Ruter

Kwiecień 2008

poniedziałek wtorek środa czwartek piątek sobota niedziela
  1 2 3 4 5 6
7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 29 30        

 

Mordki kwietniowe

 

Wtorek (1 IV)

Wczesnym popołudniem Anka wybrała się na dłuższy, prawie 3,5 godzinny, spacer z Ruterem, na południową stronę autostrady. Jak widać Ankę także ogarnęła pasja fotografowania Rutera.


Przy zachodniej barierce nad autostradą A4


Na ul. Podgórki


Fort 51


Widok z Drogi Rokadowej


Na Tuchowskiej


Zainteresowanie ruchem drogowym


Odpoczynek w przyciasnym koszyku. Duże legowisko już w drodze...

 

Środa (2 IV)

Dzisiaj wieczorem dostarczono zamówione legowisko dla Rutera. Najwyższa pora, bowiem koszyk był już stanowczo za mały.


Ruter zgięty w pałąk w koszyku.


Gdy leży nieco wyprostowany głowa musi być podparta wałkiem z ręcznika.


Gdy w koszyku robi się zbyt ciasno trzeba przenieść się na twardy parapet.

No i wreszcie nadeszła przesyłka

 

Zapoznanie z nowym legowiskiem

Stary koszyk, w którym Ruter już się nie mieścił tak bardzo, że trzeba było na zewnątrz robić mu podpórkę pod głowę, wynieśliśmy na balkon. Jego miejsce zastąpiło nowe legowisko. Pokrowiec jest z materiału analogicznego jak powłoka plecaka, doszedłem więc do wniosku że może dla Rutera nie być przyjemne. Dlatego legowisko obłożyliśmy kocykiem z koszyka, licząc na to, że znane zapachy ułatwią Ruterowi akceptację nowego legowiska.

Niestety, myliliśmy się. Ruter bardzo szybko rozpoczął siłowe zapoznawanie się z nowym legowiskiem. Najpierw zrzucił z wierzchu kocyk a następnie przypuścił atak na pokrowiec legowiska. Wystarczyło, że na chwilkę przeszliśmy do pokoju a Ruter już wyrwał w materiale pokrowca dziurę i rozszarpał zamek. Zaskoczony oglądałem dzieło Rutera. Nie sądziłem, że tak szybko zniszczy swoje legowisko. Anka jednak stwierdziła, że będzie w stanie to jakoś naprawić. Jeszcze raz więc owinęliśmy legowisko kocykiem i przeszliśmy do pokoju bacznie jednak nasłuchując co się dzieje w korytarzu. Jak tylko Ruter stracił nas z oczu natychmiast przystąpił do ponownej dewastacji legowisko.

No to mamy problem. Najwyraźniej nowe legowisko Ruterowi się nie podoba. Tylko dlaczego i jak to zwalczyć ? Postanowiliśmy więc złagodzić przejście na nowe legowisko w ten sposób, że przez jakiś czas będą dwa legowiska. Jak się Ruter spokojnie zapozna z nowym to może później zaakceptuje je. Stary przyciasny koszyk wrócił więc na swoje miejsce, a ponton (nowe legowisko) powędrował do mojego pokoju. Ułożyłem go w pobliżu mojej wersalki mniej więcej w tym miejscu w którym Ruter najczęściej się kładł. I czekamy na wyniki.

Czwartek (3 IV)


O 3-ciej w nocy Ruter jest w pontonie.

Wieczorem Ruter przyczłapał do mojego pokoju i położył się w wąskim przejściu pomiędzy wersalką a pontonem jednak kładąc głowę na jego krawędzi. Po północy widziałem go już śpiącego w nowym legowisku. Nad ranem jednak spał w korytarzu w koszyku.

