Ruter

Styczeń 2009

poniedziałek wtorek środa czwartek piątek sobota niedziela
      1 2 3 4
5 6 7 8 9 10 11
12 13 14 15 16 17 18
19 20 21 22 23 24 25
26 27 28 29 30 31  
 

Czwartek (1 I)


Poranny spacer po sylwestrowej nocy.

Tuz po południu, korzystając z chwilowego przejaśnienia, wybraliśmy się z Hanką na spacer po Lesie Krzyszkowickim. Temperatura niezbyt mroźna, bo około -5ºC, ale po dość zimnej nocy (poniżej 10ºC) atmosfera była naprawde zimowa.


Ruter ucieszony z napotkanego przypadkowo nieznajomego.


Harce były wspólne, ale dość krótkie, bo zmierzaliśmy w przeciwnych kierunkach.

Wtorek (6 I)

W piątek (2 I) po południu zaczęło prószyć. Opad nie był zbyt intensywny, ale z każdą godziną pod śniegiem znikało coraz więcej szarzyzny. W sobotę ani w niedzielę nie udało się nam zaliczyć dłuższego spaceru. A szkoda, bo pogoda była wspaniała. Jednak w poniedziałek rano okazało się, że śniegu gwałtownie przybyło. Wszystko przykryte było białym puchem. Prognozy na tydzień zapowiadały gwałtowne ochłodzenie, nawet do -20ºC. We wtorek poranny specjalnie przeciągnąłem do 8-mej aby wyjść z aparatem fotograficznym. Poniżej fotki z tego spaceru.


Ruter tropi nawet pod śniegiem.


W poszukiwaniu atrakcji.


Reakcja na przywołanie.


Na Ruterze niska temperatura nie robi wrażenia.


Wypatrywanie towarzystwa do zabaw.

Środa (7 I)

Wczoraj (we wtorek), po popołudniowym spacerze Ruter dostał swoją normalna porcję karmy (200g RC). Po chwili Ruter dosiadł się do mnie na wersalkę i razem przeglądaliśmy Internet i oglądaliśmy telewizję. Ocknąłem się z drzemki po godzinie. Niestety, Ruter leżał już w swoim legowisku z resztkami mojej rękawiczki. Musiał ją porwać z ławy. Niestety, porwał coś jeszcze, gdyż po godzinie rozpoczął się horror. Dostał tak gwałtownego rozwolnienia, że za pierwszym razem nie zdążyłem go nawet wyprowadzić. Przez całą noc aż do południa w środę musiał być wyprowadzany średnio co 2 godziny. Po 1-szej w nocy miałem już dość, więc o 3-ciej i 5-tej poprosiłem o pomoc Artura. o 7-mej słyszałem tylko spod kołdry wychodzącego Łukasza. Potem się dowiedziałem, że i to nie wystarczyło - były resztki na korytarzu.

W ciągu dnia potrzeba jeszcze była o 10-tej. Po tej godzinie chyba się wreszcie żołądek Rutera uspokoił. Po powrocie z pracy zabrałem Rutera do weterynarza w Arce. Dostał więc zastrzyk osłonowy i zakaz jedzenia do następnego dnia. Tak więc Ruter od wczoraj jest na ścisłym poście. Może tylko pić.

Czwartek (8 I)

Ponieważ okazało się, że dzisiaj zawsze ktoś będzie w domu, więc Ruter stale będzie pod kontrolą, zdecydowałem że dam mu rano małą porcję (100g). Nie było żadnych sensacji, więc w południe dostał następne 100g. Po powrocie z pracy dostał następne 100g i wyglądało na to, że wszystko już wróciło do normy. W tej sytuacji zrezygnowałem z zapowiedzianej wizyty u weterynarza. Wieczorem, na wyraźne żądanie, dostał kolejne 100g  i w ten sposób wyszło na to, że przez cały dzień zjadł normalną rację. Noc przeszła już zupełnie spokojnie.

