Ruter

Luty 2008

poniedziałek wtorek środa czwartek piątek sobota niedziela
        1 2 3
4 5 6 7 8 9 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28 29    

 Mordki lutowe

Piątek (1 lutego 2008)

Ruter znów wieczór poświęca na zwiedzanie łazienki. I tym razem na pierwszy ogień poszła umywalka.

 

Zabawy w łazience z dnia na dzień coraz bardziej się wydłużają. Do czego to doprowadzi ? Czy on zamierza zamieszkać w wannie ?


Nie nie, jeszcze chwilkę to zostanę...

 


Kąt za komputerem i obok wersalki też pozostaje jako najlepsze miejsce do spania w nocy.

W ciągu tygodnia pod moją nieobecność Ruter kontynuuje szturmowanie przegrody do mojego pokoju. Wyżłobienie tynku obok framugi powiększa się z dnia na dzień.


Szpara w tynku powiększa się coraz bardziej.

Sobota (2 II)

Ruter pierwszy raz na balkonie. Olbrzymia frajda, nowa przestrzeń, nowe zapachy, nowe widoki. No i nie ma smyczy. Znaczy się, można poszaleć. Po krótkiej chwili obserwacji otoczenia w każdym kierunku rozpoczyna się więc zabawa.

Baczne oglądanie otoczenia z nowej perspektywy.

 

Szaleństwa z nową zabawką

 

Niedziela (3 II)

Czas na deser. Ruter, chociaż przecież dopiero co zjadł swoją pełną porcję, natychmiast jest już przy nas. Niby tak przypadkiem, ale tak się ustawia aby być w strategicznym miejscu i móc sięgnąć do każdego kawałka, gdyby przypadkiem ktoś litościwie zechciał mu dać. Taktyka ta jest silniejsza od wszelkich zakazów. Pomimo tego, że nigdy ze stołu niczego jeszcze nie dostał, to jednak zapach pyszności jest silniejszy. No cóż, szczeniak... Bacznie wodzi wzrokiem za każdym talerzem, wielokrotne karcenie robi jednak swoje. Nie odważy się ściągnąć ze stołu czegokolwiek bez zezwolenia. Ale ten wzrok...

Ruter nawet tuż po swoim obiedzie nie przepuści żadnej okazji na smakołyk

 

Wtorek (5 II)

Wczoraj Ruiter na popołudniowym spacerze dotarł aż do firmy. Skorzystałem więc z okazji i po drodze kupiliśmy smycz rozwijaną, żeby Ruter miał większą swobodę na spacerach - dopóki nie nauczy się chodzić bez smyczy. Rano jednak Łukasz wyszedł na spacer jeszcze ze krótką smyczą. Akurat zaczynało się rozwidniać gdy usłyszałem rwetes pod moim oknem. Najpierw dotarł podniesiony głos przestraszonego czymś Łukasza a zaraz potem rozległo się radosne ujadanie Rutera. No tak, już wiedziałem co się stało: Ruter znowu się rozbrykał i zębami zbyt mocno zachęca Łukasza do zabawy. Chwyciłem aparat i podbiegłem do okna, jednak było już za późno na ustawianie. Pstryknąłem na automatyku, niestety w szarówce wstającego dnia przesłona wyszła zbyt długa.


Łukasz zachęcany do zabawy :)
 

Nie słabnie zainteresowanie Rutera łazienką. Poza wpychaniem się do wanny, nawet gdy jest już zajęta :), teraz z upodobaniem zajmuje umywalkę. Co on w niej widzi ?

Nowe hobby Rutera

 


Wanny też nie zaniedbujemy.

Po zabawie w łazience zazwyczaj następuje wycieranie ręcznikiem, a jest to świetny pretekst do kolejnej zabawy - w przeciąganie ręcznika. Ta zabawa jest jednak mocno wyczerpująca, więc trzeba zadbać o wygodne spanie. Czy ma w tym pomóc ta pozycja?