Od samego rana Ruter jest bardzo niespokojny. Raz po raz zagląda do mojego pokoju. Za każdym razem łapie mnie zębami za ręce lub nogi. Trudno go uspokoić. Na poranny spacer z Arturem o 6:30 nie ma ochoty wychodzić, co zdarzyło się po raz pierwszy. Ruszył się z miejsca dopiero na moje wołanie. Po powrocie ze spaceru dostał pełną porcję (200g) karmy, co jak zwykle zjadł w ciągu trzech minut. Bardzo szybko po tym śniadaniu znów rozpoczęło się nękanie wszystkich przez Rutera. Kilka razy Ruter wspinał się w różnych miejscach na wersalkę i stojąc tylnymi nogami jeszcze na podłodze usiłował dosięgnąć mnie zębami.


Ruter wspina się na wersalkę najwyraźniej usiłując coś mi powiedzieć.

Nigdy dotąd Ruter nie był wpuszczany na moją wersalkę. Dlatego teraz zaskoczony patrzyłem, jak w pewnym momencie Ruter ostrożnie podciągnął tylne nogi i bardzo niepewnie, zerkając co chwila na mnie, przysiadł na brzegu wersalki. Nie miałem siły zganiać go stamtąd. Wpatrywałem się w Rutera próbując odgadnąć przyczynę tak dziwnego jego zachowania. Po chili Ruter ułożył się niepewnie przy brzegu wersalki opierając się o mnie delikatnie.


Po raz pierwszy złamaliśmy z Ruterm zasadę rozdziału legowiska :)

Widać było, że Ruter powoli uspokaja się, zupełnie jakby właśnie do szczęścia potrzebował tego bliskiego kontaktu ze mną. Postanowiłem więc pozwolić psu poleżeć koło mnie jakiś czas. Pozostaje jednak problem do rozwiązania tak niezwykłego niepokoju / podekscytowania Rutera. Początek tego dziwnego zachowania zbiegł się z rozpakowaniem nowego legowiska nic więc dziwnego, że podejrzenia padły na legowisko. Najwyraźniej mu się nie spodobało. Ale dlaczego w takim razie jednak od czasu do czasu kładzie się do niego i to pomimo, że oddaliśmy mu juz poprzednie legowisko ?

Po kilku minutach spokojnego leżenia Ruter sam zszedł z wersalki i ku mojemu zdziwieniu usadowił się w nowym legowisku. Poleżał w nim jakiś czas, chyba się nawet zdrzemną, ale zaraz po tym wylazł z niego i usadowił się obok. Po kilku następnych minutach znalazł się na swoim dawnym ulubionym miejscu: na krześle.

Krzesło lepsze od nowego legowiska (przykrytego kocykiem) ?

Twarda podłoga tez lepsza od nowego legowiska :(


Nawet zbyt mały koszyk jest lepszy od nowego legowiska ?

Po następnym kwadransie Ruter drzemał już w korytarzu w swoim starym przyciasnym koszyku. Wygląda na to, że nowe legowisko zdecydowanie nie odpowiada gustom Rutera. No cóż, trzeba będzie coś wymyślić.

Piątek (4 IV)

W sprawie nowego legowiska jest pewien postęp. Mniej więcej połowę czasu Ruter spędza już w nowym legowisku.


Tym razem jeszcze poza legowiskiem, ale z nogami już na nim.


Smaczne spanie w nowym legowisku.

Wczesnym popołudniem z Rutera wyprowadza Artur pomimo, że przecież jestem w domu. Przeziębienie jednak zmusza mnie do pozostania w domu. Dzięki temu jednak mogę śledzić z okna z aparatem w ręku spacer Artura.

Artur wyprowadza Rutera

 

Sobota (5 IV)

Dziś spacer z Ruterem uskuteczniał Łukasz.

Po południu Ruter dopraszał się o spacer tak zawzięcie, że postanowiłem w ostatniej chwili, bo około 17-tej, wziąć go na krótka wycieczkę w Las Kosocicki. Mała kilkudziesięciu minutowa rundka ścieżkami wokół tego niewielkiego lasku wpłynęła na Rutera uspokajająco.


