Ruter i Pixel

Październik 2009

poniedziałek wtorek środa czwartek piątek sobota niedziela
      1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31  
 

Czwartek (1 X)


Słoneczne popołudnie na balkonie.


Ale nudy ...


Wieczorna drzemka przed spacerem.


Zgodne oczekiwanie na wieczorny spacer.

Sobota (3 X)

Wykorzystując wyjazd Anki do Olkusza postanowiliśmy zwiedzić Pustynię Błędowską. Kilkugodzinna wycieczka po piaskach wyczerpała bardziej mnie niż psiaki.


Start do wspólnych harców.


Wspólne zabawy przez cały czas wycieczki, z wyjątkiem jedynie krótkich odpoczynków.


Spotkany nieznajomy daje okazję do nowych zabaw.

A poniżej co z tego wynikło:


Oj, chyba nie wszystko idzie po mojej  myśli. On chyba chce mnie zjeść !?


Lepiej schować się za krzaki.


A co to, czemu nagle zostałem sam ?


A, tu jesteś ! Daj spokój, tamten już sobie dawno poszedł !


No dobra, to ja też trochę poleżę.


Nie myśl sobie że ja chowałem się ze strachu !
A z czego ? Z radości ?


Ty smarkaczu ! Odgryzę ci nos !

Na szczęście wkrótce psiaki doszły do porozumienia i dalej ruszyliśmy w drogę w idealnej zgodzie.


To już ostatnie chwile wycieczki.

Środa (7 X)


Pixel bardzo szybko znalazł sobie nowy punkt obserwacyjny.

Wtorek (13 X)

Chociaż Ruter z Pixelem świetnie się w domu dogadują, to jednak bywają chwile że śpią osobno. A może Ruter obraził się, że Pixel zajął mu miejsce na wersalce ?

Czwartek (15 X)

Ruter coraz swobodniej czuje się w domu i na spacerach. Pozwala sobie nawet na samodzielne wycieczki po osiedlu. Co prawda po kilku minutach wraca, ale niestety nie zawsze. Kilka dni temu musiałem chodzić po okolicy i go przywoływać. Wreszcie wyskoczył zza jednego z bloków w galopie gnając wprost na mnie. Udało się go przywołać. Widać, że psiak jest bardzo samodzielny i psychicznie niezależny. Choć w domu ciągle doprasza się o pieszczoty to jednak na spacerze zachowuje się jakby nikogo nie potrzebował. No cóż, trzeba będzie wziąć się za jego podstawowe szkolenie.

A dzisiaj z samego rano zupełnie niespodziewanie, choć właściwie zapowiedziany, spadł pierwszy śnieg. Ciekawy byłem jak zareaguje na niego Pixel, ale wyszło na to, że to Ruter był bardziej zachwycony. Właściwie to Pixel zachował się jakby go nawet nie zauważył.


Mała niespodzianka na łące w postaci jeziorka.


Te psiaki są do siebie bardzo podobne z każdej strony :)


Ruter obserwuje okolicę.


Niespodziewanie Pixel bez oporów włazi do wody. A w domu z wanny ucieka...


Woda wyciekała skądś tak intensywnie, że powstał nawet pierwszy osiedlowy wodospad !

Piątek (16 X)

I znów cały dzień biedne psiaki muszą spędzić w domu. Nic dziwnego, że wylegują się na wersalce. Zabawne tylko jest to, jak potrafią się na niej umiścić równocześnie.


Rano psy okupują wersalkę Anki


W południe zarejestrowany bazyliszkowy wzrok Pixela na mojej wersalce.


A po południu znowu przyłapane na wersalce Anki.

Sobota (17 X)

Październik prześladuje nas brzydką pogodą w weekendy. W ciągu tygodnia zdarzają się piękne pogodne i ciepłe dni, a gdy nadchodzi piątek wszystko się psuje. Ta sobota także nie dała nam szans na wycieczkę ani na jakikolwiek dłuższy spacer, dlatego psiaki nudziły się w domu. W zasadzie usiłowały przespać dzień razem ze mną, ale od czasu do czasu budziła się w nich ochota do zabaw i wtedy baraszkowały tak, że musiałem uważać by mnie nie stratowały.


Prowodyrem był Ruter, ale Pixel nie pozostaje dłużny.


Czasami skrupia się to na mojej ręce. Na szczęście wszystko jest tylko dla zabawy i bardzo delikatnie.


Pixel wystawia się na atak Rutera, chyba to lubi...


Próba chwytania się zębami.


