Ruter

Kwiecień 2009

poniedziałek wtorek środa czwartek piątek sobota niedziela
    1 2 3 4 5
6 7 8 9 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30      
 

Środa (1 IV)


W oczekiwaniu na spacer wieczorny. W tym celu okupujemy wersalkę.

Piątek (3 IV)

Na porannym spacerze - wreszcie zaczyna być ciepło. Zgodnie z zapowiedziami zaczyna robić się ciepło. Co prawda o poranku jest blisko zera, ale czuć wyraźnie, że w ciągu dnia na pewno będzie cieplej.

Pierwsza w życiu wyprawa Rutera do śródmieścia. Ruter podróżował już kilkukrotnie tramwajem i wiele razy autobusem, ale nigdy jeszcze nie był na starym mieście, to znaczy w obrębie Plant. Tym razem Anka zabrała go tam przy okazji pobytu w bibliotece.


Na przystanku tramwajowym na Kurdwanowie.


W tramwaju.


Na Rynku Głównym.


Na Plantach.


W Bibliotece.


I znowu w tramwaju.

Miłość do maskotek wiewiórki ciąg dalszy. Ruter znowu wykradł z pokoju wiewiórkę. Wlókł ją przez pokój, jednak natknął się na przechodzącą Ankę więc natychmiast ją porzucił i położył się do swojego legowiska udając, że o niczym nic nie wie. Anka wzięła wiewiórkę, zaniosła do mojego pokoju, położyła ją na oparciu wersalki i siadła obok. Przeglądaliśmy przez chwilę zdjęcia na komputerze, gdy nagle Anka zorientowała się, że wiewiórki nie ma. Okazało się, że Ruter znów się cichaczem zakradł, i niepostrzeżenie ukradł wiewiórkę zza pleców Anki. Zaintrygowani zaczęliśmy szukać Rutera, i oto co ujrzeliśmy:


Ruter w swoim legowisku przytulony do odzyskanej wiewiórki.

Ruter nie zareagował nawet na robienie zdjęć z lampą błyskową. Nadziwowaliśmy się dobrą chwilę temu widokowi i postanowiliśmy pozostawić mu tę wiewiórkę. Po jakimś czasie okazało się jednak, że Ruter co jakiś czas zmienia ułożenie wiewiórki. Tym razem leżał tak:


Ruter zmienił ułożenie wiewiórki - może prowadzi z nią jakąś rozmowę ?


Ciekawe, czy wiewiórka coś mu odpowiedziała...

Sobota (4 IV)

Poranny spacer tym razem udowodnił, że wiosna już przyszła - zrobiło się zdecydowanie cieplej. Poczuł to nawet Ruter, ziejąc już po kilku minutach spaceru.

Pogoda okazała się tak wspaniała, że wyczuł to nawet Ruter. Już w godzinę po powrocie ze spaceru porannego zaczął sygnalizować ochotę na wyjście. Leżenie na parapecie w pełnym słońcu uświadomiło mu, że czas już najwyższy na coś lepszego nić spacer po osiedlu. Tak więc w samo południe zdecydowałem się zabrać Rutera na wycieczkę. Wybór padł na Las Tyniecki (zobacz trasę).


Początek dość niemrawy. Ruter włóczy się powoli tuż za mną.


Ruter powoli się rozkręca, ale najwyraźniej jest mu gorąco.


Pierwsza większa kałuża.


No tak, więc jednak chodziło o gorąc.


Od razu bieg Rutera zrobił się żwawszy.


Wreszcie dotarliśmy do ładnej polanki, więc odpoczynek. Ruter gasi pragnienie.


Chwila odpoczynku, Ruter nasłuchuje ptaki.


Panorama polanki.


Idziemy dalej.


Nad wąwozem w południowo zachodniej części lasu.


W pobliżu Ostrej Góry.


Gaszenie pragnienia na Ostrej Górze,


i chwila odpoczynku.


Wracamy do domu.

W sumie ten jeden z pierwszych (tydzień temu spacerowaliśmy 6 km pod Tarnowem, a wcześniej 5 km po stadionie Unii) wiosenny spacer miał prawie 8 km w 2,5 godziny,  a pomimo wróciliśmy obaj bardzo zmęczeni. Ja chyba nawet bardziej od Rutera.

