Ruter i Pixel

Listopad 2009

poniedziałek wtorek środa czwartek piątek sobota niedziela
            1
2 3 4 5 6 7 8
9 10 11 12 13 14 15
16 17 18 19 20 21 22
23 24 25 26 27 28 29
30            
 

 

Niedziela (1 XI)

Na poranny spacer poszliśmy na "krwawą szklaną" łąkę, pomimo zagrożenia. Aby ryzyko zminimalizować nie pozwoliłem psom na hasanie lecz prowadziłem je na krótkiej smyczy. No cóż, pobiegają sobie później gdzie indziej, zresztą Pixel i tak nie może  biegać.

Atmosfera rano była niecodzienna, ponieważ po wczorajszym wilgotnym wieczorze przyszedł w nocy przymrozek. Rano przywitał nas lekki mróż i wspaniale przybielona łąka.

Po powrocie ze spaceru psiaki spałaszowały swoje śniadanie. Po śniadaniu przyszła pora na figle. Najpierw Ruter bada jaki mam nastrój. Ciekawy, czy zareaguję na jego prowokacje.


Ruter sprawdza jak zareaguję na jego zaczepki.


Ruter "naradza" się z Pixelem jak mnie wyciągnąć na wycieczkę.

 

Piątek (6 XI)

Pixel dalej wychodzi na spacery tylko na smyczy. Na łapce wciąż jest spora rana po skaleczeniu w zeszłym tygodniu. Goi się bardzo dobrze, ale jest spora i dlatego zawijamy mu ją na spacery w opatrunek i zakładamy bucik. Wczoraj wieczorem po raz pierwszy wyszedł bez bucika, ale w bandażach na łapce. Jest coraz lepiej, ale widać że go łapka boli, bo czasami nawet podskakuje tylko na trzech. Niestety, w tej sytuacji musimy także zrezygnować z jakichkolwiek dłuższych spacerów czy wycieczek. Pixel; wychodzi tylko na króciutkie spacery po osiedlu.

Tymczasem Ruter od dwóch dni prawie nie je. Robi się coraz bardziej osowiały. Coraz leniwiej się porusza. Ożywia się tylko na krótkie chwile podczas wieczornego spaceru gdy spotka swoich znajomych. Dziś rano, jeszcze przed spacerem i śniadaniem, zwymiotował i to pomimo, że prawie nic nie je. Śniadanie właściwie nawet nie powąchał. Położył się w swoim legowisku zwinięty w kłębek i ledwie wodził za mną oczami. Niestety tak go musiałem z Pixelem zostawić samych w domu. Na szczęście Anka wróciła dziś nieco wcześniej. Niestety Ruter zwymiotował po raz drugi. Na popołudniowy spacer nie chciał iść. Dopiero gdy Anka wyszła z Pixelem zaczął skrobać w drzwi i skomleć. Anka jednak się nie wróciła.

Gdy wróciłem do domu Ruter leżał na wersalce i tylko niemrawo poruszał ogonem na powitanie. Gdy zacząłem się zbierać na spacer z Ruterem nadeszła Anka z Pixelem. Właściwie minęliśmy się w drzwiach. Ruter jednak stanął na schodach i nie chciał iść dalej. Oglądał się co chwila na drzwi od mieszkania. Wreszcie zawrócił i naskrobał łapką w drzwi. Było to tak niezwykłe zachowanie Rutera że zaintrygowany wróciłem się pół piętra. Ruter wszedł do mieszkania i dopiero gdy wziąłem na schody Pixela wyszedł i on. Cóż było robić. Wziąłem smycz także dla Pixela i poszliśmy na spacer. Tym razem Ruter już nie ociągał się. I cóż na to można powiedzieć? Czyżby Ruter nie chciał już wychodzić na spacer bez Pixela ?

Sobota (7 XI)

Z utęsknieniem wyczekiwany weekend znowu okazał się deszczowy i ponury. Dzisiaj Pixel był ma spacerze porannym bez bucika i bez opatrunku i choć widać było że mu rana przeszkadza to jednak nie odnowił jej sobie. Dzięki temu nabrałem przekonania, że w niedziele uda się zrealizować jakiś dłuższy spacer by psiaki mogły sobie pobiegać.