Sobota (10 I)

Piątek minął zupełnie normalnie. Rano i popołudniu dostał po zwykłej porcji, czyli 200g. Po wieczornym spacerze jeszcze 50g "na ząb". Szybko jednak Ruiter zaczął się upominać o jeszcze, więc zaryzykowałem i dałem mu jeszcze pełne 100g, w końcu cały jeden dzień pościł. Ruter dopiero po tych dodatkowych 100g uspokoił się i nabrał wyraźnej ochoty do zabaw.

Dziś na poranny spacer wszyscy zaspaliśmy, a Ruter nawet się na napraszał. Tak więc była dopiero 8.15 gdy znaleźliśmy się na dworze. Być może dzięki temu spotkaliśmy kilka piesków. Ruter jak zwykle najlepiej bawił się z Sunny.


Powitanie


Jakieś tłumaczenia ?


Gonitwy


I znowu razem...


I odpoczynek po śniadaniu.

Przed południem czekałem na słońce, ale się nie doczekałem. Po 11-tej pojechaliśmy więc na Solvay w nadziei, że spacer będzie przyjemny i bez słońca. Nieco pochmurnie, ale praktycznie bez wiatru, lekki mrozik i sporo śniegu spowodowały, że spacer był bardzo udany. Tym bardziej że i Ruter spotkał kilku znajomych.


Dwa pierwsze okrążenia bez towarzystwa, Ruter jednak nie traci nadziei.


Może jednak będzie jeszcze z kim pobiegać ?


No i proszę, zawsze ktoś się znajdzie.


Chwila brykania i humor odzyskany.


Gałąź też dobra do zabawy.


Duża gałąź jeszcze lepsza.


Pod koniec spaceru mały wesoły znajomy skakał koło Rutera.


Nawet chwilami przelatywał nad Ruterem.

Niedziela (11 I)

Niedziela w zapowiedziach miała być słoneczna. Jednak ranek nic na to nie wskazywał. Wyszliśmy na spacer poranny tuż po 8-mej. Było już więc dość jasno, by zrobić kilka zdjęć. Wkrótce okazało się, że nie tylko Ruter zaspał. Na spacerze spotkaliśmy tez Sunny a nawet Sabę.

Przed południem wyjrzało wreszcie zza chmur słońce. Wiedziałem już, że czeka mnie południowy spacer po Solvay'u. Wyczekałem tylko na najlepszy moment, i gdy się już dość ociepliło - pojechaliśmy. Pomimo dość mocnego słońca przy ziemi panował mróz. Dzięki temu śnieg ani trochę nie topniał i nie było żadnej pluchy. Była natomiast fantastyczna ekspozycja. Niestety, niemal żadnych piesków nie spotkaliśmy, więc dynamicznych zdjęć nie udało się zrobić wcale.


Na początek rzut oka wokoło ze skarpy.


Już wie, że nikogo nie ma.


Może jednak ktoś nadejdzie, poczekamy ?


Nie zawadzi rozejrzeć się od czasu do czasu.


Tak ładnie, dlaczego nikogo nie ma ?


No cóż, po dwóch godzinach kończymy samotny spacer.

Wtorek (13 I)

Po porannym spacerze oraz spałaszowaniu śniadania Ruter jak zwykle kontempluje widoki za oknem. Niestety, obecnie jest na tyle duży, że nie mieści się cały na parapecie. Ciągle mu któraś noga się obsuwa i nie raz się zdarzyło że cały po prostu spadł ze śliskiego parapetu. Wreszcie któregoś dnia zauważyłem, że Ruter znalazł i na to sposób. Po prostu usadawia się na parapecie w taki sposób, że jedną nogą stale jest podparty o krzesło. Dzięki temu zachowuje stabilną pozycję i nie obsuwa się z parapetu. Na zdjęciu poniżej widać go właśnie w takiej pozycji.


Ruter wspierający się jedną nogą na krześle. Potrafi wylegiwać się w tej pozycji bardzo długo.