 

Żadnej pory karmienia Ruter nie opuści. Jej zbliżanie się skutecznie sygnalizuje warowaniem pod drzwiami do kuchni. Zazwyczaj rozlega się po całym mieszkaniu  ciche skomlenie. Czasem jest to skowyt, a czasem po prostu zniecierpliwione szczekanie. Każdy stukot garnka podrywa go na cztery łapy. W takich momentach nie można przejść korytarzem ponieważ Ruter świadomie plącze się pod nogami blokując przejście i dopraszając się o jedzenie. Racje jednak ma ściśle wymierzone do wagi, rasy i aktywności a jego dobra sylwetka potwierdza dobre racjonowanie. Ze względu na jego problemy z tylnymi łapkami nie możemy go przekarmiać. tak więc Ruter skazany jest na ciągłe uczucie niedosytu


No, może teraz coś dla mnie !!!

Czwartek (7 II)

Nie zapominamy także o psiej radości. Dziś Hanka zdecydowała się uraczyć Rutera kością wołową. Jej potężny kawał wylądował wieczorem w misce Rutera. Kość wyglądała dość ohydnie. Nie chcieliśmy by zapaskudził nią całe mieszkanie. Długo zastanawialiśmy w jaki sposób i gdzie mu ja dać. W końcu wybór padł na toaletę - będzie łatwo posprzątać.

Ruter dobrał się do kości zdecydowanie, ale bez szaleństw. Chyba nie za bardzo wiedział na początku co z nią zrobić ponieważ przez dłuższy czas jedynie ją wylizywał. Dopiero po kilku minutach zdecydował się na odgryzanie resztek mięsa i wylizywanie szpiku. Później z każdą chwilą szło już coraz łatwiej. Zresztą już po kwadransie była na tyle wylizana i obgryziona, że pozwoliliśmy mu zabrać ją z toalety do legowiska. Tam wreszcie przyssał się do niej tak bardzo, że przez kilka godzin zajmował się tylko nią.

Pierwsze boje Rutera z kością

 

Piątek (8 II)

Dzisiaj o 18-tej Ruter miał szczepienie w Arce. I tym razem przeszło zupełnie bez wrażenia, nawet nie zauważył kiedy dostał ten zastrzyk. Było to już trzecie szczepienie, tak więc Ruter będzie mógł wreszcie wychodzić na pełne spacery bez obaw. Przy tej okazji zważyłem Rutera i okazało się, że przybywa mu wagi coraz szybciej. Teraz ma już 14.2kg.!

Wtorek (12 II)

Wtorek upłynął mi pod znakiem intensywnej walki z przeziębieniem. Wygrzewałem się cały dzień w łóżku więc Ruter korzystał z okazji i wygrzewał się pod moją wersalką.


Niezłe miejsce na drzemkę, nieprawdaż ?

Niestety, Ruter rośnie. A to oznacza, że te fajne miejsca gdzie można się wcisnąć i poleżeć okazują się coraz trudniejsze do zdobycia. Miejsce za komputerem wciąż jeszcze bije rekordy popularności, ale żeby do niego się dostać należy przeczołgać się pod rozłożoną wersalką. A to staje się coraz trudniejsze. Tym bardziej, gdy później trzeba się wycofać. Zazwyczaj wycofywanie odbywa się tyłem. Chyba, że za komputerem uda się zdobyć trochę przestrzeni poprzez rozepchanie pudeł. Wystarczy dobrze się zaprzeć o ścianę.


Portret pod wersalką

Wieczorem temperatura za oknem znacznie opada. Jednak Ruter nie rezygnuje ze spania na swoim ulubionym krześle (znaczy się moim) pomimo tego, że krzesło znajduje się bezpośrednio pod otwartym oknem. Rozterkę psa pomiędzy ciepłolubnością a chęcią spania na krześle pomogła rozwiązać Hanka litując się nad nim i przykrywając go kocykiem. Nigdy nie widziałem psa śpiącego pod przykryciem, jednak Ruter najwyraźniej to lubi.


Ruter na krześle pod otwartym oknem.