Zrezygnowane psy pospały się obok wersalki.

Niedziela (8 XI)

Miał być piękny spacer a tymczasem jest leżenie w łóżku. Niestety, przeziębienie lub grypka powodują, że musimy pożegnać się z wycieczkami co najmniej do następnego weekendu. Ciekawe jak Anka z Łukaszem poradzą sobie z codziennym wyprowadzaniem psiaków ?


Smutne psiaki towarzyszą mi przez cały dzień w nadziei, że może jednak gdzieś pójdziemy...

Środa (11 XI)


Przedpołudniowa wspólna drzemka.

Czwartek (12 XI)


Wspólne wyczekiwanie na popołudniowy spacer na parapecie.


I cóż tam takiego ciekawego ?

Piątek (13 XI)


Parapet jest dobry także na wspólne spanie.


Parapet najwyraźniej staje się ulubionym miejscem psiaków.


Spacer już blisko.

Sobota (14 XI)

Na dziś wreszcie zapowiadana jest wspaniała pogoda. Pomimo choroby mam nadzieję przegonić psiaki po Solvayu.


Pogodowe zapowiedzi się potwierdzają, szykujemy się do wyjścia.

 

Niedziela (15 XI)

Dzień wstaje bardzo pochmurny i deszczowy, jednak koło południa wypogadza się. Pomimo tego zostajemy w domu.


Wypogadza się, psiaki przy nadziei na wycieczkę.


Już chyba wiedzą, że wycieczki nie będzie.


Wycieczki nie ma, ale jest zabawa,


smakołyki


i wspólne opalanie.

Poniedziałek (16 XI)


Pixel coraz częściej sypia na parapecie.


Ruter w tej sytuacji wykorzystuje do spania moją wersalkę.


Pixel jednak w ciągu kilku chwil potrafi zmienić miejsce spania.

Wtorek (17 XI)

Ruter żąda rozłożenia wersalki.
Dziś Ruter wprawił mnie w najwyższe zdumienie swoją możliwością wyrażania swoich potrzeb. Otóż Ruter często korzysta z miejsca na wersalce by położyć się na niej. Gdy tylko ja lub Anka usiądziemy choć na chwilę na wersalce, to Ruter najczęściej już po chwili wchodzi do pokoju, gramoli się na wersalkę i kładzie na wolnym miejscu. Gdy miejsca brakuje nigdy nie wpycha się na siłę. Stoi przy wersalce i spokojnie wpatruje się we mnie lub Ankę aż domyślimy się, że trzeba zrobić trochę miejsca. Gdy mimo to nie reagujemy zniecierpliwiony najczęściej podnosi przednią łapkę i szturcha nią w moją nogę lub rękę. Takiego sygnału nie sposób zignorować. Wystarczy wtedy przesunąć na bok książki lub jakieś inne rzeczy które zajmują mu miejsce i Ruter natychmiast korzysta ze zwolnionego miejsca.

Od czasu gdy w domu jest Pixel sprawa jest nieco bardziej skomplikowana, bo Pixel najczęściej uprzedza Rutera w zajmowaniu miejsca na wersalce. Lecz w takiej sytuacji nie chcąc krzywdzić żadnego z psiaków po prostu rozkładamy wersalkę by było więcej miejsca i wtedy psiaki spokojnie mieszczą się na niej obok nas. Proces rozkładania wersalki jest często dość skomplikowany, bowiem nie chcąc zganiać z niej już leżącego tam psiaka  przytrzymuję uspokajająco go jedną ręką a drugą opuszczam oparcie wersalki. Ten proces Ruterowi jest doskonale znany ponieważ stosuję go od wielu miesięcy wieczorami gdy rozkładam wersalkę do spania z Ruterem już na niej leżącym.