Ruter powalony na wznak.


No i jeszcze końcowe kłapnięcie.

Zwykle to Ruter jest prowodyrem zabaw , jednak Pixel mu to ułatwia wciskając się wszędzie i zazdrośnie domagając się pieszczot jeśli tylko poświęci się choć chwilę uwagi Ruterowi. Staramy się wszelkie dobra, także pieszczoty, rozdawać psiakom po równo dbają też aby te zwyczaje i miejsca Rutera do których jest przyzwyczajony nie uległy zmianie. Jednak wystarczy że Pixel zajmie na wersalce miejsce obok mnie zanim zrobi to Ruter a już Ruter rozpoczyna podchody. Na szczęście jak do tej pory tylko raz doszło do ostrego spięcia pomiędzy nimi i to na samym początku pobytu Pixela u nas. Od tego czasu zdarzało się co najwyżej tylko kilka warknięć ostrzegawczych i to tylko wtedy gdy któryś z nich miał coś cennego, na przykład kość lub zabawkę. Dlatego dbamy, aby nie zostawały razem samotnie w domu i miały do dyspozycji jakąś rzecz o którą mogłyby się pokłócić.

Po południu oba psiaki czekała uczta, bowiem z okazji drugich urodzin Ruter otrzymał od Sary (gorące podziękowania dla właścicielki) pełną torbę kości cielęcych. Anka przegotowała je i dziś po południu oba dostały solidną porcję. Dla bezpieczeństwa naszego mieszkania zjadały je na balkonie.

Pixel poradził sobie ze swoją porcją znacznie szybciej niż Ruter, wprost pożerał kości w całości. Ruter bardziej spokojnie i jakby dostojniej powoli wyciągał, obgryzał kawałek po kawałku i spokojnie połykał. Na koniec Pixel spasiony ułożył się do odpoczynku na wersalce, a Ruter powolutku systematycznie czyścił balkon ze wszelkich okruszków i pozostałości. Po tej uczcie wydawało się że nic więcej dziś już jeść nie będą, ale pod wieczór upomniały się o swoją kolację.

Niedziela (18 X)

Niedziela, podobnie jak sobota, minęła psiakom na zabawach w domu. Pogoda, choć miało być ciepło, była jeszcze gorsza niż w sobotę, chłód i mżawka skutecznie nas zniechęciły do wycieczki. Psiaki chyba to wyczuł, bo niemal o tej samej porze co wczoraj rozpoczęły baraszkowanie na wersalce.


Tym razem jednak Pixel był stroną dominującą.


Ruter często lądował na plecach.


Próba sił i zręczności na zęby.


Po dłuższej zabawie zmęczone legły zmożone.


A nam pozostało jedynie zadziwienie nad psim losem.

Po południu oba psiaki dostały drugą porcję pyszności urodzinowych i podobnie jak wczoraj pożerały je na balkonie. Niestety okazało się to trochę za dużo jak na żołądek Rutera ponieważ w nocy pogonił nas na spacer. Pixel pożarł wszystko bez żadnych sensacji żołądkowych.

Poniedziałek (19 X)


Remont w mieszkaniu to trudny okres także dla psiaków.
Trzeba się zmieścić na drobnej części jednego parapetu.


I znów wspólna drzemka.

Środa (21 X)

Na popołudniowym spacerze na osiedlowej łące.


Trudno przy słabym świetle uchwycić Pixela w dynamicznym biegu.


Znacznie łatwiej jest zrobić mu dobrą fotkę w statycznej pozycji.


Ruter obserwuje Pixela mając nadzieje na zabawę.

Niedziela (25 X)

To już kolejny pochmurna a nawet deszczowy weekend. Jednak tym razem postanowiłem chociaż trochę przegonić psiaki bez względu na pogodę. W sumie okazało się że nie było tak źle, deszcz przez te dwie godziny spaceru po Solvayu nie padał, a przynajmniej nie było zimno.


Ruter z Pixlem rozpoczęli harce od samego początku.


Ruter w pogoni za Pixelem.


Pixel radośnie brykający w pobliżu mnie.


Chwila zadumy Rutera.


I znowu gonitwy i wspólne harce.


Ruter czai się na Pixela na skraju ścieżki.


Ruter wypatruje Pixela w chaszczach.


Portret zziajanego Pixela.

Poniedziałek (26 X)


Psiaki wykorzystują rzadkie ostatnio chwile słoneczne na balkonie.