Niedziela (5 IV)

Niedziela zapowiadana była równie ciepło, ale pochmurnie. Niektóre prognoza wspominały nawet o deszczu. Tymczasem poranek wstał słoneczny i nic nie zapowiadało by miało się to zmienić. Byłem więc przygotowany od rana na wycieczkę. Tym razem postanowiłem zabrać Rutera w Dolinki. Wytyczyłem trasę Dolinką Kobylańską do Dolinki Bolechowickiej (zobacz trasę).


Ruter ćwiczy sprint już od samego początku.


Początek Dolinki Kobylańskiej.


Na polach ponad Kobylańską.


W kierunku Musarowej.


Na Musarowej.


Ruter podziwia widoki z Musarowej.


Każda kałuża to okazja do nowych szaleństw.


Chwila odpoczynku na szlaku rowerowym.


Widać, że Ruter lubi wycieczki.


Zeszliśmy do Bolechowickiej od góry.


W górnych partiach Bolechowickiej.


Atrakcja w Dolince Bolechowickiej.


Wylot Bolechowickiej, to już prawie koniec wycieczki.

Tym razem zrobiliśmy ponad 12 km, w 3,5h. Pomimo to i Ruter i ja czuliśmy się znacznie lepiej niż wczoraj. Może dlatego, że mieliśmy poprzedniego dnia niezłą zaprawę.

Wtorek (7 IV)

Kilkanaście dni temu na wieczornym spacerze Ruter miał bliskie spotkanie z zabawką, jakiej do tej pory jeszcze nie widział. Niewielka piłeczka, chyba gumowa, o konstrukcji ażurowej. Był tak zafascynowany nią, że cały spacer sprowadzał się już tylko do tej piłeczki i walki o nią z innymi psami. Sytuacja powtarzała się na kolejnych spacerach, więc postanowiłem sprawić taką Ruterowi. Sprowadzona na zamówienie pojawiła się wreszcie w osiedlowym sklepiku. Wracając z pracy wstąpiliśmy po drodze do sklepiku i Ruter mógł wreszcie bez skrępowania pobawić się nią w samotności.

Niestety, zabawa Rutera głównie polega na namiętnym gryzieniu tej piłki. Nie chciałem by jej zbyt szybko zniszczył a mógł sie nią bawić głównie na spacerach. Postanowiłem więc w domu ją ukryć przed Ruterem. Jednak okazało się, że nie da się Ruterowi tej piłeczki odebrać. Bronił jej tak, jak żadnej do tej pory innej zabawki. Węch ma absolutny, więc gdziekolwiek bym jej nie ukrył, natychmiast ją znajdował. Nawet, gdy położyłem ją na wysokiej półce, znalazł sposób i na to.


Ruter wspina się do piłki po wersalce.

Środa (8 IV)

W dniu następnym szaleństwo Rutera do piłki ciąg dalszy. Po wieczornym spacerze Ruter nie miał dość zabawy. Po dłuższej zabawie w korytarzu widać jednak było, że nie mamy szans zmęczyć Rutera. Postanowiliśmy więc sprawdzić, do czego Ruter się posunie żeby zdobyć tę piłeczkę. Musieliśmy jednak przerwać zabawę, bo okazało się, że w celu zdobycia piłeczki Ruter jest wstanie przełamać wszelkie swoje bariery psychiczne.


Skok po piłeczkę na półkę w korytarzu.

Sobota (11 IV)

Poranny spacer był dość ciepły i słoneczny. Ruter wyszedł z domu zaspany i chwilę trwało zanim się rozruszał, jednak później do domu nie chciał wracać. Widać było, że wycieczka w ciągu dnia nas nie ominie.


Ruter wypatruje koleżków.

W południe zdecydowaliśmy się na wycieczkę w Dolinki. Najlepsza będzie ta sama trasa co tydzień temu, ale w przeciwnym kierunku.


Parking koło Dolinki Bolechowickiej. Rozpoczynamy wycieczkę.


Schodzimy do wylotu Dolinki Bolechowickiej.


Bolechowicka już blisko.


Wylot Dolinki Bolechowickiej.


W lesie ponad Bolechowicką, koło brzęczącego drzewa.


Ścieżki mało uczęszczane.


Spokojny stosunkowo odludny teren.


Odpoczynek w pobliżu Skały Rutera.