Otóż dzisiaj powstała właśnie taka sytuacja, że zajmowałem połowę złożonej wersalki a drugą połowę zajmował wyłożony do spania Pixel. Ruter spokojnie podszedł do wersalki od strony Pixela i wsparł się przednimi łapkami na brzegu wersalki dając nam wyraźnie do zrozumienia, że tez ma ochotę się położyć. Jednak nie zareagowałem ciekawy rozwoju sytuacji. Pixel także nie drgnął i nie ustąpił miejsca Ruterowi.

Ruter wsparty o brzeg wersalki pomedytował trochę spoglądają raz na Pixela a raz na mnie. Zrozumiawszy że tak nic nie wskóra cofnął się i stanął na wprost mnie. Przez długą chwilę uporczywie wpatrywał się we mnie jakby chciał mnie zmusić wzrokiem do działania. Jednak i tym razem nie zareagowałem, ale obserwowałem go czujnie kątem oka. Ruter po dobrej chwili odwrócił się i zaczął obchodzić wersalkę od strony Pixela. Myślałem że zrezygnował i pójdzie na korytarz na swoje legowisko, jednak zatrzymał się przy boku wersalki. Ponownie spojrzał na mnie i ponownie wsparł się przednimi łapami na wersalce. Jednak tym razem ustawiony był przy boku wersalki, tak więc połowa złożonej wersalki wznosiła się wzdłuż jego prawego boku. Spojrzałem otwarcie na niego wyczekując dalszej jego reakcji i nie zawiodłem się. Ruter spoglądając cały czas mi w oczy podniósł prawą łapę i wyraźnie szturchną nią w oparcie złożonej wersalki. Zdumiony zachowaniem psa w pierwszej chwili zupełnie nie zareagowałem. Wpatrywałem się intensywnie w Rutera nie dowierzając swoim domysłom, że Ruter całkowicie świadomie właśnie mi powiedział że chce abym opuścił oparcie wersalki. Jednak po kilku sekundach Ruter rozwiał moje wątpliwości. Spoglądając wprost we mnie gest ten powtórzył, to znaczy podniósł prawą łapę i szturchnął w oparcie wersalki. Zaraz po tym łapę cofnął i wspierając się na brzegu wersalki przyglądał mi się czekając wyraźnie na moja reakcję.

Tego zachowania nie mogłem już zignorować. Wstałem i przytrzymując Pixela jedną ręką zacząłem opuszczać oparcie wersalki. Ruter jak tylko się zorientował co chcę zrobić natychmiast się cofnął i z odległości kroku obserwował moje poczynania. Gdy tylko oparcie wersalki spoczęło w pozycji horyzontalnej natychmiast wskoczył na wersalkę i zadowolony ułożył się pod ścianą obok Pixela. Siadając na swoje miejsce przyglądałem się z nieustającym zdumieniem Ruterowi. Na koniec wychwyciłem jego spokojne spojrzenie, którym podziękował mi za rozłożenie wersalki ale jednocześnie wyraził swoje zaskoczenie że tak dużo czasu zajęło mi zrozumienie czego ode mnie oczekuje!

Ruter szuka miski na parapecie
Niedługo po opisanej powyżej sytuacji Ruter zaskoczył mnie ponownie. Otóż zawsze na rytualną wieczorną lub popołudniową kawkę Anka przynosi na tacy obok ciastek dla nas także smakołyki dla psiaków. W malutkiej plastykowej miseczce zawsze znajdzie się kilka przysmaków dla Rutera, a teraz także i dla Pixela. My chwytamy za swoje kubki z kawą i miseczki z ciasteczkami a psiaki dostają swoje miseczki ze smakołykami albo też dostają po jednym smakołyku na przemian z tych miseczek ale tak, że zawsze te miseczki są dla nich doskonale widoczne. Najczęściej jednak Ruter dostaje całą miseczkę na swoim ulubionym miejscu, czyli na parapecie - bo i tak wyjada smakołyki bardzo spokojnie ale za to metodycznie,  a Pixel na legowisku obok nas. Pixel, zresztą, pożera wszystkie smakołyki natychmiast, więc zazwyczaj dostaje po jednym po kolei.