Od dłuższego czasu Ruter dostaje swoje posiłki dość regularnie. Rano około 7-mej 150g, około 17-tej znowu 150g, i około 21-ej 50g Royal Canin. Razem wychodzi to około 350g dziennie. Czasem trochę więcej, bo nie zawsze równo się nasypie do pojemnika. Wszystkie te porcje, niezależnie od pory, Ruter wymiata dosłownie w dwie minuty. Popija wodą z drugiej miski po czym paczy wyczekująco, a nuż dostanie coś jeszcze. Czasem jak wiem, że w ciągu dnia miał dużo ruchu, daję mu jeszcze dodatkowo 50g.  Ostatnio jednak zdarza się to coraz częściej. Ruter zachowuje się tak, jakby był ciągle bardzo wygłodzony. Jego apetyt na wszystko co da się jeść jest nieprawdopodobny. Coraz bardziej obawiam się, że być może będzie to znacznie większy pies niż się spodziewamy.  Obecnie dajemy mu porcje wyliczone na 35kg psa dorosłego. Apetyt Rutera wskazuje jednak na co najmniej 40kg.


Ruter wyczekujący na dokładkę.

Środa (13 II)

Ruter od kilkunastu już dni uczony jest załatwiania swoich potrzeb na zewnątrz. Właściwie nie ma z tym problemu gdyby nie to, że nie mamy możliwości wyprowadzać go za każdym razem gdy ma potrzebę. Jednak regułą jest, że gdy już go wyprowadzamy, to Ruter bez problemu załatwia się na dworze. Niestety, nie przeszkadza mu to po powrocie do domu zrobić to jeszcze raz. Poza stałymi porami spacerów rano (przed 7-mą), popołudniu (około 17-tej) oraz wieczorem (około 21-ej) wyprowadzamy go także zawsze wtedy gdy tylko jest taka możliwość. Ostatnio jednak pogoda nie sprzyja za bardzo takim spacerom: zimny wiatr, deszcz, błoto, itp. Nic dziwnego więc, że ciepło lubnemu Ruterowi ochota na spacer przechodzi zazwyczaj już po kilku minutach. Po powrocie do domu stwarza wrażenie bardzo zmarzniętego. Zwija się w kłębek na swoim legowisku a czasem nawet drży.


Ruter zmarznięty po spacerze: pokojowy piesek ?

Czwartek (14 II)

Moje spostrzeżenia odnośnie ciepłolubności Rutera potwierdzają się szczególnie podczas zabaw w łazience. Podczas ostatniej kąpieli z Ruterem Ruter wlazł do wanny pełnej niemal gorącej wody, po czym ułożył się w niej. Nigdy dotąd nie wykazywał ochoty na kładzenie się w wannie pełnej wody. Tym razem wyraźnie wylegiwał się rozkoszując się ciepłem.

Na następny dzień postanowiłem wykorzystać to zainteresowanie ciepłą wodą i przy tej okazji wykąpać go. Nie powiem, żeby Ruter bardzo się cieszył z tego mycia, ale znosił to ze stoickim spokojem. Momentami usiłował nawet zaczepiać mnie proponując zabawę. Być może myślał, że szorowanie grzbietu szamponem jest zaproszeniem do zabawy,

Wyraźnie ożywił się jednak podczas spłukiwania prysznicem. Prysznic bardzo go intrygował, nie po raz pierwszy, byle by tylko nie zmoczył głowy. Zabawa prysznicem chyba mu się to spodobało, bo po myciu znowuż nie miał ochoty na opuszczenie wanny.

 

Po kąpieli, wytarciu i obowiązkowym, chociaż nie nazbyt intensywnym wytarzaniu się na dywanie, Ruter powrócił do zabawy kością. Od czwartku kość zmieniła się dość znacznie, bo Anka zaniepokojona sensacjami żołądkowymi Rutera postanowiła ją wygotować. Pomimo to Ruter potrafi spędzić sporo czasu obgryzając ją sobie spokojnie a nawet bawiąc się nią.

Dość sprytnie nauczył się radzić sobie z kością podczas jej obgryzania. Aby ją unieruchomić potrafi znaleźć jakąś szczelinę i wepchnąć kość w nią. Wtedy spokojnie może ją sobie obgryzać bez przytrzymywania.

Piątek (15 II)

W piątek Ruter ponownie daje pokaz swojego zamiłowania do kąpieli w ciepłej wodzie. Obawiam się, że niedługo nie da się w domu skorzystać z łazienki, żeby Rutera przy tym nie było.