Cały las pokryty kwiatami


Ruter w "pozycji bojowej".


W poszukiwaniu znajomych zapachów.

Niedziela (6 IV)

Niedziela w prognozach meteo wyglądała nieco gorzej od soboty, więc nie planowałem żadnej wycieczki tym bardziej, że od kilku dni leczę przeziębienie. Tymczasem okazało się, że dzień wstał nie tylko ciepły i bezdeszczowy ale nawet słoneczny. W samo południe zadecydowałem więc o wyprawie do Lasku Tynieckiego. Poniżej zamieszczam tylko kilka zdjęć z Ruterem, Więcej zdjęć z widokami tego lasku można znaleźć na Panoramio.


Rozpoczynamy wycieczkę.


Na początek idziemy na przełaj.


Przedzieramy się na azymut 180.


Od tego momentu nie schodzimy ze ścieżek.


Chwila odpoczynku na lokalnym wzniesieniu.


Szukamy drogi na północ.


Coś w tej dziurze bardzo zainteresowało Rutera.


Na "Ostrej Górze".


Pierwsze spotkanie 3-go stopnia z mrówkami.


Obraz zmęczenia 7-mio kilometrowym spacerem.

Poniedziałek (7 IV)

Nowe legowisko Rutera (typu ponton) przez cały czas znajduje się w moim pokoju. W dotychczasowym miejscu na korytarzu wciąż jeszcze do dziś znajduje się stary wiklinowy koszyk. Dziś postanowiłem dokonać podmiany nie chcąc, aby Ruter przyzwyczajał się do dwóch legowisk. Mam nadzieję, że te kilka dni wystarczyło, by Ruter zapoznał się z nowym legowiskiem, ale ze starego również mógł korzystać w razie ochoty. I rzeczywiście. Ruter sypiał przez te kilka dni w różnych miejscach, ale jednym z nich było także nowe legowisko. Ostatnio nawet jakby częściej korzystał z nowego legowiska.


Nad ranem Ruter wciąż jeszcze w nowym legowisku.

Zamiany dokonałem popołudniu. Tym razem jednak poprzednie legowisko nie wynosiłem na balkon lecz po prostu zamieniłem z nowym miejscami. Tak więc od kilku godzin w korytarzu znajduje się nowe legowisko a w moim pokoju stare. Jak na razie Ruter zachowuje się dość poprawnie. Nie zaobserwowałem żadnych problemów. Nawet teraz (godzina 23:00) Ruter ułożył się już do spania na korytarzu, a więc w nowym legowisku. Nie chcę zapeszyć, ale wygląda więc na to, że Ruter ostateczności zaakceptował nowe legowisko.

Późnym wieczorem Ruter szykuje się do spania w swoim starym miejscu, tyle, że teraz jest tam nowe legowisko.

 

Wtorek (8 IV)

W ciągu dnia Ruter wykorzystuje wszystkie swoje ulubione miejsca na drzemkę. Pocieszające jest tylko to, że wśród tych miejsc jest także nowe legowisko.


Parapet. Wykorzystywany od kiedy tylko mógł się na niego wspiąć.
 


Nowe legowisko. Miejsce wykorzystywane od końca stycznia, po wyzdrowieniu.
Nowe legowisko od wczoraj.


Pod moją wersalką. Ulubione miejsce od zawsze.

 

Środa (9 IV)

Środa okazała się bardziej pochmurna od wtorku, jednak znacznie bardziej ciepła, a z każdą godziną robiło się coraz cieplej. Pomimo zapowiedzi przelotnych opadów niebo przejaśniało się. Dlatego tuż po południu zarządziłem mała wycieczkę. Tym razem naszym celem był Las Bronczarowa.

Nieoczekiwana zabawa w oczekiwaniu na wycieczkę

Początek spaceru przez las zapowiadał się bardzo sielsko. Atmosfera była niemal letnia. Ciepło z przyjemnym powiewem orzeźwiającego wiaterku, szum drzew, śpiew ptaków i biegający po ścieżce Ruter.