Oba psiaki wykazują ponadto bardzo różne i dziwne smaki. Zdarzyło się już wielokrotnie, że tak Ruter jak i Pixel domagają się czegoś natarczywie co zazwyczaj nie daje im się do jedzenia, ale akurat zobaczyły że my jemy. Poczęstowane kawałkiem potrafią wtedy zajadać się nim jak największym przysmakiem dopominając się przy tym o więcej. Do szczególnych takich dziwnych przysmaków należą mleko, ser żółty, biały, a nawet jajko. Szczególnym upodobaniem darzą twarożek. Bywało więc już i tak, że Ruter pałaszował na parapecie ser lub jajko ze swojej miseczki na smakołyki.

Dzisiaj jednak oba psiaki zajęte były czymś w inne części mieszkania więc Anka przyniosła kolację do pokoju nie myśląc o psach tym bardziej, że przecież swoją dzisiejszą porcję już zjadły. Przeliczyła się. Gdy tylko usadowiliśmy się swoich miejscach natychmiast zjawiły się i psiaki - wyczuły twarożek. Ale tym razem miseczek ze smakołykami nie było. No cóż, oczywiście nie można było tego tak zostawić, więc trzeba było przynieść z kuchni ich miseczki i nasypać im kilka smakołyków lub poczęstować częścią porcji sera. Ale najpierw dla żartu, no i podekscytowany dopiero co okazaną i powyżej opisaną jego mądrością,  postanowiłem nakłonić Rutera by sam przyniósł swoją miseczkę. Jakież było nasze zdumienie, gdy na hasło "Ruter, przynieś miskę, gdzie twoja miska ?" Ruter rzeczywiście zerwał się z miejsca i zaczął szukać. Nie całkiem przekonany czego szuka zachęcałem go dalej do szukania, jednak akcja nie była przez nas dobrze przygotowana i przemyślana ponieważ Ruter nie miał szans znaleźć swojej miseczki na smakołyki, była bowiem schowana w kuchni.

Już miałem więc zrezygnować z eksperymentu i wstać po jego miseczkę gdy Ruter znalazł sposób i na to. Wskoczył na parapet i na nim rozpoczął intensywne poszukiwania by po kilku sekundach przerwać i w dużym natężeniu spoglądać na mnie. Było to tak nieoczekiwane, że zamarłem na chwilę i z kolei ja zacząłem wpatrywać się w Rutera. Ruter widząc moją bezradność ponownie zaczął czegoś szukać po parapecie by po kilku sekundach znowu stanąć i wpatrywać się we mnie. Teraz wreszcie zrozumiałem jego proces myślowy. Ruter wiedział, że miseczka ze smakołykami to jest jedyna miseczka, którą dostaje na parapecie. Więc na hasło "szukaj miseczki" nie mógł znaleźć lepszego sposobu by dać mi do zrozumienia, że doskonale wie o co chodzi, ale nie może jej znaleźć i chce bym mu w tym pomógł.

Porażony myślą, że ten pies jest aż tak mądry, siadłem z wrażenia z powrotem na wersalce. Po miseczkę ze smakołykami poszła Anka. Obserwowałem intensywnie i z niedowierzaniem Rutera w tym czasie. Ten pies doskonale zrozumiał, że my go już zrozumieliśmy. Jak tylko zobaczył wstającą Ankę i zrozumiał że idzie do kuchni, natychmiast uspokojony siadł na parapecie i intensywnie podekscytowany wpatrywał się w kierunku Anki nasłuchując każdego najmniejszego odgłosu z kuchni. Doskonale mogłem obserwować jak zmienia się mimika jego pyska wpatrzonego w dal korytarza na każdy odgłos który świadczył o wyjmowaniu z szafki jego miski. Ten pies doskonale znał te odgłosy. W połowie tego czasu wyrażanie zaczął się już ślinić. Po chwili Anka wkroczyła do pokoju z jego miseczką, na którą nałożyłem ceremonialnie kilka kawałków sera. Ruter z niecierpliwością przebierał łapami. Nie było żadnej wątpliwości, że po raz kolejny udało mu się coś nam wytłumaczyć. Sam już nie wiem czy byłem w tym momencie dumny z mądrości swego psa, który tak czytelnie umiał mi przekazać swoją wolę, czy też swojej, która pozwoliła mi po raz kolejny zrozumieć "psią mowę". A może mi się tylko tak wydaje ?