Ruter powtarza manewr z kąpielą

Sobota (16 II)

W sobotę Ruter chętnie korzysta z tego, że niemal wszyscy domownicy są w domu przez cały dzień. Łatwo wtedy wślizgać się w jakiś kąt i wypróbować smaku kabli.


Ruter po komendzie: puść.

W takich sytuacjach zresztą i tak najciekawsze miejsce jest pod wersalką, ale przewaga soboty i niedzieli nad innymi dniami jest taka, że można tam leżeć cały dzień.


Ruter delektuje się smakołykiem pod wersalką.

Oczywiście, na dłuższe spanie doskonała jest kanapa. Jest to o tyle dobre miejsce, że ma położenie strategiczne: widać z niego wszystko co potrzeba w każdym kierunku, a przy tym jest miękko...


Ruter usłyszał szelest aparatu, natychmiast prezentuje swoją czujność.

Podczas rodzinnego deseru miejsce na kanapie jest zajęte, ale i tak zmieścimy się obok. na tyle blisko jednak, by nie ominęła żadna pieszczota. A przy tym przynajmniej jest na czym pyszczek położyć.


Rozkosznie jest przytulić się.

Dobrze jest przy tym krok po kroczku przesuwać się w pobliżu talerza pełnego smakołyków. Może nadarzy się jakaś sposobność na małe co nieco ?


Czego to nie robi się by otrzymać swoją porcję pieszczot.

Niedziela (17 II)

Już od wielu dni Ruter wychodzi na spacery. Zazwyczaj jest to wcześnie rano (przed 7-mą), po południu (pomiędzy 14-tą a 17-tą) oraz około 21-szej. Czasami zdarza się też i o innej porze. Zawsze jednak Ruter chodzi na smyczy - jak do tej pory nie odważyłem się odpiąć mu smycz. Dziś jednak, wykorzystując ładną choć mrożoną pogodę, postanowiłem odważyć się wreszcie na test.

Myślę, że nie ryzyko jakiegoś niekontrolowanego zachowania było niewielkie, ponieważ Ruter na wszystkich dotychczasowych spacerach wykazuje bardzo duży lęk przed oddaleniem się od domu. Czasami jest tak duży, że nie jesteśmy wstanie obejść naokoło nawet boiska (najwyżej 150 metrów od domu). Licząc więc na ten jego lęk wyprowadziłem go dzisiaj na to boisko i odpiąłem smycz - niech sobie swobodnie pohasa.

Tak się akurat fajnie złożyło, że na boisku spotkaliśmy koleżkę. Co prawda koleżka nie wykazywał zbytniej ochoty do zabawy, ale w końcu i on się rozruszał. Dzięki temu oba psy zajęte sobą nie myślały nawet o zbytnim oddalaniu się od nas.

 

Sytuacja nieco zmieniła się, gdy w pobliżu pojawił się ktoś jeszcze. Ruter usiłował trzymać fason, ale ten duży koleżka był bardzo rozbrykany i chyba nie do końca świadomy swojej masy. Po kolejnym spotkaniu z rozpędu nosami Ruter zaskowyczał, podkulił ogon i schował się za mnie. Przytulił się do mnie mocni bacznie zerkając na olbrzyma. Ucieszyła mnie taka reakcja Rutera, ponieważ pozwala przypuszczać, że nawet w stresie Ruter nie rzuci się do panicznej ucieczki byle gdzie, lecz raczej przybiegnie szukając obrony koło mnie.


Ruter trzyma fason.

Niebawem koledzy oddalili się a Ruter pozostał na boisku sam. Zajął się więc poszukiwaniem skarbów. Niebawem znalazł ich kilka, ale nie wzbudziło to mojego zachwytu usiłowałem go więc odciągnąć od boiska.