Środa (28 X)

Na popołudniowym spacerze Pixel paskudnie rozciął sobie tylną lewą łapkę, ostatnio na łące osiedlowej pojawia się coraz więcej szkła z rozbitych butelek. Szokująca jest głupota ludzka. Weterynarz zadecydował, że zszywanie jest zbyt ryzykowne. Pozostało więc założyć mu opatrunek i zmieniać go regularnie. Niestety, tym samym możemy pożegnać się z dłuższymi spacerami nie mówiąc już o wycieczkach, na co najmniej dwa tygodnie.


Pixel bardzo dzielnie znosi zmianę opatrunku.


Ruter spokojnie przygląda się zabiegowi z wysokości wersalki.

Czwartek (29 X)

Chora łapka nie zmieniła temperamentu Pixela. Tak samo jak i przedtem pragnie się bawić i hasać. Niestety, łapka wciąż mocno krwawi, więc ograniczamy jego brykanie do niezbędnego minimum. Na spacery wychodzi tylko na smyczy i tylko na tyle ile niezbędnie potrzebne.

Żeby nieszczęść nie było zbyt mało, to na porannym spacerze nogę skaleczył sobie tym razem Ruter. Na tej samej łące. Na szczęście niezbyt groźnie, ale wystarczyło by krwią zachlapać dywan. Ruter jednak szybko wyciek krwi powstrzymał tak że nie zdecydowałem się nawet na założenie opatrunku. Jednak na wieczornym spacerze Ruter kroczył na smyczy tak samo jak Pixel.


Późnym wieczorem jest czas na zabawy z Ruterem, oczywiście na mojej wersalce.


Ruter opiekuńczo pielęgnuję łapkę Pixelowi.

Piątek (30 X)


W samo południe psy drzemią przytulone do siebie na wersalce.


Późno w nocy Pixel wolał na spanie wybrać legowisko Rutera, tymczasowo przeniesione do mojego pokoju.

Sobota (31 X)

Ostatnie spacery Pixela i Rutera odbywają się tylko na smyczy, nawet te wieczorne. Ruter bardzo szybko zapomniał o skaleczeniu, więc wczoraj pozwoliłem Ruterowi pobiegać z innymi psiakami na wieczornym spacerze. Jednak pozostaje problem pozostałych spacerów, bo nie ma gdzie iść by pies mógł sobie pobiegać.

W tej sytuacji na dzisiejszy popołudniowy spacer postanowiłem pójść na łąkę poza osiedle. Tam puściłem Rutera wolno a Pixel dalej spacerował na smyczy. Niestety od samego początku coś drażniło go w opatrunku na łapce.


Ruter zaintrygowany dlaczego Pixel zamiast biegać ciągle zajęty jest swoją łąpką.


Pixel intensywnie zajęty był obgryzaniem pantofla ochronnego. Najwyraźniej coś mu w nim przeszkadzało.


Usiłowałem Pixela powstrzymać i pocieszyć, bo przecież musi mieć ochronę na opatrunek na spacerze,
jednak Pixel dalej intensywnie obgryzał pantofelek.


Krótkie chwile zainteresowania otoczeniem.


Widać, że pantofel wyjątkowo Pixelowi przeszkadza.


W tym czasie Ruter wałęsał się smętnie po okolicy.

Sytuacja stawało się coraz bardziej kłopotliwa. Pixel dalej usiłować przegryźć pantofelek. Zdecydowałem się więc na zdjęcie pantofelka ochronnego by chociaż w opatrunku pospacerował sobie po łące. Jednak razem z pantofelkiem zszedł z łapki cały opatrunek. Teraz dopiero zrozumiałem co przeszkadzało Pixelowi. najwyraźniej opatrunek oderwał się już wcześniej i uwierał boleśnie Pixela. Tak więc Pixel pozostał na środku łąki bez opatrunku, a rana znów zaczęła mocno krwawić. Bezradny zadzwoniłem po Ankę. Po chwili przyszłą do nas z torbą pełną opatrunków, jednak Pixel w tym czasie brykał po łące jakby nic nie wiedział o jakiejś ranie. Postanowiłem więc nie zakładać mu teraz opatrunku lecz dopiero w domu.


Czekamy na Ankę, Pixel długo i dokładnie wylizuje sobie łapkę.


Ruter w pobliżu obserwuje otoczenie.


Co chwila podchodzi do Pixela, obwąchuje go i pociesza.