Środa (18 XI)


Ruter znów usiłuje mi coś powiedzieć, ale tym razem jednak go nie zrozumiałem.

Czwartek (19 XI)

Pixel postawił się Jaskierowi.
Już przy pierwszym spacerze wieczornym z Pixelem widać było, że Pixel ma zupełnie inny charakter niż Ruter. Choć równie łagodny i nie agresywny (gdyby był choć trochę agresywny nie zdecydowałbym się na jego przygarnięcie) to jednak nie jest tak uległy jak Ruter. Ruter w każdej sytuacji konfrontacji z innymi psami natychmiast przyjmuje postawę uległą przez co unika jakichkolwiek konfliktów z nimi. A na wieczornych spacerach potrafi świetnie bawić się ze wszystkimi psami.

Pixel jest jednak zupełnie inny. Z zaciekawieniem podbiega do każdego zauważonego na horyzoncie psiaka. Nie usiłuje go dominować jednak intensywnie go bada obwąchując ze wszystkich stron. Jeśli drugi psiak przyjmuje postawę nieprzychylną, lub będzie usiłował dominować Pixela, ten zacznie się bronić. Już na pierwszym spacerze z Pixelem w wrześniu doszło z tego powodu do starcia z Kajtkiem.  Na szczęście Kajtek jest małym psiakiem i dlatego nie stało im się nic groźnego zanim je rozdzieliliśmy (jeśli nie liczyć wyrwanego kawałka skóry na dolnej szczęce Pixela). Od tego czasu wydaje się, że Pixel i Kajtek to śmiertelni wrogowie. Gdy tylko spotykamy się na spacerze muszę mocno trzymać Pixela jak najdalej od Kajtka.

Od kiedy pamiętam niekwestionowanym liderem psiaków osiedlowych jest Jaskier. Ten solidnie zbudowany husky potrafi budzić respekt nie tylko u psiaków ale i u ludzi. Na szczęście jest bardzo towarzyski i łagodny, jednak doskonale potrafi utrzymać porządek w stadzie na wieczornych spacerach. Ale Pixel jest "nowy" i jeszcze nie za bardzo czuje szacunek do Jaskiera. W tej sytuacji nic dziwnego, że gdy tylko odpowiedział warknięciem na warknięcie Jaskiera musiało dojść do zwarcia.

Zanim udało nam się je rozdzielić minęło kilkanaście sekund. W tym czasie zwarty kłąb ich ciał przetaczał się po trawie w odgłosach agresywnego zajadłego warczenia. Wreszcie stanęły na wprost siebie w odległości kilku metrów przytrzymywane z obu stron. Wola walki była w nich ogromna. Pixel nie zamierzał w żadnej mierze ustąpić. Wreszcie po kilku dobrych minutach uspokoił się na tyle, że mogłem go obejrzeć. Nie miał żadnych ran, żadnego zadrapania. Wyglądało na to, że Jaskier nie chciał w żadnej mierze go skrzywdzić, a jedynie podporządkować. Dwukrotna różnica mas pomiędzy nimi oraz różnica siły były tak wielkie, że Jaskier z pewnością mógłby w ciągu jednej chwili złamać kark Pixelowi lub go okaleczyć. Jednak tak się nie stało. Z drugiej strony Pixel musiał wiedziec że nie ma szans na wygranie starcia z Jaskierem pomimo to nie podporządkował mu się. Sam nie wiem, że bardziej podziwiać odwagę Pixela czy też łagodność Jaskiera.

Piątek (20 XI)


Zgodne wylegiwanie się na parapecie.


Pixel od samego początku wykazywał "kocie" zachowania. Sam się dopraszał o mleko.


Ruter nie chce być gorszy. Mleko wypija tak, jakby to był jego ulubiony napój.