Ruter szuka swoich skarbów

Przeszliśmy dość spokojnie na trawnik w pobliżu domu ale wtedy okazało się, że Ruter wcale nie ma zamiaru wracać. Pozwoliłem mu zaciągnąć się na parking a nawet obejść go kilka razy naokoło, ale Ruter wciąż nie miał zamiaru skręcić w kierunku bramy. Było to dziwne o tyle, że swoje potrzeby fizjologiczne już zaspokoił na tym spacerze. Więc o cóż mogło mu chodzić ? Sytuacja zaczęła się robić nieprzyjemna, bowiem mróz chwytał mnie coraz bardziej, lekki wiaterek wzmagał uczucie przenikliwego zimna, a Ruter jakby w ogóle tego nie odczuwał. Zastosowałem więc sztuczkę ze smakołykami i w końcu zaciągnąłem Rutera do bramy. Szkoda tylko, że kosztowało mnie to kilkudniowy zapas smakołyków.


Ruter nie chce wracać do domu.

Po przyjściu do domu Ruter okazał krańcowe zmęczenie, i w chwile po zdjęciu obroży legł w swoim koszyku. Po kilku minutach już spał.


Nie ma to jak odpoczynek w "dowolnej wybranej pozycji".

Wtorek (19 II)

Odpoczynek w moim pokoju staje się coraz trudniejszy. Miejsce za komputerem praktycznie już nieosiągalne. Ruter zdoła się tam wcisnąć tylko wtedy, gdy wersalka jest złożona, a i to z trudem. Na krześle też jest coraz mniej miejsca.


Coraz trudniej zmieścić się na krześle, nieprawdaż ?

Jeden z powodów dla których lubimy salon to ten, że stamtąd można znaleźć przejście do kuchni. Dla Rutera nie ma złych dróg. Można się przedostać nawet pomiędzy doniczkami.


Wszystkie drogi prowadzą do kuchni...

 

Piątek (22 II)

Dziś już ostatnie z przewidzianych w tym roku szczepień. Tym razem przeciwko wściekliźnie. O 15:30 jesteśmy w klinice Arka, niestety po drodze Ruter znowu wymiotuje w samochodzie. Po szczepieniu wracamy prosto do domu. Postanawiam dziś dać Ruterowi spokój i ze względu na to szczepienie nie wyprowadzać go na spacery. Ruter nie wydawał się tym jakoś specjalnie zmartwiony.

Popołudnie w domu jest bardzo przyjemne. Wszyscy domownicy są na około i można wreszcie odpocząć w swoim legowisku nie tracąc z nikim kontaktu.


To chyba odpowiednik założenia "nogi na nogę" :)

Od czasu do czasu trzeba też skontrolować, co się dzieje na zewnątrz. Czasem sobie poskomlimy, a czasem powarczymy. A nuż uda się wyciągnąć kogoś na podwórko ?


Spacer to nie wszystko, widok z góry jest lepszy...

Miłość do wanny nie maleje nawet wtedy, gdy wanna jest pusta. Okazuje się, że można wylegiwać się nawet w suchej wannie.

Ruter uwielbia wannę także "na sucho".

 

Sobota (23 II)

Pogoda na dziś zapowiadana była kiepska i rzeczywiście. Na poranny spacer szedłem z obawą, bowiem za oknem aż huczało od porywów wiatru. Ruter obudził mnie już o 5:30 niecierpliwym skomleniem. Parę minut później, nie widząc mojej reakcji, wziął się za gryzienie mnie w wystające spod kołdry stopy. To pomogło. Przed 6:00 byliśmy już na zewnątrz. Pomimo silnego wiatru było dość przyjemnie, może dlatego że było bardzo ciepło - prawie 10ºC. Wróciliśmy do domu po niemal godzinie i to tylko dlatego że zaczęło padać.

Ruter już od kilku dni chodzi ze mną po osiedlu bez smyczy. Jest bardzo grzeczny i wygląda nawet na to, że bez smyczy jest bardziej posłuszny niż ze smyczą. Tak samo było na porannym spacerze. Dlatego w południe, widząc piękne słońce i wysoką temperaturę postanawiam przegonić Rutera poza miastem.

Pierwsza wycieczka poza miasto. Koło południa zabrałem Rutera tuż poza miasto: pojechaliśmy do lasku w rejon przecięcia równoleżnika 50N i południka 20E. Miałem nadzieję, że tam będzie dość miejsca do swobodnego hasania. Tymczasem Ruter zaskakuje mnie niezwykłą uległością. Przez cały spacer utrzymuje bardzo bliską odległość ode mnie. Zrobiliśmy po okolicy prawie trzy kilometry spacerkiem, ale Ruter nie wiele sobie pobiegał. W każdym razie mniej niż by mógł.