W drodze powrotnej musieliśmy przejść koło weterynarza. Zwykle Ruter unika tego miejsca. Gdy tylko gabinet jest otwarty usiłuję wykorzystać okazję by zwarzyć Rutera lub Pixela. Jednak Ruter boi się tego miejsca od czasu pierwszej wizyty. Muszę zazwyczaj użyć siły by wprowadzić Rutera do gabinetu. Ostatnio kilka razy byliśmy tu z Pixelem i raz z Ruterem. To właśnie tutaj Pixel w tym miesiącu był na pierwszych oględzinach i szczepieniu. To właśnie tutaj byliśmy z nim także w tym tygodniu z powodu skaleczonej łapki.

Tym razem jednak oba psiaki zgodnie podprowadziły mnie do samych drzwi i ustawiły się tak jakby chciały mi powiedzieć, że powinniśmy tam wejść. Jednak gabinet był zamknięty, Niezwykłe zachowanie się psów zdumiało mnie tak bardzo, że poprosiłem Ankę o zrobienie fotki.


Psiaki stoją wyczekująco pod drzwiami gabinetu weterynarza.

W podobne zdumienie wprowadził Ankę Pixel wczoraj.  Również niezadowolony z opatrunku założonego rano długo się wiercił i lizał nogę poprzez bandaże. Aż wreszcie ściągnął z wieszaka kocyk, na którym Anka zwykle go kładzie do zmiany opatrunku, położył się na nim i zębami ściągnął z łapki opatrunek. Anka zastał ago w pokoju już wylizującego sobie łapkę. Najwyraźniej coś mu w tym opatrunku przeszkadzało. Po chwili bez oporu pozwolił sobie założyć opatrunek ponownie.


Zmiana opatrunku. Anka wykonuje zabieg, ja pocieszam Pixela jednocześnie go unieruchamiając,
Ruter przypatruje się i uspokaja Pixela, a Łukasz robi fotki.

 

Imieniny Sunny

Na wieczornym spacerze psiaki dostały upominki urodzinowe od Sunny z okazji jej drugich urodzin.


Po powrocie do domu Pixel od razu dorwał się do prezentu.


Ruter jak zwykle spokojnie najpierw długo obwąchuje zanim coś ugryzie.

Ciekawostka z zachowania Pixela.
Nie zdarzyło się do tej pory by Pixel pokazał kiedykolwiek jakieś agresywne zachowanie. Przez sześć tygodni jego pobytu w naszym domu ani razu nie warknął lub nie pokazywał zębów. Wręcz przeciwnie, zawsze można było z nim zrobić wszystko, piesek wszystko znosił bardzo cierpliwie. Takie łagodne zachowanie w stosunku do Rutera jak i do nas właściwie zadecydowało o tym że w ogóle został w naszym domu.

Tymczasem dziś wieczorem po wręczeniu im prezentów od Sunny, Anka wpadła na niefortunny pomysł by bliżej przypatrzyć się co jedzą. W tym celu nachyliła się nad Pixelem i wyciągnęła rękę w kierunku prezentu, który Pixel zdążył już zacząć jeść. Ruter w takiej sytuacji spokojnie pozwala odebrać sobie każde jedzenie by po chwili dostać je z powrotem. Robiliśmy takie próby kilka krotnie i wiemy, że Ruter nawet podczas jedzenia największych smakołyków pozwala nam na zrobienie wszystkiego.

Tymczasem Pixel warknął. Postanowiłem nie zostawić tego w taki sposób, by pozwolić mu bez konsekwencji warczeć na Ankę. Łagodnym Ruchem ale jednak zdecydowanie odebrałem Pixelowi posiłek. Widać było że mu się to bardzo nie podoba, jednak nie odważył się na protest, choć z początku usiłował umknąć ze zdobyczą. Odsunąłem się z prezentem na pewną odległość, wyczekałem kilkanaście sekund i oddałem go psu chwaląc i pieszcząc go przy tym ponad miarę. Po chwili ponowiłem test, a Pixel zachował się już zdecydowanie łagodniej. Poprosiłem więc Ankę, by wykonała ten test samodzielnie. I tym razem Pixel już nie protestował lecz z niepokojem oczekiwał na koniec zabiegów.

W sumie sytuacja zakończyła się pozytywnie, bowiem nie doszło do niepożądanych zachowań, a Pixel przekonał się że nie stanowimy dla niego konkurencji nawet do jego najpyszniejszych smakołyków. Jednak mimo wszystko trochę się zaniepokoiłem. Trzeba będzie zwrócić na to większą uwagę w przyszłości.

 

 

 


(c) Aleksander Piwkowski

Kraków, 2008