Na Skale Osiczonki.


W kierunku Musarowej.


Na Musarowej.


Skała Musarowej.


W Dolince Kobylańskiej.


Wracamy do samochodu.

Pomimo wycieczki Ruter nie odpuścił wieczornego spaceru, a na nim zabawą nową piłeczką.

Ruter nie pozwolił sobie odebrać piłeczki nawet podczas powrotu ze spaceru.

 

Poniedziałek (13 IV)

Dzień od samego rana zimny i pochmurny, zupełnie jak wczoraj. Jednak z prognoz wynikało, że po 13-tej ociepli się i wypogodzi. I rzeczywiście. Ponad dwugodzinny spacer po Lesie Tynieckim od godziny 14-tej odbywał się w całości w słońcu i ciepłych podmuchach wiatru. Miło tym bardziej, że po raz pierwszy udało mi się namówić na spacer seniora rodu.


Początek spaceru jak zwykle w tym samym miejscu.


Widać, że bardziej zielono wkoło.


W pobliżu Ostrej Góry.


Odpoczynek na szczycie.


Ruter odpoczywa.


Po odpoczynku czas na zabawę.

Środa (15 IV)


Na porannym spacerze.

Piątek (17 IV)

Ruter znów dał pokaz swoim przyzwyczajeniom do dziecinnych upodobań. Wykorzystał fakt że zostałem dłużej w domu i zaraz po porannym spacerze i śniadaniu wczołgał się pod wersalkę, dokładnie tam, gdzie w dzieciństwie spędzał długie godziny. Tyle tylko, że teraz już się tam po prostu nie mieści.


Ruter wciśnięty pod wersalkę.

Na popołudniowym spacerze. Dziś na spacerze, w zastępstwie lepszego towarzystwa, dominował patyk.

Sobota (18 IV)


Na porannym spacerze.


Po porannym spacerze Ruter znów dał pokaz swemu
przywiązaniu do wiewiórek.

 
Na popołudniowym spacerze Ruter wypatruje towarzystwa.

Niedziela (19 IV)


Na popołudniowym spacerze na Solvay'u.


A po spacerze znowu miłość do wiewiórki, tym razem tej mniejszej.

 

Wtorek (21 IV)


Na porannym spacerze, pogoń za piłeczką.

 

Środa (22 IV)

Od czasu czerwonej ażurowanej piłeczki, na punkcie której oszalał zupełnie, zaczął też bawić się innymi piłeczkami. Jak nigdy dotąd wyżywa się w aportowaniu. Aż do zamęczenia rzucającego... :)


Na porannym spacerze - zabawa piłeczką nieustająca.

Sobota (25 IV)

Na porannym spacerze.


Ruter nieustająco węszący...


i wyglądający smutno towarzystwa.

Dzień zapowiadany był piękny, więc zdecydowałem się wybrać z Ruterem na wycieczkę. Oczywiście do Dolinek Podkrakowskich. Tym razem zwiedzaliśmy Dolinę Kluczwody.


Już na sam początek Ruter skorzystał z kąpieli.


Ruter szuka szlaku ...


Na szczycie Zamkowej Skały.


W alejce w górnych partiach dolinki.


Niestety, na tym odcinku Kluczwoda jest zamulona.


W drodze powrotnej Ruter obmył się w tym samym miejscu.


Okazało się, że w wodzie można się świetnie bawić.


Zdobycz.

Niedziela (26 IV)

Dziś sobie odpoczywaliśmy. Na popołudniowym spacerze byliśmy na łące osiedlowej. Ruter usiłował zaktywizować mnie piłką. Trochę mu się udało.


Odpoczynek w cieniu.

Wieczorem Ruter tylko czekał, aż rozłożę wersalkę. Natychmiast skorzystał z okazji i zajął ją całą.


Ruter na tygrysie.

Środa (29 IV)

Na popołudniowym spacerze Ruter urządzał podchody na piłeczkę Sary. Jednak Sara zdecydowała się na wymuszenie i psychicznie, samym wzrokiem zmusiła Rutera do oddania piłeczki.


Przed akcją...


Akcja...


Po akcji...

Czwartek (30 IV)

Na porannym spacerze zmagania Rutera z gałęzią.

 

 

 


(c) Aleksander Piwkowski

Kraków, 2008