Sobota (21 XI)

Od samego rana słońce zagląda do mojego pokoju. Psy wiedzą, że na wycieczkę mogą liczyć dopiero za kilka godzin. Tak więc od powrotu z porannego spaceru okupują moją wersalkę wylegując się w cieple promieni słonecznych.

Oba chrapały tak rozkosznie, że postanowiłem wykorzystać tę sytuację, by zrobić psiakom małą sesję fotograficzną. Poniżej kilka efektów tej sesji.

 

W południe wyruszyliśmy na długo oczekiwaną wycieczkę. Na razie króciutką, bo tylko trzygodzinną, ale za to w piękne miejsce, bo w Las Tyniecki. Zresztą zobaczcie sami jak tam jest uroczo o tej poprze roku.


Pixel obwąchuje nowy teren.


Psiaki baraszkują co chwila, jednak tym razem zgodnie biegną moim śladem.


Blisko południowej krawędzi lasu jest równie pięknie.


Odpoczynek i gaszenie pragnienia na naszym stałym miejscu.


Pixel nie byłby sobą, gdyby nie sprawdził co dostał Ruter.


Radosne gonitwy Pixela.


No i także Rutera.


Tajemnicza głębia lasu wabi... , a może przestrasza ?


Podgryzanie się i przepychanie w biegu.


To psiaki lubią najbardziej.


W pełnym słońcu na "Ostrej Górze"


Chwila odpoczynku i wracamy.


Jesienny nastrój.

Poniedziałek (23 XI)

Niemal po każdym spacerze, a szczególnie po tych wieczornych, psiaki są myte w wannie. Z Ruterem nie ma problemu, chociaż muszę mu pomagać przerzucić przez krawędź wanny tylne łapy. Skurczybyk chyba to lubi, bo jak się zapomni to nie ma żadnych problemów z wskoczeniem do wanny. Jednak zwykle ma taką manierę, że wchodzi do wanny tylko przednimi łapami i czeka aż przerzucę mu do wanny tylne łapy.

Pixel poszedł z tą manierą dalej. Widząc zachowanie Rutera w ogóle przestał sam wskakiwać do wanny tylko staje bokiem do niej i nieruchomieje. Na początku swego pobytu w naszym domu w ogóle trudno go było przytrzymać w łazience. Teraz nie ma z tym żadnych problemów. Był nawet taki okres, że sam wskakiwał ochoczo do wanny. Teraz przestał. Za to wyraźnie czeka, aż go do tej wanny wniosę. Nie stawia żadnego oporu, wręcz przeciwnie, wyraźnie ustawia się tak by mi ułatwić chwyt. Biorę go więc delikatnie na ręce i przekładam do wanny. Pixel biernie poddaje się wszelkim zabiegom. Cały czas doskonale wie czego się od niego oczekuje, ponieważ już w wannie, po umyciu jednego boku potrafi sam się obrócić, na komendę, w drugą stronę tak aby ułatwić mi umycie pozostałych dwóch łap. Ale sam do wanny nie chce wskoczyć.

Postanowiliśmy więc z Anką zachęcić jakoś Pixela do samodzielnego wchodzenia do wanny. Wczoraj wszedł do wanny "przy pomocy" smakołyków na drugiej krawędzi wanny. Skutek jest taki, że musiałem mu ponownie dać smakołyka aby z tej wanny wyszedł ! Dziś, zaraz po wejściu, zaczął od ich szukania, a przed wyjściem z wanny dobrze najpierw sprawdził, czy czasem czegoś tam jeszcze nie ma.

Wtorek (24 XI)


Psiaki obserwują moje przygotowania do porannego spaceru.

Ruter przypomina mi o zapomnianych smakołykach.
I znów Ruter zadziwił mnie spostrzegawczością i inteligencją. Otóż niemal zawsze przed spacerem przygotowuję zestaw smakołyków do wzięcia. Nie mam na nie żadnej specjalnej torebki tylko po prostu wkładam je do tylnej kieszeni spodni. Nigdy się z tym nie kryję i Ruter, a teraz i Pixel, doskonale wiedzą, w której kieszeni mam zawsze smakołyki i widzą też zawsze jak je tam chowam, bo jest to część ceremoniału zwanego przygotowaniem się do spaceru.