 

Ruter bardzo szybko przypomniał jakie są jego upodobania.

 


 

Próba podkopywania drzewa


Nieudana próba wejścia.


No, to już prawie wycieczka górska :)


Chwila odpoczynku

Czwartek (10 IV)

Ruter odmówił spaceru na Solway'u. Wróciliśmy więc do domu bez spaceru, ale Ruter po zjedzeniu swojej popołudniowej porcji karmy przesiadywał na parapecie obserwując  życie osiedla i mojego pokoju.

Późnym wieczorem Ruter dalej okupuje parapet w moim pokoju. Tym razem ułożył się na nim na dobre do spania.

Ruter w trakcie snu zanika materialnie :)

Teraz widać, że za chwilę się obudzi.


 

Piątek (11 IV)

Ruter po raz pierwszy w swojej historii nie domagał się porannego wyprowadzenia, dlatego zaspałem i na boisku znaleźliśmy się dopiero około 7-mej. Być może z tego powodu Ruter nie narzekał na brak koleżków do zabawy. Dzień wstał słoneczny, ale trawa była mocno zroszona. Ruter nie stronił od zabawy, więc skutek był taki, że po raz pierwszy musiałem Rutera myć w wannie po porannym spacerze.

Na porannym spacerze

 

Solway problem.

Wczoraj (czwartek, 10 IV) przed podaniem popołudniowej porcji karmy postanowiłem zabrać Rutera na spacer. Ponieważ była piękna słoneczna pogoda i zrobiło się bardzo ciepło toteż na wszystkich osiedlowych trawnikach zaroiło się od ludzi. W tej sytuacji zapakowałem Rutera do samochodu i pojechaliśmy na Solway, niech sobie swobodnie - bez smyczy i kagańca - pohasa. Zaparkowałem tuż koło szlabanu i stromo wspięliśmy się na pierwszą skarpę. Już wychodząc na pierwszą łąkę Ruter zaczął popiskiwać i cicho skomleć. Zatrzymał się i patrząc na mnie nie przestawał skomleć. Nawoływanie i zachęcanie Rutera do dalszego spaceru nie dawało efektów. Ruter podchodził do mnie na parę metrów po czym zatrzymywał się i nie przestawał skomleć. Natomiast gdy próbowałem się zbliżyć do niego natychmiast zawracał, odbiegał kilka metrów w kierunku samochodu i zatrzymywał się czekając na mnie.

Manewr ten powtórzył niemal za każdym razem gdy usiłowałem podejść do niego. Pomimo tego udało mi się go kilka razy przytrzymać, gdyż wyraźnie nie uciekał ode mnie a jedynie usiłował zmusić mnie do powrotu. Gdy chciałem go zmusić do pójścia w przeciwnym kierunku, czyli na skarpę, opór stawiał tak silny, że nie było o tym mowy. W końcu, zaniepokojony jego zdecydowaną postawą postanowiłem cofnąć się do samochodu i zbadać przyczynę dziwnego zachowania się psa.

Przy samochodzie Ruter wyraźnie się uspokoił. Nie ciągnął mnie do samochodu lecz spokojnie kręcił się w jego pobliżu. Ponieważ jednak ten rejon, ze względu na duże zaśmiecenie, nie nadawał się na spacer, zdecydowałem się na powrót do domu, bez spaceru.

Problem jednak pozostał. Dlaczego Ruter nie chciał spacerować po Solway'u. Widzę kilka możliwości. Albo mu się coś w Solway'u nie  podoba, albo mu się w ogóle nie chce spacerować gdzie indziej niż po osiedlu, albo z jakiegoś powodu tylko tym razem chciał być w domu - może na przykład był zbyt głodny - zabrałem go przecież na spacer nie podając popołudniowej porcji karmy - miał prawo być głodny.