 


Żadnej kałuży nie przepuścimy...



W pogoni za wiatrem.


Nowe zapachy.


W galopie poprzez bruzdy.


Trudna sprawa.


Pierwsza wycieczka

Niedziela (24 II)

 
Dzień rozpoczął się od zabawy ma boisku.

Wspaniała wiosenna pogoda (ponad 15ºC) zachęciła mnie do powtórzenia wycieczki. Pojechaliśmy w to samo miejsce tylko że zaparkowałem od drugiej - południowej - strony lasku. Długość trasy do przejścia wybrałem podobnie - około 3km. Ruter biegał przez cały czas wokół nas, więc zapewne zrobił co najmniej drugie tyle. Nie wiem czy to dlatego, czy też z powodu gorąca, ale pod koniec trasy zmęczony był już tak bardzo, że w pewnym momencie po prostu odmówił pujścia dalej. Do samochodu pozostało jakieś trzysta metrów i te końcowe metry szliśmy ponad pół godziny - Ruter odpoczywał co parę kroków.


Pierwsza większa kałuża na trasie.

Początek wycieczki jednak nie był udany, bo Ruter bardzo się przestraszył psa, który głośno ujadał na Rutera zza ogrodzenia jednego z gospodarstw. Była to pierwsza taka sytuacja w życiu Rutera, że spotkał się z tak gwałtowną agresją ze strony innego psa. Musiało to zrobić na Ruterze olbrzymie wrażenie, ponieważ po początkowym krótkim odszczekaniu się nagle przeszedł w gwałtowny skowyt i pisk. Podkulił ogon pod siebie i w bliski paniki począł się wycofywać. Gdyby nie moja szybka interwencja mogło by się to skończyć paniką i gwałtowną niekontrolowaną ucieczką na oślep. Na szczęście przy pierwszej oznace niepokoju miałem psa na oku i dzięki temu szybko mogłem zareagować. Przytuliłem Rutera i uspakajając go ciągle odciągnąłem na większą odległość od tego ogrodzenia. W końcu Ruter zrozumiał, że nic mu już nie grozi i ruszyliśmy dalej. Widać jednak było po Ruterze że nie czuje się już tak komfortowo jak poprzednio.


Podziwiamy wiosenne pąki na drzewach, a Ruter razem z nami.


Żadna woda nie jest zła.

Po drodze skręciliśmy na łąkę aby dojść do stawu, o którym wiedziałem że jest gdzieś w pobliżu. Opiekunka trzech psów z którymi Ruter miał spotkał się już także w dniu wczorajszym powiedziała nam, że staw jest ładnie zagospodarowany. Niestety, skręt na łąkę wykonaliśmy zbyt szybko, a ponieważ nie wziąłem ze sobą żadnych map to trafiliśmy nad jakiś staw, ale zupełnie wyschnięty. Po powrocie do domu sprawdziłem na GoogleMap - to nie był ten staw.


Ruter wykazuje oznaki zmeczenia.


Tak jak wczoraj nie oddala się od nas dalej niż na krok,


a czasem na dwa kroki...


W pogoni za uciekającym panem...


Koniec wycieczki, wracamy do domu.


Krańcowe zmęczenie, już nawet nie wyglądamy przez okna.

Nie trzeba było Rutera zbyt prosić o to, aby z samochodu przeszedł do domu. W domu po niewielkim posiłku natychmiast zaczął rozglądać się za miejscem do spania. W końcu zrezygnowany skorzystał z własnego, ogryzionego, koszyka.


Spanie w tak ogryzionym koszyku zaczyna robić się niebezpieczne.

 


Chwila nieuwagi wystarczy, by Ruter znalazł sobie lepsze legowisko, tym razem u Artka.