Dziś jednak, po przygotowaniu porcji smakołyków zorientowałem się, że jestem w niewłaściwych spodniach. Poszedłem więc do pokoju by je przebrać, ale smakołyki trzymałem cały czas w ręce. Oczywiście wierne psiaki nie odstępowały mnie nawet na metr i krok w krok podążyły za ,mną do pokoju. Położyłem smakołyki na monitorze i przebrałem się. Zgasiłem światło i poszedłem na korytarz. Ale koło mnie zjawił się tylko Pixel. Zdziwiony nieco założyłem obrożę Pixelowi i czekam na Rutera. Zamiast jego psa dobiegł do mnie jego głos. Ruter najwyraźniej na coś szczekał w pokoju. Było to bardzo charakterystyczne szczekanie, należące do gatunku zaintrygowanego i zdezorientowanego. Psiak najwyraźniej usiłował zwrócić na coś moją uwagę. Przestałem więc go przywoływać i poszedłem natychmiast sprawdzić o co chodzi. No i dowiedziałem się. Ruter siedział na podłodze na wprost monitora i widząc mnie wchodzącego ponownie krótko zaszczekał. Nie wiem jak to zrobił, chyba ułożeniem ciała, w każdym razie od razu zorientowałem się, że chodzi mu o monitor. No i rzeczywiście, na monitorze leżały zapomniane smakołyki. Wziąłem je a Ruter jak tylko to zobaczył natychmiast radośnie ruszył przede mną na korytarz.

Piątek (27 XI)

Wchodzenie na smakołyka doi wanny nie na długo wystarczyło. Dziś znowu musiałem go do wanny wnosić.


Pixelowi wystarczy sekunda by wskoczyć na poduszkę swej pani.

Niedziela (29 XI)


Nowy kolega Rutera i Pixela, Reks, wreszcie przyłapany na łące.

Pogoda tak wspaniała, że dziś konieczne musieliśmy gdzieś pojechać na spacer. I znowu wybór padł na Lasek Tyniecki. Od samego początku oba psiaki były bardzo rozbrykane. Zapuszczały się w las dużo dalej niż zwykle i dużo dłużej niż zwykle musiałem na nie czekać. Raz doszło nawet do tego że byłem już pewien zagubienia się w lesie Pixela. Ruter wrócił sam po kilku minutach a Pixel dopiero wtedy, gdy zamierzałem już rozpocząć poszukiwania po lesie. Nadbiegł z zupełnie przeciwnego kierunku niż się go spodziewałem.

W innej części lasu skolei musiałem iść przez las na przełaj i ich poszukiwać po oba poleciały jak wariaty w kierunku niedalekiego szczekania innego psa. Na szczęście było tam kilka psów i też nie były agresywne a ludzie z którymi spacerowały okazali się bardzo przyjacielscy. Ponadto Pixel trzykrotnie puścił się galopem za motocyklem sportowym, których niestety dziś w lesie nie brakowało. Na szczęście wracał po kilku minutach, ale pociągał za sobą Rutera, który podekscytowany gonitwą znikał mi w lesie za motocyklem razem z Pixelem na kilka długich minut.


Rozpoczynamy spacer. Ruter wyczekuje na Pixela kroczącego akurat spokojnie koło mnie.


Południowe granice lasku. Tu zwykle jest najwięcej słońca.


Zgodne gaszenie pragnienia.


Jakiś ruch za drzewami.


Dziś były bardzo zgrane we wszelkiego rodzaju gonitwach. Teraz też się do czegoś szykują.


Na Ostrej Górze jak zwykle jest pięknie.

Poniedziałek (30 XI)


Śniadanie. Ruter zastanawia się czy warto próbować.


Chyba postanowił najpierw się przespać.

 

 

 


(c) Aleksander Piwkowski

Kraków, 2008