Aby wyjaśnić tę zagadkę postanowiłem na następny dzień zrobić eksperyment i zabrać Rutera o tej samej porze na spacer na Solway. Tym razem jednak najpierw dałem mu należną porcję karmy przed spacerem. Na Solway podjechaliśmy niemal od tej samej strony, jednak samochód zaparkowałem na ślepej uliczce (przecznica od Witosa) - w tym samym miejscu co za pierwszym razem jeszcze w marcu.

Tym razem Ruter nie pozwolił się odciągnąć od samochodu nawet na kilka metrów. Z początku puściłem Rutera bez smyczy pozwalając mu biegać swobodnie i cieszyć się przestrzenią. Jednak Ruter, gdy zorientował się że chcę odejść od samochodu, natychmiast zawrócił i gwałtownie domagał się mojego powrotu skomląc, co chwila spoglądając na mnie obserwując moją reakcję, i skacząc na samochód.

Zaintrygowany już poważnie postawą Rutera postanowiłem jednak zmusić go siłą do spaceru. Zdarzało się bowiem czasami że Ruter nie chciał gdzieś iść na spacer, ale po odciągnięciu na pewną odległość dalej już szedł chętnie sam. Przypiąłem więc smycz i stanowczo zacząłem go odciągać od samochodu. Ruter jednak nie zrezygnował z oporu. W tej sytuacji doszedłem do wniosku, że spacer nie ma sensu. Powstał jednak poważny problem. O co chodzi Ruterowi ?

Zapakowaliśmy się z powrotem do samochodu i zacząłem się zastanawiać nad ty,, co zrobić z tym fantem. Niedobrze by było bowiem, gdyby Ruter nagle stracił ochotę do wszelkich spacerów i wycieczek. Z drugiej strony, może psu chodzi tylko o niechęć do Solway'u ? Aby wyjaśnić przynajmniej ten problem postanowiłem Rutera wywieźć natychmiast w inne miejsce i zobaczyć, czy będzie chciał tam chodzić. Najbliższe miejsce, dające możliwości swobodnego puszczenia psa bez smyczy i kagańca, to był Las Kosocicki, tuż za autostradą (w pobliżu punktu przecięcia równoleżnika 50º i południka 20º). Tak więc bez zwlekania natychmiast z Solway'u pojechałem do Kosocic. Na miejscu byliśmy po kilkunastu minutach.

W tym miejscu Ruter nie wykazywał żadnego niepokoju. Spokojnie oddaliliśmy się od samochodu i po kilkunastu metrach weszliśmy w las. Ruter spokojnie biegł obok mnie odbiegając od czasu do czasu na lewo lub prawo. Spacerowaliśmy po lesie ponad pół godziny po czym spokojnie wróciliśmy do samochodu i jak gdyby nigdy nic wróciliśmy do domu.

Dzięki temu przekonałem się, że Ruter nie stracił ochoty na spacery i wycieczki. Najwyrażniej odmiawia spacerów jedynie po hałdach Solway'u. No cóż, w takim razie nie będziemy tam więcej chodzili. Ciekawostką jednak dla mnie pozostaje, jaka jest przyczyna tak silnej i nagłej niechęci Rutera do Solway'u.

 


Teren Solway'u, Ruter wyraźnie mi pokazuje czego chce.


Teren Solway'u, Ruter potrafi też pokazać, czego nie chce !


Tymczasem w Lesie Kosocickim Ruter zachowywał się całkiem normalnie.


W nagrodę przyroda uraczyła nas takim widokiem.

Sobota (12 IV)

W grudniu jeszcze wraz ze smyczą zakupiłem dla Rutera kaganiec. Obecnie, kaganiec ten mogę założyć co najwyżej na Pixela (maskotka na telewizorze). Dla Rutera konieczny był więc nowy kaganiec. Sprawa była pilna, bowiem kontrole straży miejskiej stały się coraz bardziej natarczywe, a poza tym uchroni to też Rutera przed zjadaniem różnych śmieci wyrzucanych przez ludzi pod blokiem lub na trawniku. W ciągu tygodnia kupiłem więc kaganiec dla Rutera, choć w sklepiku osiedlowym nie było zbyt wielkiego wyboru.