 

Poniedziałek (25 II)

Poranny spacerek nie można zaliczyć do udanego. Artur wrócił prowadząc Rutera za obrożę, ponieważ smycz (ta wyciągana) została przez Rutera przegryziona. Czasami zdarzało się wcześniej, że Ruter chwytał zębami za smycz, jednak zawsze dość łatwo udawało mi się odwrócić jego uwagę od niej. Tym razem końcówka smyczy została przy obroży.

Jakby tych kłopotów było mało, to okazało się, że Ruter miał też przykrą przygodę z jakimś dużym psem, który okazał się zbyt agresywny jak dla Rutera. Jego reakcja była podobna (według opisów Artura) do tej z niedzielnej wycieczki: najpierw krótkie odszczekanie się, a potem gwałtowny skowyt, pisk, podkulony ogon i panika. Jak brzemienne w skutki miały to być przypadki okazało się dopiero w ciągu tygodnia.


Koszyk zaczyna się robić coraz mniejszy...

Rano podałem Ruterowi ostatnią porcję karmy Royal Canin z worka, który kupiłem miesiąc wcześniej. Ponieważ mieliśmy w domu trzykilogramowy worek Pedigree postanowiłem na te kilka dni zmienić karmę tak aby pozbyć się tego worka, a w ciągu tygodnia kupić ponownie karmę Royal Canin. Nie zauważyłem, aby Ruterowi robiło to jakąś różnicę - jadł ją , a właściwie pożerał, równie chętnie. Pomimo, że Ruter ma właściwie bardzo mało ruchu, to jednak nie mam żadnych kłopotów z karmieniem psa. Je wszystko i w każdych ilościach. Właśnie z tego powodu stosuję ściśle odliczone porcje karmy według jego rasy i wieku, choć z ustaleniem tek rasy, a więc i przewidywanej masy ciała psa dorosłego jest spory kłopot. Na razie jednak wsyztsko wskazuje na to, że Ruter mierzy w jakieś 30kg (max do 35kg) masy ciała.

Wtorek (26 II)

Ruter zaczyna robić się dziwnie niespokojny. Od wczoraj. Momentami włóczy się po mieszkaniu jakby nie mógł znaleźć sobie miejsca i przy tym skomli cichutko i popiskuje. Ponadto zaczął przedziwnie zachowywać się na spacerach. Coraz mniej chętnie chodzi, robi się coraz bardziej pasywny. Właściwie to sytuacja pogorszyła się z dnia na dzień. Chłopcy relacjonują mi z porannych spacerów, że trudno wręcz Rutera odciągnąć dalej niż na kilka metrów od klatki schodowej. Po południu sam się o tym przekonałem. Zaraz po powrocie z pracy, jeszcze przed 17-tą gdy słonko jeszcze świeci biorę Rutera na spacer, a Ruter ani kroku. Wybiega z klatki tyle tylko by dopiec do najbliższego trawnika, robi swoją potrzebę i natychmiast chce wracać do domu. Gdy go usiłuje przytrzymać lub odciągnąć w inną stronę siada  i nie daje się ruszyć z miejsca. Nie pomagają wtedy żadne zabawki ani smakołyki.

No cóż, nigdy do tej pory tego nie robił. Pomyślałem więc sobie, że pewnie po prostu źle się czuje. Może go bolą te stawy, albo co innego. Nos ma zimny i mokry, więc pewnie chory nie jest. W każdym razie nic na siłę. Więc wracamy do domu. Ale zaraz po powrocie do domu Ruter odzyskuje wigor. Nagle się ożywia i wraca ochota do zabawy. Wystarczy przekroczyć próg domu. O cóż więc chodzi ?


Jest po 2-giej w nocy. Niespokojny sen pod moją wersalką.

Środa (27 II)

Spacery w ciągu dnia jakoś Ruterowi nie bardzo wychodzą. Po wyjściu z domu daje się zaciągnąć jedynie na najbliższy trawnik. Wyraźnie unika spacerów w kierunku boiska. Wieczorem nieco się ożywia i nawet ciągnie na boisko, ale wystarczy pierwsza przykrość - na przykład głośniejsze szczeknięcie innego psa - by Ruter całkowicie tracił ochotę do zabaw. Pomimo to w domu nie traci animuszu. Siada na parapecie i wyglądając przez okno potrafi odważnie oszczekiwać każdy poruszający się cień.