Sobota (17 I)

Dzień był zapowiadany już wcześniej jako słoneczny, więc z niecierpliwością od rana wypatrywałem słońca. Na szczęście pokazało się tuż po porannym spacerze, który był dzisiaj dość wcześnie bo już o 7-mej. Po 10-tej zaczęliśmy się wiec zbierać na spacer i przed 11-tą już spacerowaliśmy po Solvay'u.


Ruter jak zwykle bez przerwy myszkuje z nosem przy ziemi.


Krótkie spotkanie z Loko. Na dłuższe nie pozwolił Toro.


Zmagania Rutera z przyrośniętą gałęzią.


Zbliża się koniec spaceru.


Podczas popołudniowej kawki - miłość Rutera do Łukasza z powodu ciastka...

 

Niedziela (18 I)

Dziś miało być pochmurno więc nie przygotowywałem się na spacer. Jednak w południe Ruter przypomniał o swoich potrzebach, a za oknem nie było tak ciemno jak się spodziewałem. Dla odmiany postanowiłem pospacerować dziś po lesie Rajsko.


Początek był obiecujący. Ruter był wyraźnie podekscytowany.


Na przysypanej śniegiem łące zaskoczyło nas przepiękne słoneczko.


Ruter ekscytował się śniegiem i ciepłą słoneczną pogodą.


Chwila odpoczynku


Spotkaliśmy też Sarę i Sunny.


Ruter był wyraźnie ucieszony ze spotkania ze znajomymi.

Środa (21 I)

W tym tygodniu jakoś tak się dzieje, że Ruter staje się coraz bardziej nachalny. Dziś, na przykład, obudziłem się w takim towarzystwie :)


Ruterowi przestało już wystarczać miejsce w moich nogach.

Dzisiaj wreszcie dotarła do nas zamówiona kolejna paczka karmy RC dla Rutera. Ponieważ jednak Ruter w połowie stycznia skończył już 15 miesięcy, więc tym razem nie jest to RC Junior lecz ROYAL CANIN German Shepherd. Tak więc Ruter od dzisiaj rozpocznie dorosłe życie także w zakresie jedzenia. Oczywiście, na początku będziemy mieszać ze pozostałości karmy poprzedniej z nową, ale sądzę, że już w przyszłym tygodniu Ruter będzie pałaszował całkowicie tylko nową karmę.


Ruter jest wyraźnie zaintrygowany nowym smakowitym zapachem.

Czwartek (22 I)

Tej nocy Ruter był pod szczególną obserwacją, ponieważ wczoraj na kolację dostał pierwszą porcję nowej karmy. Nie bardzo było wiadomo jak zareaguje jego żołądek. Na szczęście nie było żadnych sensacji i Ruter spał w nocy spokojnie jak niemowle.


22 stycznia 2009, 04:45:04. Ruter spokojnie śpi na swoim miejscu na mojej wersalce.

Sobota (24 I)

Poranny spacer, chociaż tuż przed 8-mą godziną, był bardzo pochmurny. Od kilku dni mamy temperatury w pobliżu zera, w ciągu dnia nawet sporo powyżej zera, dlatego do dziś ze śniegu prawie nic nie zostało. Duża wilgoć i opady deszczu dodatkowo zmyły resztki śniegu, więc dziś więcej było na łące kałuż i błota niż kiedykolwiek. Pod koniec pogonił nas do domu nawet niewielki deszczyk. Ruter, oczywiście jak zwykle w takich sytuacjach, był niepocieszony, bo znowu nie było z kim się pobawić.

Po porannym spacerze wiedziałem już, że południowy spacer po lesie będzie bardzo ryzykowny z powodu ogromnych kałuż i błota. Ruter jednak miał zdecydowanie inne zdanie, więc pod presją jego siły przekonywania zacząłem się zbierać na spacer po 13-tej. Pomimo błota zdecydowałem się na Las Rajsko. Ostatecznie okazało się, że nie ma tam aż tak wielkiego błota. Znacznie większe było na drodze.


To jest ta sama łąka, na której tydzień temu leżała gruba warstwa śniegu...


Od początku spaceru Ruter gwałtownie wyładowywał nadmiar energii.