Pierwsza reakcja Rutera na kaganiec była fatalna. W amoku uderzał głową o wszystkie przedmioty i ściany. W obawie by nie zrobił sobie krzywdy szybko mu go zdjąłem. Co pewien czas w ciągu dnia zakładałem mu go ponownie na chwilkę i po kilku minutach zdejmowałem. Za każdym razem pozostawiałem mu kaganiec na nieco dłużej. Następnego dnia wieczorem Ruter na spacerze biegał już w kagańcu i choć starał się co chwila go pozbyć to jednak widać było, że najgorsze już za nami

Dzisiaj rano na porannym spacerze założyłem Ruterowi kaganiec.

Dziś na porannym spacerze Ruter biegał w kagańcu już zupełnie swobodnie. Gdy na boisku pojawiła się Vivi, i zabawa z nią zaczęła się rozkręcać, zdjąłem kaganiec i Ruter wyraźnie od razu bawił się lepiej.

Niedziela (13 IV)

Po raz pierwszy od dłuższego czasu Ruter wtargnął do łazienki. Tym razem jednak, bez niczyjej pomocy, noga za nogą wlazł do wanny i to pomimo, że nie było w niej wody. Położył się w niej i kilkanaście minut spędził w niej nie mając zamiaru jej opuścić.


Zaczyna się ściąganie gąbek z parapetu w łazience.

Na popołudniowym spacerze po osiedlu

 


Niewielka łąka koło parkingu też nadaje się na zabawy

 

Wtorek (15 IV)

Dziś Ruterowi mija pół roku życia - przynajmniej tak sądzimy. Co prawda jakiejś specjalnej uroczystości z tej okazji nie było, ale trochę sie wzruszyliśmy, bo dziś także kończy się czwarty miesiąc pobytu Rutera w naszej rodzinie.


Wygrzewamy się w słonku na balkonie i czujnie obserwujemy otoczenie.

Balkon nie daje zbyt wielu możliwości do szaleństw, ale cos się zawsze znajdzie...

Czwartek (17 IV)


A jeszcze niedawno trzeba go było podsadzać.

Piątek (18 IV)


Pół godziny po północy: jakże rozkoszne spanie...

Sobota (19 IV)

Pogoda przez cały weekend nie nadawała się na wycieczki za miasto, więc poza krótkimi spacerami po osiedlu nie mieliśmy zbyt wiele okazji do ruchu.


Ruter każdą chwilę w domu wykorzystuje na drzemkę

Wieczorny spacer Rutera, niemal zawsze połączony z zabawami z kolegami z osiedla, tym razem nie zaliczy do udanych. Po godzinie 21-ej na alejkach jest już ciemno więc przeszkód terenowych, pomimo rozstawionych latarń,  nie widać zbyt dobrze. W szczególności mój niepokój budziły poręcze, nie wiadomo po co, zamontowane wzdłuż boiska. Od dłuższego czasu zastanawiałem się w jaki sposób psy w pełnym biegu potrafią tak zręcznie omijać te słupki.

Niestety, dziś Ruter nie ominął. W pełnym biegu z Bafi Ruter nagle został zatrzymany w miejscu na jednym z tych słupków. Krótki skowyt. Z daleka już widzę, że Ruter leży i nie podnosi się. Na szczęście krótkie pieszczoty i masaż pomogły. Po chwili Ruter chodził już normalnie, choć nieco niepewnie. Aby go nie forsować zbytecznie postanowiłem na tym spacer wieczorny zakończyć. Po kilkunastu minutach nie dało się już zauważyć u Rutera jakichkolwiek skutków zderzenia.

Niedziela (20 IV)


Moja drzemka nad książką to niezła okazja dla Rutera by przespać się w moim towarzystwie.