 

Piątek (29 II)

Ten tydzień z pewnością nie zaliczymy do udanych. Ruter przez cały tydzień praktycznie odmawia porannych, południowych i popołudniowych spacerów. Na wszystkich tych spacerach w ciągu dnia zachowuje się bardzo pasywnie. Właściwie trwają tylko po kilka minut. Jeśli usiłuje się go trochę rozruszać i zachęcić do biegania lub zabaw, to natychmiast siada i nie da się go ruszyć z miejsca. Zupełnie nie wiem co robić. We wtorek na popołudniowym spacerze doszło do tego, że Ruter będąc na boisku dwieście metrów od domu nagle, chyba na widok wrotkarza, zrobił w tył zwrot i z podkulonym ogonem truchtem uciekł pod dom. Siadł pod drzwiami do klatki schodowej i tam czekał na mnie niespokojnie się kręcąc. I to był koniec spaceru tego dnia - Ruter nie dał się już odciągnąć od drzwi.

W miarę normalnie zachowuje się tylko na spacerach wieczornych, tych około godziny 21-szej. O tej porze jest już ciemno, a pomimo to Ruter wybiega z domu dość ochoczo i silnie ciągnie na boisko w miejsce, gdzie zazwyczaj o tej porze spotykają się i inne psy z osiedla. Wśród tych piesków Ruter z dnia na dzień zachowuje się coraz swobodniej. Coraz lepiej i radośniej bawi się z nimi. Niestety, także i jeden z takich spacerów zakończył się w trybie nagłym. Prawdopodobnie zaniepokojony jakimś zbyt ostrym szczekaniem psa na drugim końcu boiska Ruter podkulił ogon i nie było już siły by można było z nim iść w innym kierunku niż do domu.

Fatalna sprawa, bo w tej sytuacji oznacza to koniec swobodnych spacerów po osiedlu. Jeszcze w poprzednim tygodniu Ruter dość wesoło dał się prowadzić bez smyczy na każdym spacerze nawet na całkiem spore trasy. Teraz w ciągu dnia da się odprowadzić od domu jedynie na kilkadziesiąt metrów.


Głowa musi leżeć poza krzesłem.

W piątkowe południe Artur zgłasza mi telefonicznie problem z Ruterem. Okazuje się, że w kale znowu pojawiła się krew. W tej sytuacji postanawiam natychmiast skonsultować się z kliniką, a następnie podejmuję decyzję o zawiezieniu Rutera do lekarza zaraz po pracy. W klinice jesteśmy parę minut po 17-tej. Po oględzinach lekarz uspokaja nas o tyle, że nie jest to nawrót choroby lecz podrażnienie nie zaleczonych jeszcze jelit. Prawdopodobnie musiał coś niewłaściwego zjeść, może na spacerze. Powiadamiam lekarza o zmianie pokarmu w poniedziałek z Royal Canin na Pedigree no i sprawa się wyjaśnia. Zapewne chodzi o zbyt nagłe przejście z jednej karmy na drugą. teraz, gdy kończy mi się worek Pedigree i wracamy do Royal Canin muszę to zrobić stopniowo. Lekarz zaleca mieszanie obu karm w ostatnich porcjach jaki mi jeszcze zostały Pedigree 1/2 na 1/2 z Royal Canin.

Dla osłony jelit przepisuje Ruterowi lekarstwo. W sklepie obok kupuję worek karmy Royal Canin, dokładnie tej samej co poprzednio, i wracamy do domu. Przy okazji pobytu w klinice korzystamy z dokładnej wagi i okazuje się, że Ruter ma już 18,3kg.

Pozostaje jeszcze do wyjaśnienia sprawa pasywnej postawy Rutera na spacerach w ciągu dnia. Być może, że powodem i tego zachowania były problemy jelitowe. Być może, że chodzi tu też o jakiś uraz psychiczny związany ze spotkaniami z dużymi i agresywnymi psami na początku tygodnia. mam nadzieję, że sprawa wyjaśni się na początku marca.


Start Slide Show PicLens


(c) Aleksander Piwkowski

Kraków, 2008