. Tymczasem okazała się bardzo ładna. Na szczęście niedziela, choć wstała pochmurna, okazała się bardzo dobra do wycieczek. Tuż po śniadaniu zdecydowałem się więc na Lasek Tyniecki.
Pierwszy odpoczynek w połowie trasy.
Na polance po zachodniej stronie Lasku.
Ruter znowu szaleje.
Odpoczynek na Ostrej Górze.
Ruter coś czuje pod ziemią.Po powrocie ze spaceru Ruter wydawał się nadspodziewanie wyczerpany. W każdym razie odpoczywał do wieczora śpiąc w moim pokoju pod wersalką a właściwie pomiędzy nią a komputerem. Dopiero przed wieczorem ożywił się i przespacerował się na balkon. Po drodze jednak w dużym pokoju spowodował przewrócenie się złożonego leżaka czego się tak przestraszył, że odskakując w bok wskoczył na wersalkę na której leżała Hanka. Dało to Hance okazję do śmiania się z "niesamowitej odwagi" Rutera jeszcze przez kilka minut.
Ruter na wersalce w odruchu paniki po przewróceniu leżaka.Wtorek (26 VIII)
Ruter o północy w klasycznej pozycji pod wersalką pomiędzy nią a komputerem.
W tle widać resztki tapety zdartej ze ściany jeszcze na wiosnę.Czwartek (28 VIII)
W samo południe Ruter przyłapany pod stołem z ukochaną wiewiórką.
Widoczne na dywanie strzępy pochodzą z czego innego.
Po 18-tej Ruter wypatruje przez okno koleżków.
W tej pozycji potrafi spędzić z krótkimi przerwami nawet z godzinę.Sobota (30 VIII)
Dziś w nocy Ruter obudził nas już przed godziną drugą. Był bardzo niespokojny, biegał po mieszkaniu od balkonu do parapetu w moim pokoju i cały czas popiskiwał. Ewidentnie był czymś bardzo zainteresowany na zewnątrz. Było to zachowanie o tej porze bardzo dziwne, więc zdecydowałem się na wyjście z nim do parku. Widać było cały czas, że Ruterowi bardzo się śpieszy. Nawet gdy już schodziliśmy po schodach cały czas poganiał mnie wybiegając naprzód i zatrzymując się wyczekująco. Ponieważ było bardzo ciemno wziąłem ze sobą latarkę. Ruter spuszczony ze smyczy natychmiast pognał w odległy ustronny zakątek i zrobił swoje. Zaniepokojony jego zachowaniem podszedłem bliżej i przyjrzałem się bliżej efektowi jego wysiłków. Niestety, nie było dobrze. Wszystko było bardzo płynne.
Ruter uspokoił się dopiero po dobrej chwili, gdy powtórzył tę czynność kilka razy. Na koniec nawet wyraźnie odzyskał dobre samopoczucie ponieważ wesoło sobie biegał i prowokował mnie do zabawy. Pobawiłem się więc trochę z nim i po pół godzinie wróciliśmy do domu pomimo, iż Ruter wyraźnie sygnalizował że nie ma ochoty wracać.
W domu postawiłem obserwować go baczenie ponieważ w tej sytuacji można się było spodziewać kłopotów ponownie dość szybko. Ruter jednak nie chciał położyć się i zrobił się znowu nieco niespokojny. Po chwili wyraźnie poprosił mnie o pozwolenie wejścia na wersalkę. Zrobił to bardzo podobnie jak w czasie wakacji prosił o wejście do namiotu, więc uległem i Ruter po chwili zasnął wymyty i zwinięty w kłębek w moich nogach.
Ponowna pobudka była już o 4-tej. Wiedząc już o co chodzi nie zwlekałem ani chwili i wyprowadziłem Rutera na spacer. Ruter natychmiast załatwił swoją potrzebę - taką samą jak o 2-giej.
Trzeci raz za potrzebą wyprowadził go Łukasz nad ranem o zwykłej porze, czyli koło 7:30. I tym razem Ruter załatwił swoją potrzebę w postaci całkowicie płynnej. Ponieważ jednak Ruter poza tym zachowuje się całkiem zwyczajnie, ma zimny i wilgotny nosek, nie jest apatyczny a nawet wręcz przeciwnie, ma zwykły apetyt, więc najprawdopodobniej nie jest to nic poważnego. Zapewne cos zjadł na łące podczas wieczornego spaceru i taki jest teraz efekt. W tej sytuacji zdecydowałem się na poczekanie z wizytą u weterynarza do następnego dnia a nawet dałem mu na śniadanie zwykła porcje 150g karmy.
Po południu i wieczorem Ruter załatwiał swoją potrzebę jeszcze kilka razy i za każdym razem była płynna, lecz wieczorem już jakby mniej. Przez cały dzień mimo to dostawał normalne porcje karmy. Noc zapowiadała się nieszczególnie. Obawiałem się, że konieczne będą znowu nocne spacery.
Niedziela (31 VIII)
W sobotę wieczorem znów poprosił mnie o wejście do łóżka na co zgodziłem się mając nadzieję na kontrolę jego snu - gdyby chciał wyjść w nocy łatwiej mu będzie mnie obudzić. Wbrew obawom Ruter całą noc przespał spokojnie.
Ruter śpi w moim łóżku, ale pozycje zmienia co kilkanaście minut.Rano Ruter zaszokował mnie ponownie, ponieważ na porannym spacerze, już o 5:50 byliśmy na zewnątrz, o który sam prosił, nie załatwił swojej potrzeby. Zdarzyło się to po raz pierwszy. Przed wyjściem spojrzałem na termometr i zadrżałem - termometr wskazywał zaledwie 4,5ºC. W tej sytuacji miałem nadzieję, że Ruter szybko załatwi swoje potrzeby i wrócimy do domu. Chodziłem z nim po okolicy ponad 40 minut i w końcu poddałem się. Pomimo tego Ruter jednak był bardzo wesoły i aktywny. Podczas spaceru ciągle zaczepiał mnie i prowokował do zabawy.
Ponieważ dzień zapowiadany był już w piątek bardzo pogodnie miałem zaplanowaną wycieczkę. Wobec postawy Rutera na porannym spacerze wciąż się jednak zastanawiałem czy powinienem go obciążać. Wreszcie w południe zdecydowaliśmy się z pójść zamiast wycieczki na nieco dłuższy spacer. Za cel wybrałem Lasek Rajsko. Już na samym początku Ruter załatwił swoją potrzebę. Okazało się że wszystkie problemy żołądkowe ma już za sobą.
Początek spaceru na osiedlowym trawniku.
Ruter zaczyna swoje szaleństwa.
Na krótkim odpoczynku.
Na wschodnim krańcu Lasku Rajsko.
(c) Aleksander Piwkowski |
Kraków, 2008 |