Dziś na porannym spacerze zauważyłem u Rutera dość rzadką konsystencję kału. Niestety, każda następna w tym dniu była coraz rzadsza. W ciągu dnia Ruter na każdym spacerze miał dość dużą swobodę, więc niewykluczone że coś znalazł niewłaściwego i zjadł. Poza tym jednak zachowuje się całkiem normalnie. Apetyt ma jak zawsze ogromny, pije sporo wody, duża ochota do zabawy. W każdym bądź razie nie sprawia wrażenia chorego.

Poniedziałek (21 IV)


Spania ciąg dalszy, tym razem na parapecie w poniedziałkowy wieczór.

Tuż po powrocie do domu, około 17-tej, zabrałem Rutera i pojechaliśmy do Arki. Trzeba było kupić kolejny worek karmy więc przy tej okazji zważyłem Rutera na wadze w klinice. Wynik: 25,7kg. Poprzednie ważenie było na początku kwietnia, a więc przez trzy tygodnie Ruterowi przybyło tylko 2kg. Na koniec miesiąca powinno więc być około 3kg. Jest to wyraźnie mniej niż w marcu, a więc Ruter powoli zmniejsza tempo wzrostu.

Przy okazji tego 5-cio kilometrowego przejazdu okazało się, że Ruter nie wyleczył się jeszcze z choroby lokomocyjnej. Przez ostatnich kilka tygodni nie było z tym problemu, więc sądziłem że będzie już dobrze. Niestety, w drodze do Arki Ruter zwymiotował.

Wtorek (22 IV)


Zabawy w łazience w samo południe.

Środa (23 IV)


Szaleństw w łazience ciąg dalszy...

Czwartek (24 IV)

Od kilku dni w kale Rutera widać były śladowe ilości krwi. Pomimo zaaplikowanego wczoraj Lakcid Ruter nadal miał rzadki kał. Nie zdziwiłem się więc, gdy Ruter poprosił o wyprowadzenie w środku nocy bo około 2:30. Do rana był więc spokój. Mogłem nawet nieco dłużej pospać, bo o zwykłej porze, to jest około 6-tej, Ruter smacznie spał i nie myślał o jakimkolwiek spacerze. W tej sytuacji psa wyprowadziła przed 8-są Anka, bo ja szykowałem się już do pracy.

Tak się złożyło, że gdy wychodziłem z domu Ruter akurat wracał ze spaceru. Widział więc mnie wsiadającego do samochodu i odjeżdżającego. I wtedy się zaczęło. Już w lusterku wstecznym widziałem niezwykłe zachowanie Rytera. Jeszcze byłem w drodze do pracy, gdy Anka telefonicznie poskarżyła mi się, że nie panuje nad psem. Ruter bowiem widząc mnie odjeżdżającego wpadł w jakiś szał. Rzucał się na smyczy, skomlał i niezwykle ciągnął za samochodem. Dopiero po dobrym kwadransie Ance udało się Rutera zaciągnąć do domu. W mieszkaniu Ruter uspokoił się dopiero po dłuższej chwili.

Popołudniu, po 16-tej Anka znowu postanowiła wyprowadzić na dwór Rutera. Tym razem jednak Ruter siłą zaciągnął Ankę na parking i tam położył się na miejscu, gdzie zwykle parkuję. Nie dał się stamtąd odciągnąć, podrywając się jedynie na widok każdego nadjeżdżającego samochodu. Wreszcie około 17-tej doczekał się na mnie. Radość powitania była przeogromna. Gdy tylko uchyliłem drzwi wtargnął do samochodu i skacząc po mnie, oblizując mnie i chwytając zębami tak przygwoździł, że dopiero po dłuższej chwili mogłem wysiąść.