Ulubione myszkowanie po okolicy.


Nieustające gonitwy i harce po ścieżkach i lesie.

Niedziela (25 I)

Poranny spacer wypadł dzisiaj dopiero po 8-mej. Ruter nie prosił się wcale, a ja obudziłem się bardzo późno. Wreszcie zebrałem się i wyszliśmy w pochmurny, wilgotny poranek. Ruter bardzo szybko załatwił swoje potrzeby i niemal od razu dostrzegł bawiąca się opodal Sunny i Sarę. Oczywiście, szybko dołączył do nich. Po kilkunastu minutach wokoło nas biegało już ze sześć różnych piesków, z czego kilka zupełnie nowych. Niestety, pechowo przewidując złe oświetlenie w ten pochmurny poranek nie wziąłem ze sobą aparatu, więc zdjęć nie mam, a szkoda.


Pytanie tygodnia: czy ten pies stoi czy siedzi ?

Już w czasie przedpołudniowej kawki zdałem sobie sprawy\ę że nie uniknę dłuższego spaceru z Ruterem. Zaczęło się bowiem nieco przejaśniać, a Ruter przez cały czas warował na parapecie spoglądając znacząco coraz częściej na mnie. Zacząłem się więc tylko zastanawiać: gdzie pojechać. Wreszcie zdecydowałem się na Las Tyniecki. Wybór okazał się bardzo słuszny, ponieważ Las Tyniecki, pomimo takiej pogody, nie utracił nic ze swego uroku. Dodatkowo coraz częściej zaczęło wyglądać słońce zza chmur i wkrótce spacerowaliśmy po lesie jak na wiosnę. W każdym razie Ruter dostosował swój nastrój i przez cały czas wesoło brykał.

Uchwycone sześć faz galopu Rutera


Na Ostrej Górze

Piątek (30 I)

Po kilkudniowym ociepleniu znów przyszła zima. Już w środę wieczorem zaczął prószyć śnieg, a dziś od samego rana świat cały skąpany jest w białym puchu. Temperatura w granicach kilku stopni mrozu i brak wiatru powodują, że poranny spacer jest wyjątkowo przyjemny.


Na porannym spacerze. Osiedlowa łąka.


Popołudniowa drzemka u Artura.

Sobota (31 I)

Jak zwykle wieczorem Ruter przyczłapał do mojego łóżka. Tym razem jednak leżenie w nogach mu już nie wystarcza. Wpycha się bliżej poduszki, a odsuwany przeze mnie siada wyczekująco i czeka na zmiłowanie.


Tuż po północy Ruter czeka na pozwolenie położenia się koło mnie.

Poranny spacer wypadł tuż przed 8-mą i się nieco przeciągnął. W nocy spadł świeży biały puch i na łące znów było pięknie. Na dokładkę zebrało się sporo znajomych. Skorzystałem z okazji i pstryknąłem kilka fotek Sevi, dzięki czemu wreszcie trafiła no naszej galerii znajomych.


Początek był spokojny, Ruter węszył i obserwował okolicę.


Nadmiar energii wyładowywał ganiając z patykami.


A także z całymi gałęziami


Wreszcie zjawili się pierwsi znajomi. Tutaj w gonitwie z Sunny.


Gonitwa to jedna z największych radości spacerów, nie tylko dla Rutera.


Wzajemne prowokacje. Z boku Sara powstrzymuje Sunny.


Pożądanie patyka na drzewie.


Pożądanie, ciąg dalszy.


Na koniec spaceru jeszcze trochę gonitwy.

Kiedyś już Ruter pokazał, że nie boi się odkurzacza. Później okazało się także, że nawet go lubi. Teraz mam dowód na to, że go wręcz uwielbia. Wystarczyło na chwilę włączyć odkurzacz, by zaraz zjawił się Ruter. Natychmiast położył się i wręcz napraszał się o pieszczotę. Pieszczotę odkurzaczem !

Ruter z ochotą znosi odkurzanie.

 

 

 


(c) Aleksander Piwkowski

Kraków, 2008