Radość porannego spaceru


Radość obserwowania bawiących się psów

 

Piątek (25 IV)

Dziś rano w kale Rutera znów dostrzegłem znaczące ilości krwi.  W  tej sytuacji postanowiliśmy jak najszybciej  udać się do weterynarza. Z Ruterem poszła Anka około 14-tej. Na szczęście okazało się, że to nic poważnego. Najprawdopodobniej coś podrażniło jego jelita, zapewne zjadł coś niewłaściwego podczas spaceru. Przy okazji ogólnej oceny stanu zdrowia psa weterynarz stwierdził idealny rozwój Rutera, co uspokoiło też nasze podejrzenia co do jego zaokrąglających się ostatnio kształtów.

Paradoksalnie pomimo poprawiającej się pogody coraz trudniej wyprowadzać Rutera na krótkie codzienne spacery. Jest tak dlatego, że wraz z poprawiającą się pogodą jest też wszędzie coraz więcej ludzi. Ruter jest bardzo przyjacielski i z pewnością nikogo nie skrzywdzi więc nie musze się obawiać o niczyje bezpieczeństwo, ale właśnie z powodu tej przyjacielskości i Ruter lubi podbiegać do każdej osoby i się serdecznie z nią witać. Niestety, nie każdy to lubi. Dlatego dzisiaj zabrałem Rutera na niewielką łąkę powyżej parkingu hipermarketu. Jest tam ogrodzony zielony teren z czystą trawą, no i nikogo postronnego tam nie ma. Wadą tego miejsca jest tylko to, że trzeba do niego kawałek podejść.

Ruter w szale kopania dołków

Wieczorem, już po kolacji, Ruter znowu zaskoczył wszystkich. Gdy pora już była najwyższa na spanie i nikt już nie chciał bawić się z Ruterem ten poszedł spać - do wanny. Był z leżenia w niej tak zadowolony, że żadną miarą nie chciał po dobroci z niej wyjść. Najwyraźniej układał się w niej do spania. W żaden sposób nie mogłem pojąć na czym polega urok spania w wannie, i bez wody, więc w końcu wyniosłem Rutera z łazienki na rękach. Jak już znalazł się poza łazienką, to nawet specjalnie nie protestował. Może chodziło mu tylko o to, by zwrócić na siebie naszą uwagę ?


Ruter ułożony do spania we wannie !

 

Sobota (26 IV)

Ponieważ wczorajszy spacer wieczorny był przed 20-tą, więc po kolacji musiałem Rutera wyprowadzić jeszcze przed północą. I chyba dobrze się stało, ponieważ na osiedlu nie było już prawie żadnych ludzi, za to Ruter spotkał swego dobrego koleżkę (trzy razy mniejszego od niego) Frodo i razem świetnie się bawili przez niemal pół godziny. Nic więc dziwnego, że na poranny spacer Ruter zebrał się dopiero po 7-mej.

Na porannym sobotnim spacerze. Czyż nie jest to piękny pies ?

Po godzinie 12-tej zrobiło się na tyle ciepło, że wybrałem się na spacer do Lasku Tynieckiego. Tym razem zabrał się z nami Łukasz, z kamerą.

 


W samym sercu Lasku Tynieckiego.


Chwila na odpoczynek i ugaszenie pragnienia.


Łukasz filmuje


Chwila na pieszczoty.


I znów "Ostra Góra".


Czekamy na Łukasza.

Niedziela (27 IV)

Niedziela zapowiadała się równie ciepło i słonecznie jak sobota. Dziś jednak na spacer poszliśmy jedynie na łąkę osiedlową.


Kopanie dołków.


Wypatrywanie.


Wylegiwanie w słońcu.


Spragniony ?


Na balkonie.


Hanka podaje popołudniowa porcję lekarstw.

Poniedziałek (28 IV)


Kilka minut po północy.

Wtorek (29 IV)


Drzemka nawet w takiej pozycji...


Śpimy piętrowo.
 

 

Środa (30 IV)


W oczekiwaniu na moje wyjście z łazienki.

 


Start Slide Show PicLens


(c) Aleksander Piwkowski

Kraków, 2008